O neurologii w Sejmie ►

termedia.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: PAP/Albert Zawada


We wtorek 5 listopada odbyło się posiedzenie Zespołu Parlamentarnego ds. Chorób Centralnego Układu Nerwowego, którego tematami były między innymi problemy w chorobie Parkinsona, udary mózgu, programy lekowe i kłopoty z rozliczaniem nadwykonań.



Programy lekowe

Jak mówiła prof. Alina Kułakowska, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, zaledwie 18 z około 150 programów lekowych dotyczy neurologii, czyli jedynie nieco więcej niż 10 proc.

– Większość nowoczesnych technologii, którymi się chlubimy w neurologii, stosowana jest jednak tylko w programach lekowych. We wrześniu Polskie Towarzystwo Neurologiczne opublikowało raport „Neurologia w Polsce, stan obecny, perspektywy rozwoju”. Najnowszym programem jest leczenie chorych z uogólnioną postacią miastenii. Najwięcej pacjentów – ok. 25 tys. – korzysta natomiast z programu leczenia stwardnienia rozsianego – stwierdziła prof. Kułakowska.

Wskazywała, iż koszt pracy lekarzy i diagnostyki w programach lekowych jest niewielki, szacowany na 8,8 proc., w porównaniu z wydatkami na leki, dlatego te świadczenia są nieopłacalne dla świadczeniodawców.

– Jako lekarze i personel medyczny z entuzjazmem podchodzimy zwykle do tych programów, bo chorych trzeba leczyć i nie sposób im tego leczenia odmówić. Na świadczeniodawcach jednak spoczywa ogromna odpowiedzialność, bo te świadczenia trzeba raportować w kilku źródłach, powielając informacje. Mam wrażenie, iż robi się to tylko po to, żeby ułatwić pracę kontrolerom, którzy sprawdzając kilka rzeczy, mogą znaleźć coś, co się nie zgadza. Rozumiem, iż płatnik musi nas nadzorować, ale jedno jest pewne – dla szpitali profity z programów lekowych są niewielkie, są natomiast ogromne obawy przed kontrolami i ewentualnymi karami – wyjaśniła profesor.

– Nie potrafię uruchomić programu leczenia SMA w naszym szpitalu, mimo iż klinika neurologii prowadzi w nim większość programów lekowych. Nie możemy tego już zrobić ze względu na brak przestrzeni. Obok jest szpital wojewódzki z dużym oddziałem neurologii nieuczestniczącym w żadnym programie lekowym. Mimo wielu rozmów i nacisków nie udaje się tego zrobić, bo dyrektor tej placówki nie chce jej narażać na karę czy straty finansowe – przekazała prof. Kułakowska.

Jak podkreśliła, cena leku jest głównym kosztem programu, który jest tak skonstruowany, iż świadczeniodawca musi kupić lek, wydać go pacjentowi i… czekać, prosić NFZ o zwrot poniesionych nakładów. I to zaczyna być naprawdę dużym problemem.

– Do tej pory, zawierając kontrakty z NFZ na prowadzenie programów lekowych, które zwykle były niedoszacowane, zawsze przynajmniej świadczeniodawca otrzymywał zwrot, choć z opóźnieniem, za leki kupione i wydane pacjentowi. Teraz w wielu regionach kraju nadwykonania za ten rok nie są płacone. Tylko nasz szpital za leki w programach lekowych, nie tylko w neurologii, nie otrzymał 30 mln zł, a za obsługę tych świadczeń – 9 mln zł. To zaczyna być ogromnym problemem. Jak mamy te programy prowadzić? – pytała prof. Kułakowska, wskazując także na nierówny dostęp pacjentów do świadczeń, bo są one w niektórych regionach płacone, w innych nie.

Choroba Parkinsona

Jak wskazywał prof. Andrzej Friedman, członek zarządu Polskiego Towarzystwa Neurologicznego, twórca i kierownik Kliniki Neurologicznej w Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim w Warszawie, problemem jest dzisiaj to, iż lekarze mają coraz więcej możliwości pomagania pacjentom z chorobą Parkinsona, stosując zaawansowane terapie. Nie jest to jednak uporządkowane.

– Żeby móc dobrze prowadzić pacjenta z chorobą Parkinsona w zaawansowanych stadiach choroby, trzeba to robić w ośrodku z dużym doświadczeniem, który potrafi kwalifikować do terapii zaawansowanych – czy to neurochirurgicznych, czy infuzyjnych. I co ważne, wie, co dalej z tym pacjentem robić. W związku z tym powinna być również dobra współpraca przy terapiach neurochirurgicznych z ośrodkiem neurochirurgii, najlepiej w tym samym miejscu. To wszystko chyba jednak nie działa – ocenił.

– Mamy w tej chwili kilka zaawansowanych terapii, bardzo forowanych przez firmy farmaceutyczne. Trzy terapie infuzyjne, terapie neurochirurgiczne – wszystkie teoretycznie dostępne. Pacjenci o tym wiedzą i domagają się, żeby je stosować. Problemem jest odpowiednie zakwalifikowanie pacjenta do danego leczenia. Jeżeli ośrodek na przykład wykonuje dwie operacje implantacji głębokiej stymulacji mózgu rocznie, to jego doświadczenie jest minimalne – dodał.

Jego zdaniem powinno się utworzyć centra referencyjne kwalifikujące pacjentów z chorobą Parkinsona do terapii zaawansowanych.

– Zasadą powinno być, że kwalifikuje i ocenia efekty leczenia neurolog, a nie neurochirurg. W terapiach neurochirurgicznych neurochirurg wykonuje zabieg, ale ocena tego powinna być prowadzona przez neurologa – podkreślił prof. Friedman.

Przypomniał, iż w czerwcu 2017 r. skierowane zostało w tej sprawie pismo do ówczesnego prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzeja Jacyny i mimo upływu wielu lat nic się w tym zakresie nie zmieniło. przez cały czas są ośrodki, które mają jednego, dwóch pacjentów i uważają, iż też wszystko potrafią, iż kwalifikacja nie jest problemem.

– To nie jest prawda. Odpowiednia kwalifikacja decyduje o tym, co dalej z tym pacjentem będzie się działo. To powinno zostać rozwiązane na centralnym szczeblu zarządzania – ustalenie zasad postępowania ośrodków referencyjnych, a nie mnożenie ich w nieskończoność – apelował prof. Friedman.

– Ten problem nie dotyczy tylko choroby Parkinsona i chorób pokrewnych, lecz wielu innych dyscyplin, także w neurologii – stwardnienia rozsianego i udarów mózgu. To jest kontekst tzw. odwrócenia piramidy świadczeń. Dzisiaj, z punktu widzenia prawa administracyjnego, nie jest generalnie możliwe, żeby część programu lekowego i zarazem pacjentów prowadziło komplementarne centrum, a chorzy, którzy nie wymagają bieżących kontroli, zostali przekazani do AOS niezwiązanych ze szpitalami. To wymagałoby podpisania odrębnych umów – mówił prof. Bartosz Karaszewski, konsultant krajowy w dziedzinie neurologii.

Płacenie za nadwykonania i za leki

Odnosząc się do płacenia przez NFZ za leki wydawane w programach lekowych oraz za nadwykonania, Paweł Ignatowicz z Narodowego Funduszu Zdrowia przekazał uczestnikom dyskusji, iż 17 października odbyło się spotkanie prezesa funduszu z dyrektorami oddziałów wojewódzkich, podczas którego polecono przeanalizowanie nadwykonań dotyczących tych świadczeń, przede wszystkim w neurologii, zwłaszcza w zakresie SM i SMA, oraz rozliczenie nadwykonań za pierwsze półrocze.

– Co z drugim półroczem? – pytała prof. Kułakowska.

– Sytuację finansową w NFZ mamy taką, jaką mamy i w związku z tym z próżnego i Salomon nie naleje. W tej chwili zajmujemy się zaległościami za pierwsze półrocze – stwierdził Ignatowicz.

Wojciech Wiśniewski, reprezentujący Federację Przedsiębiorców Polskich, przypomniał, iż w trakcie posiedzeń sejmowej Komisji Zdrowia federacja wielokrotne podkreślała, iż sytuacja finansowa NFZ jest trudna.

– Mówiliśmy o tym, iż Narodowy Fundusz Zdrowia stał się trwale, na wiele lat pod tym względem niewypłacalny. W przyszłym roku zabraknie mu do funkcjonowania tak jak dzisiaj 27,4 mld zł, a w 2026 r. 41,4 mld zł. Dyrektor Ignatowicz ma bardzo niewdzięczną rolę. Chciałbym wyrazić pewien gest solidarności wobec NFZ, bo to naprawdę nie jest ich wina – mówił Wiśniewski.

– Dyrektorzy OW funduszu mogą finansować wyłącznie te świadczenia, które mają w planie finansowym. Każde przekroczenie oznacza naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Równocześnie są świadczeniodawcy, którzy nie mogą działać na szkodę swoich podmiotów. W obu tych sytuacjach ofiarą jest pacjent. Niestety, musimy się przygotować na to, iż nie będzie pieniędzy na realizację bardzo wielu rodzajów świadczeń. Powstaje pytanie – za co nie płacimy, ile nie płacimy i w jakim modelu? Dlatego, iż jest to matematycznie niemożliwe, aby system ochrony zdrowia, „zalany” pieniędzmi przez ostatnie trzy lata, funkcjonował bez nich w taki sposób jak do tej pory – dodał.

Nagranie z posiedzenia poniżej.

Idź do oryginalnego materiału