W czerwcu uczniowie walczą o frekwencję. Niektórzy mają jej za mało (a trzeba mieć minimum 50 proc., by zdać), inni chcą mieć 100 proc. obecność na lekcjach i zostać wyróżnionym. Pisaliśmy o tym w naszym artykule (Walczą o 100 proc. frekwencji. Uczennica: Przechodziłam cały rok dla notesu, byłam zażenowana), który na Facebooku eDziecka wywołał masę reakcji. Wiele osób twierdziło, iż nagrody za frekwencję powodują, iż do szkoły są wysyłane chore dzieci.
REKLAMA
Miałam taką koleżankę, co miała trzy razy w gimnazjum 100 proc. frekwencję. Chodziła do szkoły zasmarkana, kaszląca, z gorączką, bólem brzucha, raz z biegunką i wymiotami. Wszystkich dookoła zarażała. Takimi rodzicami to się MOPS powinien zająć, a nie ich nagradzać
- pisze oburzona czytelniczka. "Od małego wpajanie, iż własny stan zdrowia jest nieważny, ważne jest tyranie. Najpierw w szkole, potem w pracy. Nieważne, iż katar, iż gorszy dzień, iż ktoś psychicznie wysiada - mamo, muszę do szkoły, bo nie będzie nagrody za 100 proc. frekwencji", "Premie za 100 proc. frekwencji za obecność w pracy, szkole powinny być zakazane przepisami - bo jedna z drugim przychodzą do pracy, szkoły chorzy i zarażają innych" - dodają inni.
Zobacz wideo Ta szkoła jest warta 124 miliony. "Dajemy szanse każdemu, kto chce się u nas uczyć"
Kolega z klasy miał 100 proc. frekwencję. "Bardziej mu współczułam, niż zazdrościłam"
Iza miała w liceum kolegę. Chłopak był zawsze obecny w szkole, nie opuszczał ani jednej lekcji. - choćby w okresie chorobowym, kiedy zastępstwa mnożyły się na potęgę, Michał zawsze przychodził do szkoły.
Czy to oznaczało, iż miał świetną odporność? Skąd. Pamiętam go zasmarkanego z arsenałem chusteczek, a czasem i szalikiem na gardle. Po prostu dla jego rodziców frekwencja była świętością.
- opowiada. - Na koniec roku zawsze dostawał za nią nagrodę książkową. Wtedy bardziej mu współczułam, niż zazdrościłam. Wiedziałam, iż stuprocentowa frekwencja często kosztowała go zdrowie.
Eliza jest matką dwóch synów. Nie ukrywa, iż jest przeciwniczką nagradzania dzieci za coś "co tak naprawdę, nie do końca od nich zależy". - Moi synowie są jeszcze w podstawówce, więc wiadomo raczej, iż na wagary nie chodzą. Zostają w domu więc wtedy, gdy są chorzy, mają wizytę u dentysty itp.
Nie wiem, jak można nagradzać za frekwencję dzieci, szczególnie małe, które tak naprawdę nie decydują same o tym, czy pójdą do szkoły danego dnia, czy nie. To od rodziców zależy, być może uważają, iż są zbyt chore, widzą, iż zaczyna się jakaś infekcja, muszą gdzieś z nimi jechać
- wymienia. - Niestety walka o frekwencję to najczęściej walka rodziców, którzy chcą, by ich dziecko się czymś wyróżniło, dostało dyplom, nagrodę, pochwałę wychowawczyni. Wielokrotnie widzę te zasmarkane dzieciaki w zaczerwienionym oczami w szkole. Powinny być w domu, ale nie są. Wiem, iż pewnie zarażą połowę klasy, która potem nie będzie chodzić na lekcje. Nikt jednak z tym nic nie robi - dodaje.
Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl
Podobne zdanie ma Rozalia, która także jest przeciwna nagrodom za frekwencje - Moim zdaniem powinno się premiować inne zachowania - empatię, działalność społeczną, obywatelską postawę, a nie czy ktoś akurat miał rok, kiedy nie chorował lub chorował mało.
Nagroda za frekwencję to nie jest nagroda dla osób, które nie wagarują, ale dla tych, co są w szkole zawsze. To powoduje różnie szkodliwe dla ucznia postawy. Z drugiej strony, czy faktycznie są uczniowie lub rodzice, którzy dla książki i dyplomu będą posyłali do placówki dziecko z katarem? Wątpię
- podsumowała.
Zdaniem niektórych za dobrą frekwencję powinno się wyróżnić ucznia
Z kolei Iwona twierdzi, iż dzieci, które chodziły do szkoły, powinny być w jakiś sposób wyróżniane. - Ja rozumiem, iż uczniowie, którzy chorowali itp., mogą czuć się pokrzywdzeni. Z drugiej strony wiem, iż wiele osób nie chodzi do szkoły, ponieważ się nie przygotowali, nie chce im się, wyjeżdżają na wakacje itp.
Dlatego dzieciaki, jeżeli są pilne, chodzą cały rok na lekcje, nie wagarują itp., powinny dostawać jakąś nagrodę. Chociażby po to, żeby czuły się docenione, iż warto było
- mówi. - Żeby jednak nie było, jestem jednak przeciwniczką tego, by wysyłać dziecko, które jest chore do szkoły, tylko dla frekwencji. W moim rozumieniu chodzi o zdrowe dzieciaki, które mają możliwość uczęszczania na zajęcia i rezygnują z wagarów itp. - dodaje.
Czy Twoim zdaniem powinny być nagrody za 100 proc. frekwencji? A może jesteś przeciwnikiem wyróżniania czegoś, na co dziecko nie ma zbytnio wpływu? Napisz nam, co o tym sądzisz: [email protected]. Gwarantujemy anonimowość.