Daniel na urlopie z dzieckiem nie był od dwóch lat. Wszystko przez kiepską sytuację finansową. Niedawno wpadł na pomysł, iż ogłosi zbiórkę w internecie. Cel: 1000 złotych. Jak tyle uzbiera, pojedzie z synem do gospodarstwa agroturystycznego na Kaszubach.
– Tysiące ludzi ma gorzej niż ja, więc może mi zarzucą, iż niepotrzebnie się żalę. I iż ta zbiórka na wakacje to prywata. Pomyślałem jednak, iż nie chodzi tylko o pieniądze, ale też o to, iż dzięki tej akcji zwrócę też uwagę na sytuację osób, którzy tak, jak ja opiekują się seniorami. I nie mają mają etatów, urlopów, nie stać ich na wyjazdy z rodziną, choć pracują dla państwowych instytucji, takich jak MOPS – tłumaczy Daniel Tumanowicz.
Pani Halina ma 101 lat. Po gratulacje od prezydenta musiała iść na pocztę
Opiekuje się seniorami od kilku lat i widzi, jak w tym czasie ludzie, którzy jeszcze niedawno byli prawie samodzielni, stają się coraz mnie sprawni, albo choćby leżą. Nie może już z nimi chodzić na spacery, a często i rozmawiać. Jedyne, co może dla nich zrobić, to po prostu codziennie ich umyć, zmienić im pościel na świeżą, by czuli się komfortowo.
Dziś Daniel ma czterech podopiecznych. Kto jest w najlepszej formie? Trudno powiedzieć, bo zależy, co dla kogo liczy się bardziej – sprawność fizyczna czy umysłowa.
Pani Zofia, którą opiekuje się kilka lat, od dwóch jest leżąca. – Wcześniej chodziliśmy na spacery, ale tylko na werandę, bo do ogrodu nie mogła zejść ze względu na bariery architektoniczne. Gdy przestała chodzić, oglądała telewizję, ale słuch tak się pogorszył, iż przestała słyszeć dźwięk z telewizora, choćby przy maksymalnej głośności. Zorganizowałem pani Zofii specjalne słuchawki, by mogła dalej oglądać wiadomości i filmy, ale i ten sprzęt przestaje wystarczać – opowiada Daniel.
Drugą osobą, którą codziennie odwiedza, jest 90-letni inżynier. Jak zaczęli rozmawiać, okazało się, iż znał ojca Daniela.
– Mój ojciec już nie żyje. Był inżynierem architektem. We Wrocławiu, w dzielnicy Borek, wielu z nich budowało swoje domy, miały nowoczesny design, mówiło się, iż Borek to dzielnica architektów – mówi Daniel.
Ten pan już też, tak, jak pani Zofia, jest leżący. I wciąż dochodzą mu mu kolejne problemy zdrowotne. Daniel w tej pracy często się z takimi sytuacjami spotyka.
– Sugeruję rodzinom moich podopiecznych badania, motywuję do niepoddawania się, do leczenia. Tam, gdzie mogę, rozwiązuję codzienne bolączki, organizuję sprzęt, pomagam przystosować mieszkanie, choćby łazienkę, dla osoby coraz mniej sprawnej – opowiada Daniel. – Robię, co mogę, ale człowiek to nie maszyna, my opiekunowie też czasem wysiadamy i powinniśmy zwolnić tempa, jednak nie możemy – dodaje.
Trzeci podopieczny Daniela, choć wciąż jest sprawny fizycznie, to jednak musi mieszkać w Domu Pomocy Społecznej, a nie w swoim. Nie może już przebywać sam, bo ma demencję, a jego córka jest w Niemczech. Ktoś polecił jej Daniela i poprosiła, by przychodził do DPS-u i codziennie zabierał tatę na spacery.
Pracownicy placówki nie wypuszczą przecież tego pana samego, a nie mają czasu, by wychodzić z podopiecznymi. Daniel chodzi z tym panem po ulicach, parkach, po łące nad Odrą.
Czwarta, ostatnia osoba, którą się opiekuje, to pani Halina. Ma 101 lat. – Idę z panią Haliną na spacer i ją po prostu eskortuję, bo wprawdzie chodzi wciąż samodzielnie, ale o kulach – mówi Daniel.
– Pani Halina jest bardzo kontaktowa, rozmowna, w pełni sprawna intelektualnie, ale niestety ma bardzo duży ubytek słuchu i choćby aparat słuchowy nie na wiele się zdaje. Muszę krzyczeć przez cały czas, bo dużo rozmawiamy, więc jestem potem zmęczony, choć to nie jest praca fizyczna. Wczoraj, jak wróciłem do domu od pani Haliny, to od razu poszedłem spać – dodaje Daniel. A do pani Halina zachodzi na koniec dnia pracy i wychodzi od niej o godz. 18.
Niedawno, z okazji urodzin, pani Halina dostała list z gratulacjami od prezydenta miasta. – Musiałem z nią pójść na pocztę, żeby mogła go odebrać. Nie wiem, czy każdy rówieśnik pani Haliny był w stanie taki list odebrać. Wątpię. Czy nie lepiej byłoby, gdyby urzędnicy wysłali do pani Haliny list kurierem, albo wolontariusza, który wręczyłby jej bukiet kwiatów i przy okazji zapytał o to, jakie seniorka ma potrzeby? – pyta retorycznie Daniel.
Opieka nad seniorami miała być na chwilę. Stała się dla Daniela nowym celem w życiu
Na portalu www.opiekaseniora.pl, który weryfikuje wystawione opinie, Daniel ma ocenę 5 na 5 możliwych gwiazdek, choć opiekunem został trochę przez przypadek.
W pandemii padł biznes, który prowadził z koleżanką – sklepik z zeszytami i ołówkami, w którym zaopatrywali się uczniowie. Daniel miał jeszcze "drugą nogę" – zajęcia praktyczne z robotyki. Ale to też się skończyło, bo szkoły na dwa lata miały tylko lekcje zdalne.
– Pandemia mocno wiele osób dotknęła, ale dziś mało kto już o tym pamięta. Padło wiele małych biznesów. I ja też wtedy padłem – wspomina Daniel.
Jego dobrym duchem stała się wtedy pielęgniarka środowiskowa, która miała pod opieką dzielnicę Psie Pole i przychodziła czasami do jego sklepiku. Skontaktowała go z seniorem, który mieszkał w okolicy i potrzebował pomocy. To był pierwszy podopieczny Daniela.
Dziś, po kilku latach, opieka nad seniorami stała się dla niego nową drogą, już na stałe.
– Wartościową drogą. I dała mi utrzymanie, choć niestety liche. Dlatego walczę o takich, jak ja, byśmy byli równo traktowani. Tak, jak inni, którzy też pracują na rzecz mieszkańców miasta. Nie czujemy się gorsi od kierowców MPK. Oni mają na start 7000 zł i płatne urlopy. Tak w każdym razie głosi reklama w autobusie, którą oglądam codziennie, gdy jadę do podopiecznych – mówi Daniel.
Cała czwórka seniorów, którymi się opiekuje, to klienci prywatni. Oni albo ich bliscy płacą do 40 zł za godzinę. I 20 zł za dojazd, ale nie wszyscy, bo od pierwszego i ostatniego klienta Daniel nie bierze tych dodatkowych pieniędzy.
– Za dojazd i powrót z pracy, np. do korpo, też nikt nikomu nie płaci. Ale te 20 zł za dojazdy między klientami uznałem za uczciwe, bo to przerwy na dojazd, w trakcie których nie zarabiam, takie "puste przebiegi" – tłumaczy.
Praca dla MOPS-u i DPS. Nie tylko podopieczni, ale i pracownicy mają badzo źle
Gdy Daniel zaczynał "przygodę" z opiekowaniem się seniorami, pracował dla MOPS-u, ale zatrudniony przez zewnętrzną firmę. Mówi, iż w takiej sytuacji, jak on wtedy, jest we Wrocławiu 700 opiekunów. I iż niektórzy prawie przymierają głodem, bo zdarza się, iż z dnia na dzień tracą zlecenia, gdy podopieczny idzie na dłużej do szpitala, albo umiera.
– Choć MOPS to państwowa instytucja, to zatrudniając opiekunów za pośrednictwem zewnętrznej firmy, która wygrała przetarg, nie musi mieć ich na etatach. Tak oszczędza pieniądze, a opiekunowie nie mają praw pracowniczych. Przykre, ale legalne – mówi Daniel Tumanowicz.
Zanim po dwóch latach pracy dla MOPS-u, zaczął opiekować się seniorami tylko prywatnie, przeszedł "chrzest bojowy" w DPS-ie, czyli Domu Pomocy Społecznej.
– Walczyłem jak lew o etat dwa miesiące, ale bezskutecznie. Usłyszałem, iż wszystko przez to, iż jestem mężczyzną, a "personel składający się tylko z kobiet, nie lubi zaś pracować z panami". I iż nie jestem w tym DPS-ie pierwszym facetem w podobnej sytuacji – wspomina Daniel.
Zdziwił się wtedy mocno. – Tyle się mówi o tym, iż kobiety, np. pielęgniarki, muszą dźwigać chorych, i iż to ciężka praca fizyczna, więc szkoda, iż tak mało mężczyzn jest w zawodach opiekuńczych – dodaje Daniel.
Petycja i list do prezydentów, maile do ministerstwa
Napisał wtedy petycję do prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka, w której opisywał bardzo trudną sytuację opiekunów.
– Prezydent mi nie odpisał, ale jego kancelaria, zgodnie z wytycznymi wynikającymi z ustaw sejmowych, skierowała moją petycję adekwatnej osoby, czyli do dyrektora MOPS-u, który mi odpisał mi, iż w zasadzie wszystko jest ok – opowiada Daniel. W portalu naTemat.pl opisywaliśmy tę sprawę w tekście: "Napisał do Sutryka, ale afera z CH przykryła jego sprawę. "W tym biznesie zostaną tylko emerytki".
– Po tym jak napisał o mnie portal naTemat.pl i tygodnik Polityka, dostałem telefon, iż firma, która zatrudniała mnie na umowę-zlecenie, rezgnuje ze współpracy. I tak tę pracę dla MOPS-u straciłem – wspomina Daniel. Zdołował się wtedy, ale nadzieja wstąpiła w niego w trakcie niedawnej kampanii prezydenckiej.
– Napisałem list do Rafała Trzaskowskiego, bo w kampanii prezydenckiej ładnie mówił o seniorach. A po tym, jak na wiecu zamieniłem kilka słów z ministrą Agnieszką Dziemianowicz-Bąk, wysłałem maila także do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Nikt mi nie odpisał. Może znieczulica urzędników jest większa, niż sądziłem, a może wzięli mnie za zwykłego natręta, bo gdy wystąpiłem na radzie miasta, usłyszałem: "mówi pan zbyt emocjonalnie, przykro nam, iż ma pan niepoukładane w życiu" – zastanawia się Daniel Tumanowicz.
– Wiem, iż forma naszego zatrudnienia, podobnie, jak to, iż dostajemy za pracę najniższe stawki, odbywa się w majestacie prawa. Ale tak po ludzku, to jest mi bardzo przykro, iż nie mamy zagwarantowanych urlopów. Opieka nad seniorami, często chorymi terminalnie, w depresjach, obciąża psychicznie. Bywa, iż ci ludzie odbierają sobie życie, a czasem ktoś z ich rodziny, przeciążony opieką ponad siły. Zdarzyło mi się, nie raz, iż ktoś, kogo odwiedzałem, mówił: "za długo żyję, to udręka dla mnie i bliskich, niech mi pan coś poda, żeby to już się skończyło". To sytuacje nie do opisania, w których czuje się bezsilność i prosta droga do wypalenia. Ci ludzie po prostu proszą o eutanację. Chwile wytchnienia od takiej pracy są nam potrzebne, jak każdemu człowiekowi powietrze – opowiada Daniel.
Dodaje, iż choć tak narzeka, to przy tym braku empatii, jaka spotyka go ze strony urzędników, widzi wiatełko w tunelu. To dobro, którego doświadcza ze strony seniorów.
– Zdarzają się niesamowite sytuacje, np. w czasie, gdy jeszcze pracowałam dla MOPS-u, podopieczna zadzwoniła do moich szefów i powiedziała, iż mam stare, dziurawe buty i prosiła, by dali mi zasiłek na zakup nowych. Inna pani częstowała mnie obiadem, jakby czuła, iż tego dnia nic nie jadłem. A niektórzy doradzają mi w prywatnych sprawach. To niezwykłe chwile wzruszeń, które przywracają wiarę w ludzi – opowiada.
Zbiórka na wyjazd z synem to symbol. Bo nie chodzi tylko o wakacje
Jest z żoną po rozwodzie i jego syn na wakacje jeździ ostatnio tylko ze swoją mamą. Teraz Daniel postanowił, iż zbierze przez internet pieniądze i pojedzie z synem na Kaszuby. Potrzebuje 1000 zł. Niewiele, bo właścicielka gospodarstwa agroturystycznego dowiedziała się o sytuacji Daniela i zaproponowała, by przyjechali przed sezonem, za darmo. I by chłopiec zabrał ze sobą kolegę.
Daniel przygotował już program rozrywkowy: zwiedzą przy okazji Gniezno, zamek krzyżacki w Malborku, osadę Biskupin i Grunwald, wyskoczą też do Gdańska i przeprawią się statkiem przez kanał Elbląski. To wszystko nawiązuje tematycznie do tego, co chłopcy przerabiają teraz na lekcjach historii w podstawówce.
I jak podkreśla Daniel, nie chodzi tylko o wakacje: – Każda złotówka, która wpadnie do "skarbonki", będzie też takim symbolicznym poparciem dla sprawy, o którą walczę, czyli dla poprawy warunków pracy opiekunów seniorów. Dzięki temu będę czuł, iż nie jestem z tym wszystkim sam, i iż nie jest to walka z wiatrakami.
Chcesz pomóc Danielowi i jego synowi wyjechać na wakacje? Link do zbiórki:https://zrzutka.pl/zgr3dn.