Klaudia Kolasa, gazeta.pl: Przedstawiasz się: Nazywam się Gośka Serafin i choruję na depresję. Jesteś jedną z niewielu medialnych osób, które publicznie mówią o swojej chorobie. Dlaczego to robisz?
Małgorzata Serafin: Chyba nikt nigdy nie zadał mi tego pytania. Czasem sama zastanawiam się, dlaczego. Tylko jest tak, iż choćby gdy miewam kryzysy związane z tym, iż mam za dużo na głowie i wydaje mi się, iż siedzenie w temacie depresji wcale nie wpływa na mnie dobrze, nie wątpię w sens tego, co robię. Wystarczy jedna wiadomość od kogoś, kto obejrzał "Bez farbowania" i poszedł do lekarza, żeby kryzys minął. Dlatego to robię - bo wiem, iż rozmawianie o depresji realnie pomaga.
REKLAMA
Zobacz wideo Paulla o depresji. "Przechodziłam przez most i zastanawiałam się, co by było gdybym skoczyła" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]
Jak się czułaś, gdy pierwszy raz powiedziałaś głośno o depresji?
Zorientowałam się, iż nagle czuję się lepiej. Że mówienie głośno pomaga. Pomaga też pozbyć się wstydu, bo to ogromny problem, jeżeli chodzi o depresję. Bardzo długo zmagałam się z tym uczuciem, a dodatkowo towarzyszyło mu poczucie winy. Zdałam sobie sprawę z tego, iż w przestrzeni publicznej nie ma jeszcze takiego programu, gdzie osoba z depresją rozmawia z osobą z depresją. Ja ze swojego programu również czerpię mnóstwo wsparcia, bo cały czas dobrze robi mi świadomość, iż nie jestem sama. Że nie tylko ja tak mam. Że to jest choroba i mi się nie wydaje. Bo poczucie zwątpienia, osamotnienia i beznadziejności bardzo często wraca.
Kiedy zachorowałaś nie było tak wielu książek, podcastów, rozmów na temat zdrowia psychicznego, ta świadomość była znacznie niższa. W którym momencie zorientowałaś się, iż jesteś chora i może być ci potrzebna pomoc lekarza?
Pierwszy epizod depresyjny wydarzył się 10 lat temu, gdy prowadziłam zupełnie inne życie. Pracowałam w telewizji informacyjnej. To były gigantyczne opary adrenaliny, misji i pracoholizmu. Znałam kilka osób, które chorowały na depresję, ale w ogóle się o tym nie mówiło. Nie wiedziałam, iż to choroba. Myślałam, iż tak wygląda dorosłe życie. Że po prostu się haruje od rana do nocy. "Żarty się skończyły", "Zrozumiesz jak dorośniesz" - te wszystkie hasła wybuchły.
choćby nie wiem, jak długo towarzyszyło mi to, iż byłam zmęczona, miałam problemy ze snem, koncentracją, iż nie odczuwałam radości. Poczułam, iż coś jest nie tak i tracę kontrolę, dopiero wtedy, kiedy pojawiły się w mojej głowie bardzo silne myśli rezygnacyjne: iż nie mam siły i jedynym wyjściem jest ulżenie sobie w tym cierpieniu. Poczułam, iż muszę pójść do psychiatry.
Drugi epizod depresyjny dopadł mnie w pandemii, kiedy tego wszystkiego zabrakło. Wtedy już nie pracowałam w mediach. Od jakiegoś czasu byłam fryzjerką, bo się przebranżowiłam. I chociaż wtedy już wiedziałam, iż to depresja, jeszcze bardziej miałam poczucie porażki.
Na pierwszą wizytę do psychiatry umówiłaś się z własnej woli, czy ktoś ci to zasugerował?
Sugerował mi to już kilka razy wtedy terapeuta, do którego chodziłam. Ale miałam takie podejście, iż bez przesady!
Czyli zaczęłaś od terapii?
Tak. Tylko do terapii podeszłam zadaniowo - poszłam sobie załatwić problem i myślałam, iż dwa, góra trzy spotkania i problem będzie załatwiony. Ale tak to nie działa. Chociaż terapeuta dał mi namiar do psychiatry, cały czas odwlekałam tę decyzję.
Do dziś - pomimo dużej świadomości na temat tej choroby – miewam takie poczucie, iż "może jutro będzie lepiej", "może lepiej się poczuję", "może jutro się wyśpię i wszystko będzie inaczej". Właśnie z tego powodu długo to odwlekałam. Nie ze wstydu ani lęku. Miałam wewnętrzne zawody z samą sobą, iż sobie poradzę. Sama. Bo przecież to jest kwestia organizacji, starania się bardziej, bycia fajniejszą czy ładniejszą, bardziej pracowitą, milszą, bardziej kochaną.
Hasła: "przejdzie ci", "inni mają gorzej", "nie przesadzaj", "nie użalaj się nad sobą" też nie pomagają w podjęciu takiej decyzji.
Wstydziłam powiedzieć na głos, iż choruję, bo bałam się, iż usłyszę: "Przecież ty wszystko masz". Rzeczywiście wydawało mi się, iż nie mam prawa narzekać. Przez lata w pracy w telewizji słyszałam, iż na moje miejsce jest stu chętnych i złapałam pana Boga za nogi. Więc mam świetną pracę, mam wszystko, więc dlaczego tak cierpię?
Poza tym czasem w internecie czytasz komentarze: "Jakbyś miała dwójkę dzieci i musiałabyś się nimi zająć, wstawać do pracy, to mogłabyś być zmęczona", "Jakbyś pracowała fizycznie, to mogłabyś być zmęczona". Myślisz sobie: "Faktycznie, nie mam prawa czuć się źle". Zaciskasz zęby i jedziesz. Jedziesz, aż dojedziesz do ściany i się zderzysz.
Jak wyglądało leczenie w twoim przypadku?
Zgłosiłam się po pomoc z bezradnością i bezsilnością. Dostałam leki, dostałam informację, iż nie zadziałają natychmiast jak antybiotyk, iż potrzebują kilku tygodni. Poinformowano mnie też o możliwych skutkach ubocznych i o trudnych odczuciach psychicznych i fizycznych w związku z rozpoczęciem brania leków. Rzeczywiście miałam mdłości i trochę poczucie bycia za szybą, ale to nie było jakoś bardzo dotkliwe i ustąpiło.
Na początku leczenie było kontrolowane przez lekarza co miesiąc, a potem co dwa-trzy miesiące. Przy pierwszym epizodzie depresyjnym lek, który dostałam, od razu mi pomógł. Ale to nie jest oczywiste. Przy drugim dostałam ten sam lek, ale nie zadziałał. Jak wyjaśnił psychiatra, 10 lat temu byłam w zupełnie innym miejscu i z innymi zasobami, dlatego wtedy działał, a teraz nie.
Ten drugi epizod depresyjny był połączony ze stanami lękowymi i trudniej było te leki dobrać. A zmiany są trudne, bo trwają. Nie ma czegoś takiego jak odstawienie leku w poniedziałek i zaczęcie drugiego we wtorek. Te dawki się obniża. To trwa kilka tygodni.
Od drugiego epizodu depresyjnego jeszcze nie zdecydowałam się odstawić leków. Nie było przez ostatnie cztery lata w moim życiu tak bezpiecznego momentu pod względem finansowym, zawodowym, światowym, globalnym, żebym poczuła, iż mam siłę to zrobić. Ale już się nie biczuje i już nie oceniam tego faktu jako porażkę. Jak depresja wraca, a lubi wracać, to myślę, iż z nią się po prostu żyje. Tylko się ją kontroluje i obsługuje.
Wcześniej jak najszybciej chciałaś zejść z leków?
Oczywiście! To był jakiś taki festiwal chwalenia się wewnętrznego i nie tylko... Jak kogoś pytam, czy jest na lekach, to jest taki triumf: "Zeszłam po roku". I myślę sobie: "Zazdro". Są jakieś takie wyścigi, kto lepiej sobie poradzi. Ja na przykład mam też niedoczynność tarczycy i do końca życia będę musiała brać leki, ale z tym nie mam żadnego problemu.
Porozmawiamy o tym, jak wspierać osobę, która choruje na depresję. Czego najbardziej potrzebowałaś ze strony bliskich w najtrudniejszych momentach?
Tak naprawdę uznania, iż jestem chora. A nie, iż mi się wydaje, albo iż będzie lepiej, albo iż mi przejdzie. Potrzebowałam takiego uprawomocnienia tej choroby i je dostałam. To był trudny czas dla mojej rodziny, ale sobie z tym poradzili. Mama gotowała mi fantastyczne rzeczy i dzwoniła do mnie codziennie. Wiedziałam, iż dla niej łatwiej jest zadzwonić i pogadać o pogodzie niż rozmawiać o emocjach, bo to jest trudne.
Teraz już od jakiegoś czasu otaczałam się osobami, które nie wstydzą się mówić o emocjach, rozmawiać o kryzysach, o tym, iż nie radzą sobie z bieżącym funkcjonowaniem. Dzięki temu nie spotkałam się z jakimś takim ostracyzmem, niezrozumieniem, zaprzeczeniem, ale to się dzieje. Czytam komentarze od osób, które nie są w stanie powiedzieć swoim bliskim, iż chorują, bo wiedzą, iż nie dostaną tego wsparcia. Oczywiście, wspieranie osoby w depresji nie jest proste. My nie umiemy rozmawiać.
Poza tym czasem zastanawiam się, czy gdybym ja była po drugiej stronie, to czy umiałabym rozpoznać, gdzie jest granica, kiedy taką osobę aktywizować, a kiedy to jest dla niej za dużo. Na przykład, kiedy wyciągnąć tę osobę na siłę na spacer, a kiedy pozwolić jej trochę pochorować. Na pewno zapytałabym taką osobę, czego potrzebuje i czy mogę jej jakoś pomóc. Co wcale nie oznacza, iż dostałabym odpowiedź. Ja nie chciałam nikogo obarczać kalibrem moich myśli.
Depresja jest stanem trudnym do wytłumaczenia i ktoś, kto jej nie przeżył, potrzebuje naprawdę użyć bardzo dużo wyobraźni, żeby ten stan zrozumieć. Opisanie depresji komukolwiek jest bardzo trudne. choćby ja, gdy przypominam sobie ten stan, mam wrażenie, iż to był sen. Dziś funkcjonuję normalnie i nie jestem w stanie uwierzyć, iż jeszcze jakiś czas temu nie mogłam usiąść do komputera, umyć zębów, wstać z łóżka, bo nie widziałam w tym sensu. To koszmarne cierpienie.
Powiedziałaś, iż masz w swoim gronie dużo osób, z którymi możesz porozmawiać o emocjach. Czy kiedy zaczęłaś chorować, potrafiłaś rozmawiać o tym, co czujesz?
Nie, bo ja w ogóle nie znałam emocji. Znałam strach i lęk. Innych emocji nie umiałam odczytywać. Nie mówiąc już o tym, żeby je przeżyć. Jak terapeuta mi mówił, iż emocje przychodzą i odchodzą, to była dla mnie jakaś czarna magia. Jak ktoś mnie pytał, jak się czuję, to mówiłam, iż źle albo "nie wiem". To była jedyna emocja, którą znałam: "nie wiem".
Cały czas zdarza mi się zakwestionować to, co czuję. Czy ja to czuję, czy mi się wydaje. Czy ja przesadzam, czy umniejszam. Jak kiedyś usłyszałam o samowspółczuciu, to pomyślałam: "Przecież to użalanie się nad sobą". Ale to wcale nie jest użalanie się. Kiedyś ktoś mi powiedział, żeby być dla siebie najlepszą przyjaciółką i mówić sobie takie rzeczy, jakie powiedziałoby się najlepszej przyjaciółce.
Co byś powiedziała najlepszej przyjaciółce?
Gdybym usłyszała od swojej przyjaciółki, iż pracuje nad ośmioma zleceniami jednocześnie, to nie powiedziałabym jej, iż jakoś wszyscy tak pracują i dają sobie radę, więc ona też musi, tylko powiedziałabym jej, iż oszalała. I żeby zadbała o siebie, bo jest na kursie i ścieżce do przewrócenia się. W życiu nie powiedziałabym jej: "No bez przesady stara, wszyscy tak pracują i nie narzekają, a ty zrzędzisz od rana do nocy". A sobie tak mówiłam.
Szukałaś przyczyny choroby?
Oczywiście, iż tak. Bardzo chciałam ją znać i najfajniej, gdyby była ona jedna i wyszła w badaniach krwi. Ale depresja to bardzo podstępna i wieloczynnikowa choroba. Wielokrotnie zastanawiałam się, dlaczego ja i dlaczego teraz. Wydawało mi się, iż mi to pomoże, jak to zrozumiem. Nie da się tego jednoznacznie w moim przypadku uchwycić. Nie miałam żadnego wydarzenia, które mogło wywołać u mnie kryzys psychiczny.
To było stopniowe przekraczanie granic, aż skończyły mi się zasoby i energia. To było złe odżywianie, pracowanie po 14 godzin, nieumiejętność stawiania granic w życiu prywatnym i zawodowym. Nieświadomość tego, czego chcę i kim jestem. Czy ja tak chcę coś robić, czy robię coś, bo tak się powinno. Myślę, iż to mnie doprowadziło do kryzysu jednego czy drugiego.
Trudne jest wymierzenie skali zmęczenia i oszacowanie, kiedy granica zostanie przekroczona. Mnie się czasem wydaje, iż ono nie jest duże, a jest duże. Po tylu latach mam jakąś swoją instrukcję obsługi i staram się jej pilnować. Małe kroki jak np. zdrowe jedzenie, odpoczynek, kontakty międzyludzkie, spacery są bardzo ważne. Dbanie o zdrowie psychiczne to jest drugi etat.
Widziałam ostatnio zagadnienie "zapobieganie depresji". Myślisz, iż depresji można zapobiec?
Można próbować zapobiegać, bardzo skutecznie, ale nie wiem, czy da się to robić w tym świecie. Fajnie by było osiem godzin dziennie odpoczywać, spać, mieć na wszystko czas i o siebie dbać, ale to jest szalenie trudne i wymaga zrezygnowania ze swoich celów na poczet dbania o zdrowie psychiczne. I tak - być może, gdybym umiała mówić nie, odmawiać, znała swoje granice i ograniczenia – to może bym nie zachorowała. Ale gdybym nie zachorowała, to też nie poznałabym siebie tak dobrze, jak byłam zmuszona się poznać z powodu depresji. Z drugiej strony to nie jest tak, iż każdy, kto dużo pracuje, zachoruje. Są szczęśliwcy, których depresja nie dopada.
Jak dziś się czujesz?
Dziś, kiedy rozmawiamy, po pierwsze umiem stwierdzić, jak się czuję. To jest gigantycznym sukcesem, bo mam połączenie ze swoim ciałem i ze sobą. Jestem zmęczona, bo czas wokół Dnia Walki z Depresją jest bardzo intensywny. Z drugiej strony to jest taki czas, w którym poświęcam energię na to, żeby jak najgłośniej mówić o depresji, bo na co dzień świat żyje innymi rzeczami. Ale też umiem już zaplanować swój odpoczynek. Po naszej rozmowie planuję pójść na spacer, a potem oddać się swojej nowej pasji, czyli malowaniu po numerkach. To wspaniale wycisza i jest dla mnie formą medytacji.