Katastrofa ze specjalistami od katastrof

termedia.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: PAP/Radek Pietruszka


– Lekarze, którzy mają wiedzę z medycyny katastrof, czyli głównie specjaliści medycyny ratunkowej, zarabiają dziś tak dużo, iż nie opłaca im się iść do pracy do urzędu wojewódzkiego – mówi szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i anestezjolog Jacek Siewiera.



W sytuacji gdy za wschodnią granicą od ponad 2,5 roku trwa wojna, polskie szpitale są nieprzygotowane do zdarzenia masowego, choćby w postaci większego wypadku.

Część lekarzy mówi wprost, iż w ich szpitalach nie ma instrukcji ani ćwiczeń na wypadek wybuchu, wypadku czy ataku terrorystycznego i gdyby taki się wydarzył, znów radziliby sobie pewnie oddolnie, jak podczas pandemii COVID-19, z której nie wyciągnięto żadnych wniosków.

O tym w „Dzienniku Gazecie Prawnej” opowiada szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i anestezjolog Jacek Siewiera.

– Mówimy o medycynie katastrof: selekcji i preselekcji pacjentów, ograniczenia jakości procedur na rzecz liczby procedur medycznych, selekcjonowania typów procedur medycznych – tym, iż nie robimy skomplikowanych, wielogodzinnych zabiegów rekonstrukcyjnych, tylko robimy np. amputacje, które trzeba wykonać, żeby ratować życie. Na szpitalnych oddziałach ratunkowych i na szpitalnych dyżurach brakuje ludzi, którzy potrafiliby zastosować medycynę katastrof w takich przypadkach jak na przykład kolejowa katastrofa pod Szczekocinami – komentuje Siewiera.

„Dziennik Gazeta Prawna” pyta, dlaczego nie ma takich ludzi na SOR-ach.

– To, co powiem, będzie niepopularne i wsadzi kij w mrowisko. Lekarze, którzy mają wiedzę z medycyny katastrof, czyli głównie specjaliści medycyny ratunkowej, zarabiają dziś tak dużo, iż nie opłaca im się iść do pracy do urzędu wojewódzkiego. Tam na etacie zarobią 7–8 tys. zł na miesiąc, a na SOR-ze więcej dostaną za dobę pracy. W imię czego mają rezygnować z dobrego, dostatniego życia, w którym jeszcze mogą ratować innych? Do tego byli szkoleni. jeżeli państwo nie zrozumie, iż żeby zapewnić bezpieczeństwo, musi płacić takim ludziom stawki rynkowe, w urzędach nie będzie specjalistów medycyny katastrof i jej zrozumienia – stwierdza Jacek Siewiera.

Przeczytaj także: „System z(de)mobilizowany” i „Anestezjolog nowym szefem BBN”.

Idź do oryginalnego materiału