Gerrit Jan van Dorsten był samozwańczym przywódcą sekty, który przez lata więził swoje dzieci na niewielkiej farmie w holenderskiej wsi Ruinerwold. Nigdy nie zgłosił ich narodzin i "chronił" przed światem zewnętrznym. Zemściło się to na nim w najgorszy możliwy sposób. Gdy dostał udaru, jego dzieci nie tylko nie wiedziały, co robić, ale nawet, co się dzieje z ojcem. "Czy to coś duchowego? Czy toczy właśnie walkę z siłami zła? Dlaczego akurat teraz? Nigdy nie kładzie się w ten sposób na ziemi, podczas walk w świecie duchowym stoi wyprostowany i ma zamknięte oczy. Teraz najwyraźniej stracił nad sobą kontrolę" — relacjonuje jego syn, Israel. I opowiada, co wydarzyło się później.