Januszewska: Halo? Policja? Rząd ukradł mi marzenia

krytykapolityczna.pl 1 miesiąc temu

Wyczyny Zjednoczonej Prawicy u władzy nieprzychylni jej politycy i publicyści lubili puentować zdaniem, iż Kaczyński cofa nas do średniowiecza. Sama użyłam pewnie tej retorycznej kliszy co najmniej raz. Jednak nie tak dawno, gdy słuchałam znakomitego podcastu Katarzyny Oczkowskiej Wygląda na niezłą sztukę, zrozumiałam, iż ani ja, ani moi koledzy po klawiaturze nie mieli racji.

Wieki średnie – niegdyś nazywane ciemnymi – może i nie grzeszyły postępowością, ale na przykład w kwestiach reprodukcji i zdrowia kobiet aż tak bardzo zapóźnione nie były. Przykładowo we Włoszech w XII wieku (niektóre źródła podają wiek XI) działała prawdziwa rewolucjonistka w dziedzinie położnictwa, pierwsza ginekolożka w historii – Trota de Ruggiero, zwana także Trotulą z Salerno. Jej dokonania w zakresie medycyny są nie do przecenienia.

Słuchaj podcastu autorki tekstu:

Spreaker
Apple Podcasts

To ona łagodziła ból wydających na świat dzieci kobiet, odchodząc od przeświadczenia, iż poród musi być cierpieniem. Trota badała choroby weneryczne, sprzeciwiając się piętnowaniu zapadających na nie pacjentek, edukowała mężczyzn-lekarzy na temat kobiecego ciała, leczyła zaburzenia miesiączkowania i wiele innych schorzeń.

W odcinku zatytułowanym Mroczne opowieści, czyli o zawłaszczeniu Oczkowska zauważa, iż Włoszka „wysunęła też absolutnie wywrotową tezę, iż bezpłodność może dotyczyć nie tylko kobiet, ale i mężczyzn”. Opracowywała ponadto metody kontroli urodzeń i antykoncepcji, zaś prace, w których wszystko to opisała, tłumaczono na wiele języków.

Niestety, dorobek naukowy Trotuli w XVI wieku11 przypisano mężczyźnie, a istnienie wybitnej ginekolożki wielokrotnie podważano zgodnie z nasilającym się z czasem „męskim dyskursem i monopolem” w medycynie, co odpowiada także dzisiejszej rzeczywistości. Tej samej, w której patriarchalne spojrzenie zarządza ciałami osób z macicami, a polityczni decydenci ich w tym utwierdzają. Przypomnijcie sobie słowa premiera Donalda Tuska o tym, iż to lekarze, a nie pacjentki, mają się czuć bezpiecznie w trakcie przeprowadzania aborcji. Do szefa rządu jeszcze wrócimy.

Uspokajam, iż w tej chwili dzieła Troty są podpisane jej imieniem, ale przecież to nie pierwszy raz, gdy dokonania kobiet kuszą męskich złodziei. Tak naprawdę wciąż nie wiemy, za iloma wielkimi cywilizacyjnymi osiągnięciami stoją kobiety, ochoczo wymazywane z kronik, pozbawiane zasług, zaszczytów, a przede wszystkim zapłaty za swoją twórczość i pracę, w tym także tę domową, opiekuńczą i reprodukcyjną.

Na zero wycenił je kapitalizm, czyli – jak pisze za Silvią Federici Katarzyna Wężyk w książce o historii aborcji – „patriarchalny porządek, w którym ciała kobiet, ich praca, ich seksualność i reprodukcja stały się ekonomicznymi zasobami pod kontrolą państwa”. A w zależności od tego, jak bardzo władza świecka była (albo jest) pożeniona z Kościołem, względy ekonomiczne mogły całkiem nieźle widzieć się z religijnymi, w których kobieta to wyzyskiwana na rozmaite sposoby służebnica.

Czyż to nie największy rabunek w dziejach? Dokonywany w biały dzień i usankcjonowany literą prawa od lat?

Nie mam wątpliwości, iż historia patriarchatu to historia kradzieży, do której teraz kolejne wątki dopisuje nad Wisłą już nieoskarżana o ciemnotę Zjednoczona Prawica, ale światły kapitalista Donald Tusk oraz jego koalicjanci. Oto chronologia rządowej grabieży.

Najpierw centroprawicowi politycy KO odsunęli poprzedników od władzy, zawłaszczając progresywne narracje i pracę aktywistek, feministek, dziennikarek, a choćby celebrytek zachęcających w pocie czoła Polki do głosowania. Cały splendor zwycięstwa zaś przypisali samym sobie.

Gdy sprzątnięto korki od szampanów, z kacem obudziły się jedynie kobiety, które licznie ruszyły do urn, wierząc, iż rycerz Tusk na białym koniu dowiezie aborcję oraz wiele innych obiecywanych w kampanii łakoci, i chwilę później znów usłyszały starą śpiewkę, iż ich prawa to sprawa światopoglądowa, nie na teraz. Nie przed wyborczym obiadem, bo przecież był kolejny do wygrania. Zresztą zawsze jakieś są.

Co jeszcze zabrała nam ekipa rządowa? Dzień w dzień od 15 października kradnie nam nadzieję na godne życie (nie jesteśmy tak zachłanne, by marzyć o szczęśliwym) i resztki zaufania do państwa, w którym kobieta to w najlepszym wypadku niemile widziana petentka, a w najgorszym wrogini publiczna numer jeden, niezależnie od tego, czy planuje zajść w ciążę, czy nie.

Sama świadomie podjęłam decyzję, iż nie chcę mieć dzieci, tylko czy w kraju, który nienawidzi kobiet, moja decyzja jest naprawdę moja? Nie wiem, ale rządy koalicji 15 października skutecznie wybiły mi z głowy myśli o macierzyństwie, nie pytając o zdanie.

Zrobili wszystko, by moja decyzja była nieosiągalna ekonomicznie, a wręcz stanowiła prosty przepis na ubóstwo, zwłaszcza gdy zdecydowałabym się wychowywać dziecko sama (z moją partnerką w świetle prawa nie mogę). By była ryzykowna, bo w polskich szpitalach panuje nieustający choćby po odejściu PiS-u płodocentryzm, skutkujący śmiercią kobiet.

Wreszcie – by była fatalna z punktu widzenia mojego potencjalnego dziecka, którym państwo przestanie się interesować tuż po jego narodzinach, tak jak nie interesuje się choćby najbardziej potrzebującymi wsparcia dziećmi z niepełnosprawnościami. Przypomnę tylko, iż wciąż czekamy m.in. na ustawę o asystencji osobistej.

A miało być tak pięknie w Polsce rządzonej przez pozującego w mediach na ojca narodu Donalda Tuska. Ojca? Chyba nieobecnego, a na pewno niezbyt odpowiedzialnego.

Zastanówcie się same, czy chciałybyście mieć dzieci z kolesiem zakochanym po uszy w łatwej do stracenia władzy, z której nie potrafi zrobić żadnego użytku, a swoją nieudolność przykrywa niewidzialną szabelką, krzycząc, iż idzie wojna, i podsycając rasistowskie nastroje.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

Chciałybyście stworzyć rodzinę z typem, który nie umie załatwić wam dachu nad głową, tylko każe zaciągać dożywotni kredyt w banku i zadowolić kumpla dewelopera; który przewala pieniądze na militarne zabawki, a szczędzi na lekarzy; który bredzi coś o bobrach, gdy zalewa was woda; który nie umie potępić alimenciarzy, ale chce zamykać w więzieniach wasze koleżanki za pomoc w aborcji; który wmawia wam, iż Giertych naprawdę się zmienił, iż migranci to nie ludzie, iż przedsiębiorcy mają gorzej niż pracownicy i iż wszystko, co złe, to wina jego kolegów z koalicji?

Ja nie i tysiące kobiet w Polsce – choćby w obliczu ogłaszanego wszem wobec kryzysu demograficznego – też nie. Część z nas wyjedzie, część z nas zostanie przymuszona do macierzyństwa i skazana na biedę, inne zaś zostaną okradzione z marzenia o rodzicielstwie, zanim w ogóle zdążą o nim pomyśleć. Ja myślę i wiem, iż tu nigdy nie urodzę. Wolałabym chyba zostać matką w XII-wiecznych Włoszech niż w dzisiejszej Polsce.

Idź do oryginalnego materiału