Wśród pytań skierowanych do dzieci, już 7-8-letnich, pojawiają się m.in. pytania o płeć ucznia. Dostępna opcja odpowiedzi to nie tylko „dziewczyna”, „chłopak”, ale także „mam inną płeć”. A to, jak się okazuje, nie jedyne ideologiczne akcenty „szkolnej ankiety”, która miała się koncentrować na problemie ubóstwa. Jak zaznacza w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Hanna Dobrowolska, koordynator Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, ankieta ma tylko pozór życzliwości w stosunku do uczniów i troski o nich. – To jest nie tylko skrajnie ideologiczna, genderowa indoktrynacja dzieci. Zastrzeżenia są poważniejsze. Ta ankieta jest nakierowana na interwencję państwa i instytucji w świat bezpieczeństwa, stabilizacji wewnętrznej dziecka, jego ochrony w zakresie zdrowia psychicznego, całościowej kondycji zdrowotnej, wyżywienia. Nie ma tam nakierowania uwagi dziecka na to, iż to rodzina powinna być społecznym organizmem, który zabezpiecza te potrzeby. To państwo i instytucje państwowe, takie jak instytucje opieki społecznej, instytucje szkolne, mają rzekomo gwarantować dobro dziecku. Forsowanie takiego sposobu myślenia, gdzie życiem prywatnym już od maleńkości zawiadują organizacje zewnętrzne, jest próbą odbierania dzieci rodzicom. I dlatego trzeba się temu sprzeciwiać – wskazuje.