Kategoria A, D a może ADHD? Wezwanie na komisję wojskową

psychiatraplus.pl 5 miesięcy temu

Wezwanie na komisję wojskową to duże wyzwanie dla osoby z ADHD. Mnóstwo dokumentów, testów do wykonania, wizyt u lekarzy, a także długie kolejki i stawienie się na czczo – bez przyjmowanych leków. Poznaj historię Łukasza, który opowiada o tym, z czym mierzył się podczas tej sytuacji.

Jakież było moje zdziwienie, gdy po wręczeniu awizo na poczcie, okazało się, iż to wezwanie do stawienia się przed komisją wojskową. Robiłem to już przeszło dekadę temu i zostałem zakwalifikowany do kategorii B – tymczasowo niezdolny do czynnej służby wojskowej. Człowiek żył z myślą, iż kwalifikację do służby wojskowej przeżywa się tylko raz, jednak życie pisze swoje własne scenariusze.

Nie opowiadałbym tej historii, gdyby nie fakt, iż parę miesięcy temu zostałem zdiagnozowany w kierunku ADHD. Rozjaśniło to wiele spraw w moim życiu, m. in. skąd pochodzą moje problemy ze skupieniem, dlaczego prokrastynuję, mam natłoki myśli, notorycznie gubię różne przedmioty, a podczas siedzenia stale macham prawą nogą.

Można pomyśleć, iż wezwanie na komisję wojskową to nic nadzwyczajnego – rutynowa kontrola. Dla osoby z ADHD to jednak niemałe wyzwanie.

Wieczorową porą, dzień przed wizytą w placówce wojskowej, zebrałem wszystkie (czy aby na pewno?) dokumenty potwierdzające moje problemy zdrowotne. Spakowałem je wraz z dostarczonym mi pismem do teczki. Wydawało mi się, iż jestem gotowy, by przeżyć tę „przygodę” jeszcze raz.

Osoba z ADHD na komisji wojskowej

Dzień stawienia się na komisji wojskowej – godz. 7:30.

Na czczo, a więc i bez leków, stawiłem się z wezwaniem w dłoni na komisji wojskowej. Okazało się, iż trafiłem do niewłaściwego budynku. Niestety, w okolicy nie znalazłem osoby, która byłaby w stanie mi pomóc. Zadzwoniłem do swojego „opiekuna”, czyli osoby, która wystawiała moje skierowanie. Uprzejma Pani wskazała mi prawidłowy budynek, jednocześnie upierając się, iż na otrzymanym piśmie widnieje adekwatny adres. Zapewniłem ją, iż nie znalazłem na nim tych informacji. Nie szkodzi – już wiem, dokąd pójść.

Na dzień dobry zderzyłem się z jednym z najgorszych koszmarów adehadowca – z kolejką do rejestracji. Bardzo gwałtownie nawiązałem rozmowę z dwiema innymi osobami. Byłem zdziwiony, iż dysponują one skierowaniem długim na kilka stron. Szybkie przeszukanie pamięci, telefon do członka rodziny i olśnienie – zapomniałem wziąć swojego pisma, leży na biurku. Na moje szczęście udało się je dostarczyć na czas.

Minęła godzina, może półtorej, zanim dotarłem do okienka rejestracji. Czas oczekiwania poświęciłem na wiercenie się, wzdychanie, badanie struktury ścian i zastanawianiu się, dlaczego to właśnie mnie wezwano ponownie.

W końcu się udało. Otrzymałem pieczątki na piśmie i mogłem kierować się do lekarza orzekającego. Tu znowu kolejka, tym razem jednak poszło sprawnie. Spodziewałem się, iż sprawa zostanie załatwiona od ręki, ponieważ moja dokumentacja medyczna była solidna. Nic bardziej mylnego. Zostałem poproszony o wykonanie badań z krwi, moczu, a także zdjęć rentgenowskich, EKG oraz o odbycie wizyt u… 7 lekarzy.

Pominę opis poszczególnych wizyt, przeprowadzonych badań, kolejnych skierowań do lekarzy, ponieważ były to standardowe procedury. Trzeba było swoje wyczekać w kolejkach. Zdecydowanie polecam zabrać ze sobą słuchawki lub coś do czytania.

Dwie wizyty były jednak dla mnie najważniejsze – u psychologa, a następnie u psychiatry.

Testy, kwestionariusze i inne nieprzyjemności

Zapukałem do gabinetu psychologa. Wręczył mi stos arkuszy, testów, które miałem wypełnić przed wizytą. Były to m.in.: EPQ-R, ankieta dotycząca obecnego samopoczucia, kwestionariusz ogólnych informacji o zdrowiu, nawykach, wykształceniu i zawodzie. Do tego konieczność uzupełnienia zdań, które zaczynały się od słów: lubię…, chcę wiedzieć…, w domu rodzinnym…, drażni mnie…, najbardziej boję się…

Kolejno odpowiedzi TAK/NIE na przeróżne pytania typu:

Gdy jestem zły to

– staję się zrzędliwy;

– zrobiłbym wszystko, gdyby mnie sprowokowano;

– w złości uderzam pięścią w stół.

Po wypełnieniu wszystkiego doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Zapukałem ponownie do drzwi gabinetu psychologa, ponieważ chciałem oddać dokumenty. Nieśmiało zajrzałem do środka, ale stanowczo kazano mi zamknąć drzwi. Po chwili psycholog pojawił się przede mną i z pogardą zapytał, czy nie rozumiem tego, iż w gabinecie jest pacjentka, więc nie mam prawa do niego wchodzić.

Czułem się źle. Myślałem, iż dostarczenie uzupełnionych arkuszy oznacza koniec całej wizyty. Nie zostałem wcześniej poinformowany, iż oprócz tego, czeka mnie jeszcze 1,5 godzinna rozmowa z psychologiem w gabinecie.

Wizyta u psychologa i psychiatry podczas kwalifikacji wojskowej

Nie otrzymałem przeprosin za ten „wybuch”. Na szczęście sama rozmowa z psychologiem przebiegła w sprzyjającej atmosferze, chociaż, gdy w wywiadzie dowiedział się, iż mam ADHD, usłyszałem od niego kilka klasycznych stwierdzeń w stylu „za młodu, to pewnie biegałem po całej szkole”. Psycholog pozwolił sobie również na żart, który, pomimo mojego bardzo tolerancyjnego poczucia humoru, uważam za nie na miejscu.

„Taki żołnierz z ADHD to by się przydał w wojsku. Biegałby Pan gwałtownie z miejsca w miejsce i unikał kul”. Mam nadzieję, iż to był tylko żart…

Testy, które przeprowadził, były najróżniejsze. Układanki WAIS-R, odpowiadanie na pytania o konkretne daty i wydarzenia, skojarzenia, a także wykonywanie obliczeń matematycznych.

Ogólnie wypadłem dobrze. W opisie psycholog stwierdził, iż moje funkcje poznawcze, intelektualne są na poziomie powyżej przeciętnej. Nieco gorzej poradziłem sobie tylko w testach pamięciowych, w szczególności tych, które sprawdzały pamięć krótkotrwałą (psycholog podawał jakieś imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, datę, a ja parokrotnie musiałem powtórzyć je w różnych momentach spotkania).

Na koniec psycholog stwierdził, iż nie wie, co wpisać w moją „kartotekę”, bo wygląda mu to na osobowość neurotyczną, ale…. na psychopatę raczej nie. Zapytał mnie czy zgadzam się z tą „diagnoza”. Czy to był kolejny żart?

Wizyta u psychiatry przebiegła znacznie szybciej, w zasadzie zadał mi tylko kilka pytań dotyczących dotychczasowego leczenia, farmakoterapii i samopoczucia na przestrzeni czasu. Chciałbym się szerzej odnieść do tego, co zostało zawarte w finalnym opisie, ale niestety… nie potrafię odszyfrować jego pisma.

Kategoria A, D, a może ADHD?

Finalnie oddałem wszystkie sporządzone dokumenty podczas trwającej dwa dni kwalifikacji wojskowej. Na podjęcie decyzji o przydzieleniu mi konkretnej kategorii wojskowej czekałem dłużej niż zwyczajowe 2 tygodnie. Ze względu na zaburzenia określone zgodnie z wykazem na stronie GOV przypisano mi kategorię D – niezdolny do czynnej służby wojskowej w czasie pokoju.

Komisja wojskowa – problemy osób z ADHD

Dla osoby z ADHD stawienie się na komisji wojskowej może przysporzyć wiele trudności. Wymagane jest bycie na czczo, więc nie tylko stale czujemy głód, oczekując w długich kolejkach i wypełniając mnóstwo przeróżnych dokumentów, ale również nie funkcjonujemy prawidłowo, bo nie przyjęliśmy leków. Stąd trudno o skupienie, cierpliwość i poprawne wykonywanie kolejnych wskazań bez zagubienia.

Czułem duży stres już od momentu, w którym nie potrafiłem znaleźć prawidłowego budynku, do którego miałem dotrzeć. Jakby tego było mało, w międzyczasie okazało się, iż zapomniałem o adekwatnym skierowaniu i o pojemniku z próbką moczu, który miałem dostarczyć na miejsce – nie doczytałem tego w wezwaniu. Typowy adehadowiec.

Musiałem również wypełnić podstawową ankietę, którą otrzymałem w liście z wezwaniem i… kolejny raz nie zapoznałem się dobrze z instrukcją, więc nie zrobiłem tego w domu. Czekała mnie zatem dodatkowa praca. Nie miałem długopisu, więc rozpocząłem poszukiwania. Wielokrotnie wypadły rzeczy z rąk lub odkładałem je w losowe miejsca, nie pamiętając o tym, gdzie je zostawiłem. W takich momentach pojawiały się myśli: „na pewno każdy na mnie patrzy i mnie ocenia, ma mnie za dziwaka”.

W moim przypadku proces kwalifikacji był bardzo długi – zajął dwa dni, bo nie każdy lekarz był na miejscu. Przez cały ten czas nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać i ile to wszystko jeszcze potrwa. Dodatkowych nieprzyjemności przysporzyła wizyta u psychologa.

Z ciekawości, przed stawieniem się na komisji wojskowej, dokonałem małego researchu. Zapoznałem się, które czynniki zdrowotne uniemożliwiają służbę w wojsku. Jak się okazało, na liście nie znalazłem ADHD, a fora internetowe również były skąpe w informacje na ten temat.

Jednak, pomimo tak wielu przeszkód i mojego roztargnienia typowego dla osoby z ADHD, udało mi się przejść przez tę procedurę. Mam nadzieję, iż nie będę musiał robić tego kolejny raz.

Idź do oryginalnego materiału