Listy do redakcji Angory (12.01.2025)

angora24.pl 19 godzin temu

„Galopująca głupota w czasie postępu cywilizacyjnego”

Kampania głupoty

Studium głupoty, przeprowadzone przez Pana prof. Jana Szmyda w artykule pod ww. tytułem w nr. 49. „Angory”, każe zadać sobie Sienkiewiczowskie pytanie: „Quo vadis… homo sapiens?”. Po lekturze artykułu odpowiedź brzmi niestety: „Ku autodestrukcji rozumu, za co sami jesteśmy sobie winni”. Autor stwierdza, iż „Heglowski pochód rozumu” zakończył się u schyłku XX wieku i zaczął się „globalny pochód głupoty”, który przeradza się w „galopującą głupotę” i dotyczy wszystkich sfer życia, nie wyłączając ekonomicznej i obyczajowej oraz prawnej i technologicznej. Głupota dotyczy „wielu ludzi”. Obrywamy więc za sojusze z technizacją i prymitywizacją komunikowania się, tzw. rzępoleniem umysłowym, dewaluacją moralności, podatnością na manipulację, imbecylizmem twórczym, tumiwisizmem.

O ile przez bycie sobie sterem i okrętem sami zapracowujemy na miano „upośledzonych umysłowo”, o tyle wyraźne przyczynienie się polityków do stanu naszych umysłów pozwoliło Autorowi na wskazanie głupoty politycznej jako jednej z największych postaci współczesnej głupoty o wymiarze globalnym. Wniosek Autora wynika z oceny sposobów uprawiania polityki oraz walorów „elit politycznych”, które potrafią jak nikt inny zamienić normalne życie społeczeństwa w zakłamaną rzeczywistość.

W tym kontekście słyszymy często o „politycznych idiotach – szkodnikach uprawiających politykę głupią i przynoszącą wiele nieszczęść i zagrożeń społecznych”. Autor chyba przez grzeczność nie wspomniał o tym, iż głupi politycy oprócz tego, iż robią z wyborców głupców, podając im „propagandową sieczkę” owiniętą patriotycznymi hasłami, to, co gorsza, mają tych wyborców za głupców! Po części im się nie dziwię, bo w świetle informacji o wynikach Międzynarodowego Badania Umiejętności Dorosłych 2023 (PIAAC – edycja z 10 grudnia 2024 r.) prawie 40 proc. dorosłych Polaków to funkcjonalni analfabeci. Zdobycie więc głosu wyborcy nierozumiejącego sensu przeczytanej w prasie informacji, zaleceń lekarza czy instrukcji przy składaniu mebli – jest dziecinnie proste. I tu polityk, już nie głupi, ale polityczny cwaniak, wykorzysta zjawisko Baader-Meinhof, w którym głupiec preferuje informacje potwierdzające wcześniejsze oczekiwania, niezależnie od tego, czy są prawdziwe.

Na przykład nie widzieć (dowodów „zamachu smoleńskiego”), a uwierzyć (szarlatanowi Antoniemu Macierewiczowi) w gorejącą bombę!; widzieć namacalne dowody na katastrofę (reportaż „Siła kłamstwa”) i odrzucić jako niezgodne z oczekiwaniami. Wynik badania PIAAC jest oczywistym spadkiem (in minus) w stosunku do badania sprzed dekady, co potwierdza wnioski Autora, iż „następuje przyhamowanie w ogólnym rozwoju inteligencji i racjonalności (…), rozpoczęła się dziejowa faza spadku wyższych zdolności intelektualnych człowieka”. Poczytywanie więc wyborców za głupców sprzyja kierowniczym „politycznym idiotom” w usiłowaniu obarczenia Abla winą mordercy, a Kainowi w zdjęciu z siebie odium grzechu pierworodnego (złamania art. 187 ust. 1 pkt 2 konstytucji) – przeniesienia w 2017 r. prawa wyboru 15 sędziów Krajowej Rady Sądowniczej ze Zgromadzeń Sędziowskich pod kuratelę aparatu partyjnego, a tym samym przywrócenia PRL-owskiej zasady zależności wymiaru sprawiedliwości. Czy w Polsce oczekiwanie na praworządność jest czekaniem na Godota? Pewne jest, iż głupota wsparta „polidiotami” ma progres, więc w badaniu PIAAC za dekadę głupota będzie, niestety, dalej święciła triumfy, a podział między Polakami będzie się pogłębiał, tak jak rozszerza się wszechświat po Wielkim Wybuchu. JANUSZ G.

„Warto mieć dzieci”

Przepis na dobre życie

W 49. numerze „Angory” Pan A.W. w liście „Warto mieć dzieci” jest zbulwersowany listem Pani Jagody „Moje refleksje” („Angora” nr 45), w którym Pani Jagoda opisuje sytuację swojej sąsiadki. Sprawa dotyczy trzydziestopięcioletniej kobiety, która goniła za wykształceniem i dobrymi zarobkami i nie starczyło jej czasu w założenie rodziny, urodzenie dzieci i dobre odżywianie się. Żywiła się „jedzeniem śmieciowym” i w efekcie nabawiła się „chorób przewlekłych”.

Po przeczytaniu listu Pana A.W. opracowałem przepis na dobre, zdrowe życie dla młodych kobiet (dziewcząt). Szanowne Panie, nie pozwólcie rodzicom, żeby wysłali Was na studia. Postarajcie się możliwie gwałtownie założyć rodzinę i urodzić dużo dzieci. Mąż ma być bogaty, żeby utrzymał dom i rodzinę. Nie musi być zaradny – to Wy macie być zaradne. Mając męża i dzieci – chcąc nie chcąc – musicie ich dobrze i zdrowo odżywiać (mało soli, cukru i białej mąki). Przy okazji Wy też będziecie się zdrowo odżywiać i nie zagrożą Wam „przewlekłe choroby”. Nie spożywajcie „jedzenia śmieciowego”! Takie jedzenie przeznaczone jest dla ludzi studiujących, samotnych i zabieganych.

Jeśli po zakupieniu zdrowej żywności, gotowaniu (nie smażeniu), opiece nad dziećmi i mężem oraz praniu i sprzątaniu zostanie Wam trochę wolnego czasu, to poczytajcie książki: „Wylecz choroby serca” i „Superodporność. Jak z posiłków czerpać zdrowie”. Dowiecie się, z jakich naturalnych pokarmów korzystali nasi przodkowie. Gdy dzieci będą pełnoletnie, nie pozwólcie im iść na studia. Zróbcie wszystko, żeby gwałtownie założyły rodziny, płodziły dzieci i zdrowo się odżywiały. Przekażcie im wyżej wymienione książki. Będziecie żyć zdrowo i szczęśliwie, a także prawdopodobnie długo, ponieważ nie dosięgną Was choroby przewlekłe. Nie będziecie chorować, więc zmniejszą się kolejki do lekarzy specjalistów, np. kardiologów. Będą oszczędności w NFZ i ZUS. Co prawda zwiększą się wydatki budżetu państwa na 800+, ale zmniejszą te na finansowanie studiów. Życzę miłego, zdrowego, interesującego życia. Z szacunkiem TADEUSZ BANCAREWICZ z Bielska Podlaskiego

Językowe chuligaństwo

Sięgam po klawiaturę w przeświadczeniu, iż i tak kilka zmienię. Zatem czynię to bardziej dla odreagowania i dodania otuchy myślącym podobnie. Z góry uprzedzam: miło nie będzie. Rzecz nienowa. Idzie o wulgaryzmy. O ich roli i znaczeniu w języku potocznym i literackim powiedziano z grubsza wszystko, tak jak o szczypcie pieprzu w garnku z rosołem. Stan w tej chwili jest taki, iż język potoczny zdominowany jest przez słownictwo prymitywne, chamskie i ordynarne, na które moja żona reaguje fizycznym bólem, a ja podwyższonym poziomem adrenaliny, niewskazanym w moim wieku.

Dewaluacja wartości słowa powoduje u piszącego lub, częściej, mówiącego poczucie konieczności wzmocnienia komunikatu, by trafić do rozmówcy lub czytelnika. Niegdysiejsze lubię to dzisiejsze uwielbiam, ubóstwiam. Bez super, hiper, mega wielu ludzi nie umie zbudować zdania. Pół biedy, gdy ograniczają się do podobnych słów wytrychów. Zamiłowanie do przekleństw skutkuje ograniczeniem słów w słowniku czynnym. Ale i na to znalazł się sposób. Wystarczy zatem rdzeń słowa na p…, k…, h… połączyć ze stosownym przedrostkiem, przyrostkiem, a można już będzie wyrazić wszystkie subtelności rozterek ducha i zawiłości bytu. Mam żal do tych, którzy w jakimkolwiek stopniu mają wpływ na kształtowanie gustów i języka, a kilka robią, do osób mających obowiązek dbać o kulturotwórczą rolę mediów, tłumaczących swoją bezczynność odpowiedzią na społeczne zapotrzebowanie zgodne z gustem statystycznego widza. Mam pretensję do artystów zawodowych, którzy dla chleba zagrają wszystko, czego się od nich oczekuje.

Osobno do amatorów, naturszczyków, bez warsztatu i wyczucia smaku, puszczających oko do publiczności: Jak się bawicieee? Wszyscy razem!, Jesteście zaj…ści… Nie ma żadnego razem! Widzowie zapłacili, więc pokaż, co potrafisz. Ale rację miał mistrz Młynarski: Ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio... Kocham teatr i filharmonię, ostatnie miejsca, gdzie spektakl jest przewidywalny, widzowie przepuszczają się w przejściach i nie pchają się w kolejce po płaszcz. Jeszcze… W telewizyjnych powtórkach widać niekiedy zaskoczone – poziomem – twarze widzów, czy aby się nie przesłyszeli, słuchając dowcipów od pasa w dół, robiąc dobrą minę do złej gry, w czasie gdy wykonawcy puszczają oko w ich stronę, iż niby jest już tak śmiesznie, iż sami pękają ze śmiechu. W czasach mojej młodości, idąc do kina, należało się ubrać schludnie, a do teatru w to, co najlepsze w szafie, i trzeba było się umieć zachować. Podczas ostatniej mojej wizyty w teatrze byłem jedynym widzem w garniturze. Czułem się trochę jak w kontuszu. Wspominam o tym, bo fala wulgaryzmów dawno przekroczyła stany alarmowe i rozmiękcza silnie nadwątlone wały resztek dobrego smaku i najprościej rozumianej kultury.

Po zalaniu polderów społecznej wytrzymałości napiera na jej ostatnie reduty. Mam tu na myśli żałosne popisy rzekomych kabareciarzy w nobliwych wnętrzach teatrów i filharmonii. Daruję nazwy, by nie robić darmowej reklamy artystom z własnego nadania, wesołkom próbującym rozśmieszyć widownię dowcipami subtelnymi jak oni sami. Ocalmy chociaż wysepki kultury i dobrego smaku, mając w pamięci porzekadło: powiedz mi, co cię śmieszy, a powiem ci, kim jesteś. Wraz z podnoszącym się poziomem niecenzuralności rośnie poziom społecznego nań przyzwolenia. I nie tylko ja się z tym nie godzę. Z łezką w oku wspominam trzęsienie ziemi po telewizyjnej emisji programu rozrywkowego, podczas którego prowadzący zdjął marynarkę! Ale to zdarzenie miało miejsce ponad pół wieku temu. Proszę mi darować, być może moje gusta trącą „przemysławką” i naftaliną, ale nie wszystko, co działało 50 lat temu, straciło sens. Tak na koniec: nieprzestrzeganie i nieegzekwowanie prawa demoralizuje. Proponuję wybrać: albo egzekwujemy artykuł 141 Kodeksu wykroczeń (Dz.U. z 2010 r. nr 46, poz. 275, z późn. zm.), albo wykreślmy go na zawsze. Mając już swoje lata i niewielkie oczekiwania od życia, żywię nadzieję, iż tam, gdzie trafię, chamstwa nie będzie. EDMUND MILOCH

Kiedy ogon kręci psem

Koalicja Obywatelska z wielkim zapałem zabrała się do afer słusznie minionych poprzedników. Powołano komisje sejmowe, straszono poprzedników karami niemal piekielnymi i co? Ano, jak na razie, psinco. Wszystko wskazuje, iż tak jak poprzednie komisje poza stratą czasu niczego nie dokonały, i obecne spotka ten sam los. Dlaczego? Posłowie słabo się znają na zasadach śledczych, więc posiedzenia komisji przypominają amatorski teatrzyk. Dziwi mnie, dlaczego KO dotychczas nie zajęła się aferami, byłego na szczęście, premiera, a jest czym się zajmować, bo przez jego „talenty” straciliśmy miliardy euro! Zaczęło się od Turowa. Kaczy rząd olał pretensje Czechów, którzy w końcu się wkurzyli i poszli do unijnych trybunałów, a ponieważ kaczy rząd olał również wyroki sądowe, to sprawa skończyła się karą pół miliona euro dziennie. I tu premier pokazał, co potrafi – szczyty ignorancji i niesłychany brak podstawowej wiedzy.

Ile straciliśmy? 68 mln ero (Czesi chcieli tylko 40 mln). Następnym „sukcesem” rządu kierowanego przez pana Morawieckiego była kara za brak praworządności. Tym razem skończyło się nie tylko na karach, bo Komisja Europejska zablokowała nam fundusze z programu odbudowy, a to nie w kij dmuchał – 256 miliardów zł. I gdyby KO nie wygrała wyborów, to przeleciałyby nam koło nosa jak jesienne liście na wietrze. I tu p. Morawiecki pokazał, jak ogon kręci psem, czyli minister premierem, co absolutnie nie zwalnia premiera od odpowiedzialności. Genialność p. Morawieckiego objawiła się też w fałszowaniu deficytu budżetowego przez pakowanie długów w specjalnie powołanych spółkach Skarbu Państwa, co miało ukryć ruinę budżetu nie tylko przed obywatelami własnego kraju, ale miało na celu zrobienie w konia Komisji Europejskiej. Kolejne arcydzieło słusznie byłego premiera to afera węglowa.

Pan premier ni z gruszki, ni z pietruszki zlikwidował import ruskiego węgla i byłoby to ze wszech miar słuszne, gdyby pan były premier najpierw pomyślał, a potem zrobił. Ale ponieważ zrobił odwrotnie, urządził nam kryzys, ceny węgla poleciały niczym rakieta w kosmos, a w dodatku na składach węgla zrobiło się pusto. Pan premier, na szczęście miniony, wpadł w panikę, wysłał kogo się dało, żeby kupili opał. A ponieważ emisariusze nie bardzo wiedzieli, co kupić, to kupowali wszystko, co czarne. No i mamy potężną hałdę badziewia, której nikt nie chce choćby za darmo. Ile to nas kosztowało? Miliardy! W dodatku wpędził dobrze prosperującą spółkę kolejową PKP Cargo na skraj bankructwa. To nie wszystkie wybitne osiągnięcia premiera, ale do wymienienia reszty zabrakłoby skóry wołowej, więc Trybunał Stanu lub spowiedź w prokuraturze należy mu się jak psu micha. R. PORĘBSKI

List otwarty do ministry zdrowia pani Izabeli Leszczyny

Przepraszam, iż list zaczynam od pytania: czy Pani, jako Minister Zdrowia, chce przejść do historii polskiej ochrony zdrowia jak dotychczasowi ministrowie, będący w mojej ocenie planktonem pożeranym przez lobby lekarsko-gospodarcze, czy też jako reformator tego dziwnego systemu ochrony zdrowia? Jerzy Buzek swoją reformą systemu ochrony zdrowia wprowadził część tego systemu, czyli formację gospodarczo- lekarską do III RP. Pacjenci – niby najważniejszy element tego systemu – zostali pozostawieni w PRL. Po wprowadzeniu tej reformy powstały jednoosobowe podmioty gospodarcze świadczące usługi na rzecz szpitali, przychodni, które w każdej chwili mogą szantażować zerwaniem kontraktu.

Żadne plastry typu rzecznicy pacjentów tego faktu nie zmienią. Pacjenci nie mogą także liczyć na wymiar sprawiedliwości, który jest aktualnie w całkowitym rozkładzie. Realnym wprowadzeniem pacjentów do III RP jest włączenie ich do współdecydowania o finansowaniu tak zwanych usług medycznych. Obecne możliwości techniczne polegające na wprowadzeniu tak zwanych kart funduszu zdrowia umożliwią pacjentom współdecydowanie o usługach medycznych, a choćby ich współfinansowanie. Wprowadzenie kart zdrowotnych byłoby pewną rekompensatą moralną za obowiązkową składkę zdrowotną pochodzącą z dochodów netto pacjenta.

Każdy pacjent płacący składkę zdrowotną otrzymałby kartę elektroniczną umożliwiającą mu współdecydowanie – współfinansowanie swoich potrzeb realizowanych w podmiotach gospodarczych zajmujących się usługami w zakresie ochrony zdrowia – chodzi o szpitale, przychodnie lekarskie, rehabilitacyjne, stomatologiczne, sanatoria. Współfinansowanie – zapłata za otrzymaną usługę zdrowotną byłaby dokonywana po otrzymaniu usługi, a nie przed tą usługą, co skończyłoby możliwość dopisywania niewykonanych różnych czynności medycznych przez realizujących takie usługi. w tej chwili po wyjściu z gabinetu tak zwanych specjalistów pacjent może sprawdzić swoje konto i dowiedzieć się, iż podczas wizyty trwającej 3 minuty, podczas której choćby nie został zbadany przez specjalistę, formalnie był badany, a choćby otrzymał opiekę pielęgniarską itp.

Od lekarza specjalisty pacjent może się tylko dowiedzieć, iż on nie ma dla niego czasu w tym gabinecie, ale o ile pacjent przyjdzie do jego prywatnego gabinetu, będzie miał czas na jego zbadanie i udzielenie mu adekwatnej porady, a choćby o ile będzie to konieczne, może otrzymać szybkie skierowanie do leczenia szpitalnego, w którym to szpitalu ten lekarz pracuje. Udział pacjentów w organizacji finansowania systemu ochrony zdrowia przyczyni się do ograniczenia marnotrawstwa środków finansowych przeznaczanych na ochronę zdrowia. Jestem przekonany, iż ewentualne wprowadzenie takiego rozwiązania w życie spotka się z ogromną krytyką ze strony podmiotów świadczących usługi zdrowotne, szczególnie środowiska lekarskiego.

W mojej ocenie bezkrytyczne dodawanie pieniędzy do w tej chwili funkcjonującego systemu umożliwi tylko dalsze bezzasadnie społecznie bogacenie się jednoosobowych lub wieloosobowych podmiotów gospodarczych, funkcjonujących w ochronie zdrowia Pani Ministro, awanturowanie się z ministrem finansów o dodatkowe środki dla podmiotów gospodarczych funkcjonujących w systemie ochrony zdrowia jest bardzo nieetyczne, pozycja pacjentów finansowanych przez NFZ nie ulegnie poprawie, a śmiem twierdzić, iż ulegnie pogorszeniu. Życzę Pani odwagi i determinacji we wprowadzaniu pacjentów do III RP. LUDWIK

Propozycja dla Pana Bodnara

Pisząc ten krótki list, na początek informuję, iż prawnikiem ani zwolennikiem jakiejkolwiek partii nie jestem. Jako emeryt mam czas na obserwację i analizę tego, co się dzieje w kraju i na świecie. Chyba tylko nieliczni wiedzą, iż od 1.01.2025 r. wchodzi u nas nowość. To e-doręczenie, czyli „elektroniczny odpowiednik przesyłek listowych za potwierdzeniem odbioru” – jak podano rankiem 12.12.2024 r. w TVN24 w ciągu – uwaga (!) – jednej minuty. Informująca o tym pani była niewinna, bo tak jej kazano, ale ja nie zdążyłem zapamiętać ani zapisać tego, jakie to trzy kroki należy wykonać.

I co? I cisza. Bez komentarzy, objaśnień, zwłaszcza dla takich, którzy internetu nie mają, bo ich na to nie stać. A przesyłek za potwierdzeniem odbioru, np. z ZUS, urzędów gmin czy banków emeryci i renciści dostają niemało. Jak to będzie w praktyce? Zobaczymy. Powiadają, iż najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze. Skoro tak ma być z tym e-doręczeniem, to mam dla Pana A. Bodnara nową propozycję. Utworzyć e-blokowanie, w celu przyspieszenia „ściągania” zbójów, bandziorów i… polityków na przesłuchania, do sądów i potem więzień na odbycie kary. Da Pan przy okazji po łapkach ich obrońcom, a choćby posłom broniącym kolegów przestępców. Po co policję obarczać łażeniem po domach w ich poszukiwaniu i dawać pismakom frajdę z kręcenia filmików z zatrzymywania i prowadzenia zakapturzonego ministra?

Przecież od dawna jest tak, iż pracodawcy MUSZĄ przelewać uposażenia na wskazane przez pracownika konto. Kto to robi pod stołem, jest przestępcą, i o tym Pan wie. Nie wspominając, iż klikając na jakieś newsy w sieci, a tym bardziej na reklamy, też ktoś na tym zarabia niezłą kasę. Nikt, choćby Pan, też nie zaprzeczy, iż nic tak bardzo do rozumu i rozsądku nie przemawia, jak uderzenie po kieszeni. A zatem co zrobić? Jak się wezwany (wezwana) nie stawi – zablokować jego (jej) wszystkie konta bankowe, choćby firmowe, do czasu aż się stawi. Określić to ustawowo (a może wystarczy rozporządzenie – nie wiem), łącznie z czasem stawiennictwa, od momentu zablokowania kont. Tak, Panie Ministrze! Nie ma się co cackać! Będzie trochę pisiarskiego dziamgolenia, ale jest w tym i jeden pozytyw dla Pana. Ci, którzy z Pana otoczenia będą przeciwni, będą kluczyć, a choćby bałamucić w sprawie europejskiego prawa, powinni dostać od Pana propozycję nowej pracy – poza resortem sprawiedliwości i prokuratury. Do czasu, aż jej Pan oczywiście nie rozdzieli. Przemyśli to Pan? Please! ZBIGNIEW M. (nazwisko i adres internetowy do wiadomości redakcji)

Idź do oryginalnego materiału