Koniec wesołego oberka

termedia.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Grzegorz Celejewski /Agencja Wyborcza.pl


– Czasy wesołego oberka w ochronie zdrowia już się kończą. Nareszcie! Rozdając na prawo i lewo pieniądze, zmarnowaliśmy czas na przeprowadzenie istotnych zmian, które wymusiłyby sprawniejsze funkcjonowanie systemu – komentuje w „Menedżerze Zdrowia” Andrzej Sośnierz.



Zmarnowaliśmy czas na przeprowadzenie istotnych zmian, które wymusiłyby sprawniejsze funkcjonowanie ochrony zdrowia. Daliśmy naprawdę dobrze zarobić pracownikom tego sektora, nie uzyskując żadnych efektów w poprawie dostępności do świadczeń zdrowotnych. Mało tego, niektórzy dobrze uposażeni lekarze wydają się bardziej pogardzać nisko uposażonym tłumem i mam na to niestety dziesiątki konkretnych przykładów.

Przed tym, iż to musi tak się skończyć, ostrzegałem na posiedzeniach sejmowej Komisji Zdrowia, również wtedy, kiedy sprzeciwiałem się przeniesieniu finansowania niektórych świadczeń z budżetu państwa do Narodowego Funduszu Zdrowia, a także kiedy sprzeciwiałem się finansowaniu Agencji Badań Medycznych ze składki zdrowotnej, wzywając do umiarkowania w zakresie nieustannego podnoszenia płac. A tak w ogóle było ogromnym błędem, iż państwo stopniowo dało się namówić do centralnego regulowania płac w ochronie zdrowia i brnęło w to wielu ministrów. Jeszcze za czasów ministra Zbigniewa Religi próbowaliśmy dystansować państwo od tego, ale jego następcy szli już na całego, namawiani lub przymuszani przez związki i samorządy zawodowe. Ciekaw jestem, czy choć jedna z tych organizacji uderzy się w piersi. Przecież jest niezwykle patologiczną sytuacją, iż zdecydowana większość budżetu placówek medycznych przeznaczana jest na płace, a są i takie jednostki, iż sięga to prawie 100 proc. ich przychodów. To wszystko jest również rezultatem niefrasobliwości polityków, którzy w pogardzie mieli jakąkolwiek politykę zdrowotną. Pamiętam, jak bardzo obraził się na mnie świętej pamięci były minister zdrowia Marian Zembala, kiedy ostrzegałem go przed skutkami regulacji personelu pielęgniarskiego.

Ujawnione problemy ze zbilansowaniem budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia to dopiero początek i żadne zaklęcia nic nie pomogą. Wprawdzie nie powinniśmy sobie życzyć złego, ale w tym pogarszaniu się stanu finansów funduszu widzę nadzieję na otrzeźwienie. Będzie jednak bolało, bo musi zaboleć.

Trzeba być naprawdę geniuszem, by przy tak znacznym wzroście środków spływających do NFZ ze składki zdrowotnej doprowadzić do narastającego braku pieniędzy. Najbardziej ogólną przyczyną jest stopniowa centralizacja zarządzania w ochronie zdrowia, całkowite ubezwłasnowolnienie NFZ i obsadzanie funkcji ministerialnych przez bezwolne marionetki. Niestety, niektóre decyzje kadrowe w Ministerstwie Zdrowia wydają się wskazywać, iż tam jeszcze nie zrozumiano powagi sytuacji i przez cały czas jest nadzieja, iż pieniądze z euforią będą rozdawane ku zadowoleniu „naszych” przyjaciół.

Kolejne decyzje scentralizowanej władzy musiały doprowadzić do deficytu, a przykłady takich decyzji można by mnożyć. Jednymi z ostatnich są obietnice zapłacenia za wszystkie tzw. nadwykonania oraz mnożone obszary znoszenia limitów świadczeń. Bo czy nie jest absurdem tworzenie systemu, w którym płaci się za wszystko, co usługodawca wykona? Czy ktokolwiek z czytających te słowa, będąc w sklepie, zapłaci za wszystko, co mu obsługa wrzuci do koszyka, czy klientka kosmetyczki zapłaci za wszystko, co ona jej zaoferuje i wykona bez pytania, czy remontując samochód zaakceptujemy i zapłacimy za wszystko, co zostanie nam zaoferowane i wykonane bez pytania o zgodę? Przecież w ten sposób każdego człowieka można z łatwością doprowadzić do bankructwa. I to właśnie się dzieje.

Sztuka gospodarowania pieniędzmi w imieniu ubezpieczanego polega na tym, aby umiejętnie hamować zakusy zainteresowanego sprzedażą usługodawcy, jednocześnie nie powodując zahamowania dostępu do niezbędnych świadczeń. Ale do tego potrzeba polityków zdrowotnych, a nie funkcjonariuszy i kukiełek. Nadchodzą trudne czasy, bo musiały nadejść, a tytułując niniejszy felieton, wyrażam nadzieję, iż po tym ciężkim czasie nastąpi otrzeźwienie.

Tekst Andrzeja Sośnierza, posła koła Polskie Sprawy i byłego prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia.

Przeczytaj także: „Obudźmy Arystotelesa”.

Idź do oryginalnego materiału