Markiewka: Niepamięć to przepis na polityczną katastrofę

krytykapolityczna.pl 16 godzin temu

Politycy i media głównego nurtu całkowicie wyparli doświadczenie pandemii.

Na przykład w Polsce płynnie przeszliśmy od klaskania pielęgniarkom do procedowania w Sejmie pomysłu obniżenia składki zdrowotnej. Polityczny mainstream nie wyciągnął żadnych, ale to żadnych wniosków na temat tego, co ryzykuje i kogo naraża państwo, które oszczędza na ochronie zdrowia.

Albo weźcie inflację. Jasne, dla porządku komentatorzy wspominali coś o roli pandemii i przerwanych łańcuchach dostaw, ale w większości próbowali skierować uwagę na inne tory. Jakie – to już zależało od kraju. W Polsce modna była opowieść, iż inflacja to efekt programów socjalnych PiS-u. W USA, iż programów inwestycyjnych Bidena i Partii Demokratycznej.

Na marginesie debaty publicznej są jednak grupy, które ani myślą zapomnieć o pandemii i chętnie podejmują ten temat. To osoby sceptyczne wobec szczepionek albo przekonane, iż rządy celowo przeszacowały skalę zagrożenia, by kontrolować obywateli. Ale to też przedsiębiorcy sądzący, iż lockdown zniszczył im biznes, czy po prostu młodzi sfrustrowani z powodu zamknięcia w mieszkaniach i domach.

Oby nie skończyło się jak zwykle. Politycy i media głównego nurtu oddają walkowerem bitwę narracyjną i budzą się z ręką w nocniku. Jak to? Co to za potężny ruch antyszczepionkowy, antymedyczny, antyinstytucjonalny? Skąd on się wziął u bram, kto mógł to przewidzieć?

Instytucje? Przepraszam, nie ufam

Trzeba powiedzieć sobie wprost: pandemia zradykalizowała sporo osób i przesunęła je na prawo. A dokładniej, nie tyle sama pandemia, ile sposób jej interpretacji przez część środowisk prawicowych. Interpretacji, która dobrze trafiła we frustracje wielu osób, a która nie doczekała się wystarczająco silnej kontry w przestrzeni publicznej.

Trafnie tę dynamikę uchwyciła brytyjska dziennikarka Samira Shackle:

„Kiedy wiosną 2021 roku, w ponurej atmosferze lockdownów, pisałam o rosnącej popularności teorii spiskowych na temat koronawirusa, uderzyło mnie, iż wielu moich rozmówców zaczynało od całkiem uzasadnionych obaw. Byli odizolowani, sfrustrowani i cierpieli – zarówno finansowo, jak i emocjonalnie – z powodu lockdownów. […] Rozmawiałam z niektórymi osobami przez kilka miesięcy i zauważyłam, iż im bardziej zanurzały się w internetowym świecie teorii spiskowych, tym radykalniejsze stawały się ich poglądy – na przykład od sceptycyzmu wobec oficjalnych wersji dotyczących pochodzenia wirusa po całkowitą nieufność wobec szczepionek”.

Sceptycyzm wobec szczepionek to najbardziej charakterystyczny objaw takiej radykalizacji, ale ujawnia on coś głębszego. „Całkowicie straciłam zaufanie do rządu” – powiedziała Shackle jedna z kobiet.

To jest sedno tego skrętu w prawo – niechęć do rządu, niechęć do instytucji państwowych, niechęć do autorytetów naukowych.

Derek Thompson opisywał ostatnio, jak to działa na przykładzie młodych ludzi. Dziennikarz „The Atlantic” przytacza dwa badania. Analiza ośrodka badawczego Systemic Risk Center przy London School of Economics wykazała, iż osoby, które przeżyły epidemię w wieku 18–25 lat, mają trwale niższe zaufanie do naukowych i politycznych autorytetów. Badania przeprowadzone wśród młodych Amerykanów pokazały zaś, iż wyborcy głosujący po raz pierwszy w 2024 roku byli wyjątkowo rozczarowani przywództwem kraju. Zaufanie do instytucji publicznych osiągnęło historyczne minimum.

Te tendencje są dzień po dniu wzmacniane przez przekaz skrajnej prawicy, która jest gotowa rozpropagować dowolną teorię spiskową na temat pandemii. A skoro kontry nie ma, coraz więcej osób jest gotowych kupić, jeżeli nie całą narrację prawicy, to przynajmniej jej spore fragmenty.

Nie wszystko poszło źle

Kiedy mówię o kontrze, to nie chodzi o to, iż partie i media głównego nurtu powinny udawać, iż odpowiedź na pandemię była jednym wielkim sukcesem. Nie była.

Większość rządów najpierw zlekceważyła problem, a potem, gdy zobaczyła przepełnione szpitale we Włoszech, zaczęła działać w trybie paniki. Decyzje były szybkie, podejmowane często po omacku, nie mogło więc obyć się bez pomyłek.

Na przykład nagłe i długotrwałe zamknięcie szkół miało poważne konsekwencje dla dzieciaków pozamykanych w domach bez odpowiedniego wsparcia emocjonalnego i bez możliwości nauki ani kontaktów z rówieśnikami. W szczególności dotyczy to dzieci z biedniejszych rodzin.

Ale zamiast unikać tematu, można zaproponować uczciwe rozliczenie bilansu sukcesów i porażek. Na początek można chociażby porównać, które kraje radziły sobie lepiej, a które gorzej – i dlaczego. Na przykład tak, jak to proponuje Devi Sridhar z University of Edinburgh, która zwraca uwagę, iż promowanie szczepień okazało się bardzo skuteczną polityką:

„Zamiast jedynie powstrzymywać rozprzestrzenianie się COVID-19, władze zdrowotne zaczęły jak najszybciej szczepić ludzi. Kraje, które gwałtownie przyjęły tę strategię, takie jak Nowa Zelandia i Korea Południowa, zdołały uniknąć dużej liczby zgonów. Natomiast te, które starały się ograniczać wirusa bez powszechnego promowania szczepień, jak Chiny i Hongkong, doświadczyły opóźnionej fali zakażeń i wysokiej śmiertelności”.

To jednak tylko wstęp do refleksji nad tym, co działa, a co nie działa we współczesnych państwach demokratycznych – co warto poprawić, a co promować.

Szkoda, iż prawie nikt z polityków nie próbuje choćby przebić się z komunikatem na temat inwestycji w system ochrony zdrowia. Gdyby szpitale były lepiej wyposażone, gdyby dysponowały większą kadrą, gdyby opieka zdrowotna nie działała w logice „na styk”, to nie trzeba by aż tak bardzo panikować z powodu przeciążeń systemu.

Dla wspomnianego wcześniej Thompsona to właśnie pandemia stała się bodźcem do zaproponowania koncepcji „gospodarki obfitości”. To jest ciekawe, potencjalnie bardzo atrakcyjne hasło – szkoda, iż politycy nie próbują go wykorzystać, a media nie poświęcają mu więcej uwagi.

Szkoda również, iż mało kto ma też odwagę powiedzieć, iż przy okazji pandemii okazało się, jaki potencjał rozwojowy tkwi w instytucjach państwowych. Wiecie, kto tego dowiódł? Nikt inny jak Donald Trump.

Chodzi o program „warp speed” uruchomiony podczas pandemii przez administrację Trumpa. Rząd zaoferował firmom farmaceutycznym 10 miliardów dolarów i wsparcie agencji rządowych, by te jak najszybciej opracowały skuteczną szczepionkę. Strategia ta okazała się efektywna – szczepionki powstały szybciej, niż przewidywali eksperci. Model ten przypomina koncepcję ekonomistki Mariany Mazzucato, według której państwo powinno wyznaczać cele i finansować projekty, a sektor prywatny realizować je dzięki swoim zasobom i know-how. Podobnie działał program kosmiczny Apollo.

Trump oczywiście rzadko wspomina o „warp speed”, ponieważ jego elektorat jest sceptyczny wobec szczepionek. Ale inni politycy mogliby to przedstawiać jako wskazówkę na temat tego, jak pożyteczną rolę w rozwoju może odgrywać państwo.

Samo się nie zrobi

Partie i media głównego nurtu nie mogą się łudzić, iż problem pocovidowej traumy politycznej zniknie sam z siebie. Tak nie będzie, bo wielu aktorów politycznych wywęszyło swój interes w graniu na antyinstytucjonalnej i antynaukowej nucie. Zobaczcie, co się dzieje w USA.

Nie chodzi tylko o zamach na instytucje przeprowadzany przez ekipę Trumpa.

Od kilku lat w Teksasie działają organizacje, które zachęcają obywateli, by rezygnowali ze szczepień. A Teksas dopuszcza możliwość uniknięcia obowiązku szczepienia ze względu na „osobiste przekonania”. Liczba osób, które skorzystały z tej możliwości, skoczyła w ciągu 20 lat z dwóch do 120 tysięcy. Efekt jest dokładnie taki, jak można by się spodziewać: w Teksasie właśnie wybuchła największa epidemia odry od 30 lat.

W Polsce widać podobne tendencje. Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH w roku 2022 mieliśmy ponad 70 tysięcy przypadków uchyleń od obowiązku szczepienia. To jest o 20 razy więcej niż w roku 2010.

Nie ma się też co łudzić, iż pandemia COVID-19 była ostatnim wstrząsem na przecięciu świata przyrody i polityki. Nie w czasach kryzysu klimatycznego, a szerzej – ekologicznego. Trafiliśmy do epoki niepewności, a próba poruszania się po niej tak, jakby nic się nie zmieniło, skończy się katastrofą polityczną.

Socjolog Michał Wróblewski, który bada zjawiska pandemii i epidemii, ostrzegał już kilka lat temu, iż Polska popełnia błąd, nie pracując nad pamięcią społeczną po COVID-19: „pamięć społeczna pomaga zbiorowościom być w przyszłości lepiej przygotowanym na kolejne zagrożenia – a pamiętajmy, iż sytuacja kryzysu zdrowotnego to sytuacja, z którą w pierwszej kolejności konfrontują się właśnie wspólnoty, społeczeństwa, całości, a nie jednostki”.

Ale brak takiej pamięci społecznej to tylko część problemu. Niektóre kraje, zauważa Wróblewski, radzą sobie z tym lepiej niż Polska. Gorzej, iż rozmowa wokół pandemii, szczepień, instytucji medycznych jest kolejnym potwierdzeniem trendu, w którym cała inicjatywa narracyjna znajduje się po stronie skrajnej prawicy.

To ona ma pomysły i chęć, by narzucać swoją interpretację „wielkich wydarzeń”. I to ona zmusza innych do tego, by reagowali na jej opowieść i się do niej ustosunkowywali.

Skrajna prawica dzień po dniu prze więc ze swoją narracją, a mainstream polityczny, zaskoczony każdą kolejną falą „prawicowego populizmu”, rozbraja ją w ten sposób, iż część emocji i oczekiwań zradykalizowanych wyborców przejmuje i uznaje za swoje. Ta dynamika jest fatalna dla współczesnych demokracji.

Pora przejść do ofensywy.

Idź do oryginalnego materiału