morsowanie he,he... z racji świętą i nie tylko;)
Na termometrze po śniadaniu +1 i mokro. Zdziwko mnie wzięło na dole, bo chodnik śliski "jak brzuch ryby" hi,hi...
Oczywiście nie posypany, bo po co? Obrałem kierunek, ale nie taki jak zawsze. Obawiając się ślizgawicy na mało uczęszczanym odcinku Oleńki. Pomyślałem Kordeckiego będzie lepiej. Nic z tego:( Do samego "Bałtyku" za wyjątkiem posypanego piachem trotuaru wzdłuż Doliny Miłosierdzia lodowisko! Musiało moje szybsze przebieranie nogami wyglądać komicznie, ale co tam najważniejsze, iż pomimo poślizgnięć 'kontrolowanych' nie zaliczyłem gleby:)
Na wejściu do szumnie zwanego parku Lisiniec podobnie. Asfalt od Jadwigi szklisty, więc pomyślałem nie ma sensu pchać się na kąpielisko "Adriatyku". Na pomostach pewnie jeszcze gorzej i trzeba tam jeszcze dodreptać.
Dlatego zaraz na początku skręciłem "pod brzózki" nad "Pacyfikiem"
Nie zabrałem siekiery... A tu dosyć gruby lód. Znalazłem kawał konara i trzeba było sobie radzić jak widać na załączonym obrazku;)
Aura iście nie biegowa;) Zatem *z buta* tylko dwójka - kilometr dobiegu i powrót. Cóż nie warto ryzykować nie daj Boże kontuzji. Wracając miejscami gdzie zaczęło operować słonko robiło się mokro i przyczepnie. Niestety tylko miejscami.
Przysłowia:
- „Kiedy Wincenty posypie pierze to nie ustanie aż do Gromnicznej (02.02) w pierwsze pacierze”
- „Gdy na Wincentego i nawrócenie Pawła (25.01) pogoda świeci spodziewajcie się dobrego lata dzieci”