Edyta Brzozowska: Jest pan znany z tego, iż walczy z powszechnym stereotypem o zawodzie fizjoterapeuty, iż to masażysta, do którego można pójść, by się zrelaksować. Jak panu idzie?
Dr Tomasz Dybek, fizjoterapeuta, prezes Krajowej Izby Fizjoterapeutów: To nie jedyny stereotyp. Nie obrażam się, gdy ktoś porównuje mnie do masażysty, ale to tylko czubek góry lodowej stereotypów, z którymi staram się walczyć.
Często spotykam się np. z opinią, iż z usług fizjoterapeutów korzystają głównie osoby z niepełnosprawnościami, seniorzy i ci, którzy potrzebują rehabilitacji po urazach i wypadkach. A jesteśmy potrzebni nie tylko w ortopedii, ale też w onkologii, uroginekologii, pulmonologii, kardiologii, neurologii, pediatrii i wielu innych obszarach medycyny.
Ból jest już uznany za jednostkę chorobową i to właśnie my, fizjoterapeuci, często jako pierwsi, potrafimy go złagodzić, a choćby całkowicie zlikwidować. I to bez pomocy skalpela i tabletek. Stosujemy dziś już cały wachlarz zabiegów: od laseroterapii, przez ultradźwięki, elektro- i magnetoterapię po krioterapię.
Zawód fizjoterapeuty jest relatywnie młody: prawnie uregulowany dopiero 10 lat temu. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku usprawnianiem pacjentów zajmowali się po różnych kursach głównie nauczyciele WF-u.
Od tamtego czasu wszystko się zmieniło. Dziś, żeby zostać fizjoterapeutą, trzeba skończyć pięcioletnie studia magisterskie i zdobyć doświadczenie kliniczne. W Polsce mamy jeden z najlepszych systemów kształcenia fizjoterapeutów w Europie. Wyprzedza nas tylko Luksemburg, ale już czuje nasz oddech na plecach.
To pilna sprawa. Badanie firmy BrainLab pokazało, iż pacjenci NFZ wskazali fizjoterapeutę jako specjalistę, do którego najtrudniej się dostać. Stomatolog był na drugim miejscu.
Tak, to bardzo pilne. Tym bardziej, iż jako społeczeństwo się starzejemy i rośnie liczba pacjentów senioralnych, z chorobami współistniejącymi. Ale fizjoterapeuci są potrzebni nie tylko seniorom.
Wystarczy spojrzeć na nastolatki non stop pochylone nad ekranami telefonów albo na dzieci – polskie są najbardziej otyłe spośród dzieci wszystkich państw europejskich.
I by każde dziecko konsultację fizjoterapeutyczną miało w pierwszych miesiącach życia i by była ona częścią bilansu zdrowia.
Robię to, krok po kroku, systemowo. Jako Krajowa Izba Fizjoterapeutów przygotowaliśmy konkretne rozwiązania, przy ich tworzeniu wzorem była dla nas m.in. Wielka Brytania. Mamy też gotowy projekt pod hasłem "Fizjoterapeuta pierwszego kontaktu". Jesteśmy już po rozmowach z Ministerstwem Zdrowia.
O co chodzi w praktyce z "Fizjoterapeutą pierwszego kontaktu"?
Pacjent, np. z bólem po urazie, trafiłby od razu do fizjoterapeuty, by gwałtownie ograniczyć ból, poprawić sprawność kończyny czy kręgosłupa i zapobiec nawrotom dolegliwości. Dziś taki pacjent traci czas na wizytę u lekarza rodzinnego, który i tak kieruje go do fizjoterapeuty, a ten dopiero na zabiegi.
Nie jest jednak tajemnicą, iż jako prezes Krajowej Izby Fizjoterapeutów ma pan przeciwników. Wyrażają swoje opinie internecie, w tym na publicznym forum na Facebooku.
Części środowiska nie podoba się to, iż chcę, by pacjenci mieli dostęp do zabiegów refundowanych, zamiast wypychać fizjoterapię do sektora prywatnego, tak jak to się stało z dentystami, iż kto ma kasę, ten się leczy.
Jestem przeciwny "stomatologizacji fizjoterapii", bo uważam, iż każdemu polskiemu obywatelowi, od urodzenia aż po wiek dojrzały i starość, należy się fizjoterapia i rehabilitacja za darmo.
Nie może być tak, iż pacjent musi płacić od 200 do 400 zł za jedną wizytę. Pamiętajmy, iż by zabiegi były skuteczne, potrzebna jest seria lub choćby kilka serii.
Krytyka dotyczy też "Dekalogu zmian polskiej fizjoterapii", którego jest pan autorem.
Krytykantom nie podoba się szczególnie punkt 10, który mówi o tym, iż specjalizacja z fizjoterapii ma być w całości finansowana ze środków publicznych, bo to zagwarantuje najwyższą jakość kształcenia, a więc i jakość leczenia pacjentów.
Nasz zawód był dotąd jedynym zawodem medycznym, w którym koszt specjalizacji ponosił ten, kto chciał ją zrobić.
Fizjoterapeuci musieli płacić za nią i inne szkolenia ogromne pieniądze z własnej kieszeni. Na razie udało się zdobyć unijne granty, dzięki którym 800 fizjoterapeutów robi specjalizację za darmo.
Dostaję więc groźby, np.: "Jeśli nie naprostujesz sprawy, to zapewniam, iż źle się to dla Ciebie skończy sprzedawczyku". Albo czytam w internecie: "Dybek to parch i wrzód na dupie polskiej fizjoterapii", "Judasz i faryzeusz" czy "sługus MZ i NFZ".
Wybory na prezesa wygrał pan trzy lata temu. Konflikt trwa niemal od początku.
Koledzy z tzw. opozycji usiłowali mnie odwołać. Zbierali podpisy, rozpowszechniali nieprawdziwe informacje. Nie udało im się, więc szukają nieprawidłowości, na które oczywiście nie ma żadnych dowodów.
Nie jest pan tym zmęczony?
Cierpi na tym moje życie prywatne, bo jestem publicznie hejtowany.
Oczywiście zdaję sobie też sprawę, iż nie wszystkie problemy fizjoterapii udało mi się rozwiązać przez trzy lata i jeszcze wiele spraw wymaga poprawy.
Guru polskiej fizjoterapii, prof. Andrzej Czamara w jednym z wywiadów odniósł się do tego środowiskowego konfliktu: "Co sukces obecnego prezesa, to wniosek o jego odwołanie. Gdy udało się zorganizować nieodpłatne szkolenia: próba odwołania. Kiedy udało się uzyskać finansowanie specjalizacji, jest następna próba odwołania. Podziały niczemu nie służą, a przed fizjoterapią w Polsce jest wiele wyzwań". Czy ta sytuacja nie spowoduje spadku liczby chętnych do pracy w tym zawodzie?
Zgadzam się, podziały nie służą rozwojowi fizjoterapii. A co do chętnych do zawodu, to nie mam obaw. Na uczelniach na jedno miejsce na fizjoterapii jest 15 chętnych. Kandydatów nie zrażają rosnące wymagania i coraz trudniejsze egzaminy. O tym, jak popularny jest to kierunek, świadczy też fakt, iż coraz więcej uczelni stara się o akredytacje do jego prowadzenia i je dostaje.
A jaki stosunek mają do fizjoterapeutów lekarze?
Doskonale rozumieją, iż fizjoterapeuta to samodzielny zawód medyczny. Coraz więcej lekarzy wie, jakim błogosławieństwem jest mieć przy sobie fizjoterapeutę. I nie mówimy jedynie o rehabilitacji, ale też o prerehabilitacji, czyli przygotowaniu pacjenta do zabiegu tak, by już po nim szybciej wracał do pełni sił, sprawności i zdrowia.
Bo choćby jeżeli pacjent jeżeli pacjent trafi do najdoskonalszego ortopedy z tytułami profesorskimi, a efektów jego pracy nie wesprze fizjoterapeuta tuż po operacji, to praca lekarza może pójść na marne.
Nie tylko pacjenci i lekarze dziś nas doceniają, ale i zwykli ludzie.
W najnowszym badaniu Kantar Polska nasz zawód znalazł się na drugim miejscu (po ratowniku medycznym) w rankingu zawodów, które cieszą się największym zaufaniem Polaków. I z tego jako środowisko fizjoterapeutów jesteśmy bardzo dumni.