Kiedy rozmawiasz z kimś na jakikolwiek temat i słyszysz dawno obalony mit, który jednak powtarzany jest powszechnie przez wiele osób – w tym celebrytów, ekspertów, youtuberów itd. – stykasz się właśnie z tzw. „faktem zombie”. Bzdurą, ale powielaną tak często i na masową skalę, iż choćby specjaliści czy niektórzy naukowcy wierzą, iż jest prawdziwa.
Uznanie takich faktów zombie wynika z błędów poznawczych. Zwłaszcza dowodu społecznej słuszności, czyli myślenia, iż skoro tak wiele osób w coś wierzy, to coś w tym musi być. Drugi najważniejszy zaułek myślowy to dowód autorytetu. Ludzie często bardziej poważają kogoś, kto ma autorytet, choćby jeżeli opowiada głupoty lub kłamie, niż osobę mówiącą prawdę, jeżeli ta ma niższy status (jest mniej znana, mniej zarabia, ma niższe wykształcenie itd.). Problem fałszywych autorytetów rozpowszechnił się zwłaszcza odkąd prawie każdy może osiągnąć duże zasięgi w sieci i kreować się na autorytet. Aczkolwiek nie brakuje i profesorów, opowiadających dawno wyjaśnione bajki (np. o rzekomej mocy leczniczej kamieni i kryształów).
Artykuł napisałem dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. To dzięki nim blog ten może istnieć i się rozwijać, a publikowane tutaj teksty i artykuły są niezależne. jeżeli chcesz wesprzeć moją działalność, możesz to zrobić na moim profilu Patronite.
Jak rozpoznać fakty zombie?
Weryfikacja faktów jest w sumie dość prosta. jeżeli ktoś twierdzi, iż „powszechnie wszyscy wiedzą”, „jest szeroko wiadome”, „eksperci mówią, że” itp., ale nie podaje do tego ani konkretnych przykładów, ani argumentów ani dowodów, to możliwe, iż opowiada o faktach zombie. Oczywiście nie zawsze tak będzie, bo nieraz ludzie mówią po prostu o faktach w ten sam sposób, ale takie frazy mogą w poszczególnych sytuacjach zapalać czerwoną lampkę.
Kolejny powód do podejrzeń to wyraźne nastawienie ideologiczne wypowiadającego lub usilne forsowanie jakiejś tezy z wątpliwymi ku temu powodami. Ludzie zaślepieni ideologicznie zwykle patrzą bardzo wąsko na sprawę i chwytają się „faktu”, do którego raz się przywiązali. Tym bardziej się go trzymają, im więcej zainwestowali w swoim życiu w utrzymanie wiary w to, o czym mówią. Więc jeżeli taki fakt zombie sprawił, iż np. pokłócili się z przyjaciółmi, zerwali relacje z rodziną, wybrali złą ścieżkę kariery, okaleczyli swoje ciało itp., tym silniej będą bronić danej bzdury. Wynika to z kolejnego błędu poznawczego – utopionych kosztów. Polega on na tym, iż im więcej w coś zainwestowaliśmy, tym trudniej nam to porzucić, choćby o ile nie ma to już żadnego sensu. Osoba taka szuka wszelkich sposobów, żeby przekonać siebie i innych, iż popełniony błąd wcale nim nie jest, żeby nie przyznać się sama przed sobą, iż z powodu złej decyzji straciła np. pieniądze, zdrowie, relacje, pracę.
Konflikt interesów to następna lampka ostrzegawcza. Gdy ktoś przekonuje do czegoś, co jest mu na rękę finansowo, politycznie lub aktywistycznie, to znajduje się w konflikcie interesów. Ludzie tacy często manipulują, kłamią lub nieświadomie powielają fakty zombie, dlatego iż czerpią z tego korzyści. Politycy zbijają na tym poparcie, biznesmeni robią dzięki temu biznes, a aktywiści zyskują granty czy darowizny na swoje dalsze działania. Stąd dobrym nawykiem jest bycie z automatu ostrożnym wobec ludzi reprezentujących właśnie te grupy zawodowe. Trochę jak z MLMowcami. Choć oczywiście niekoniecznie i nie zawsze będzie to znak, iż ktoś powiela mity czy kłamie. Jak wiemy, choćby zepsuty zegar dwa razy na dobę wskazuje godzinę prawidłowo.
Jeśli chodzi o argumenty i dowody, to fakty zombie opierają się często na słabych przesłankach. Na przykład na jakimś ogólnym stwierdzeniu w starej (ale też i nowej) publikacji naukowej. Mogą być także efektem rozszerzenia jakiegoś dowodu na ogół przypadków, jak było to w pracy lekarskiej na temat „nieuzależniającego” działania leków opioidowych. Odnosił się on do konkretnych przykładów, ale kilka korporacji farmaceutycznych i organizacji lekarskich narracyjnie przekuły to w dowód, iż leki te nie są uzależniające i doprowadziły do zmian prawnych i praktycznych, przez które dziesiątki tysięcy osób zmarło w wyniku uzależnienia.
Badania powtarzające fakty zombie często są publikowane w wątpliwych czasopismach paranaukowych. Są to zwykle periodyki poświęcone medycynie alternatywnej lub pseudodziedzinom typu gender studies, fat studies, racial studies, neurodiversity studies, queer studies, a także chińskie „podróbki” porządnych czasopism, jak również pisma drapieżne (predatory journals) – często także chińskie czy hinduskie.
Bądź na biężaco!
Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl
Fakty zombie są odnoszone także do argumentacji populistycznej i emocjonalnej. Przykładowo, iż jeżeli coś jest naturalne, to z definicji musi być dobre i zdrowe (z pozdrowieniami dla fanów naturalnych pożarów, napaści na ludzi przez dzikie niedźwiedzie czy ofiary zupełnie naturalnych jadów i toksyn). Kolejny często podnoszony argument jest typowym szantażem emocjonalnym: jeżeli nie będzie się robić rzeczy X, to ktoś się przez to okaleczy czy zabije.
Popularne i wciąż żywe fakty zombie – AI jako inteligentna i świadoma
Zacznę od jednego z najgorętszych dzisiaj faktów zombie. Jest on sprytnie podbijany przez tych, którzy czerpią finansowe i wizerunkowe korzyści z podzielania przez opinię publiczną poglądu, iż AI ma świadomość albo jest inteligentniejsza od człowieka. W rzeczywistości takie zromantyzowane i przefantazjowane podejście jest bardzo dalekie od prawdy. Sztuczna inteligencja to ogólna nazwa – i niejeden badacz wskazuje, iż błędna.
AI to po prostu zaawansowane statystyczne oprogramowanie komputerowe. Być może sposób jego nauki jest poniekąd podobny do tego, jak uczą się ludzie, ale jest też wiele różnic jakościowych i ilościowych. Takich, jak np. zapamiętywanie przez motywację, kojarzenie związane z emocjami czy świadomość, iż dana wiedza ma dla nas określone znaczenie. Programy AI nie mają ani świadomości ani tym bardziej samoświadomości. To, co produkują, to zestaw statystycznie najbardziej prawdopodobnych wyników dla danego zapytania/promptu. W najlepszym razie można je biologicznie porównać do wirusów, które niby się kopiują i ewoluują, ale nie są niczym ponad błonką z białkami i kwasami nukleinowymi, replikującymi się w sposób „przygłupi”, choć o dużym wpływie na swoje otoczenie.
Ten artykuł powstał dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. jeżeli chcesz i możesz sobie na to pozwolić, to zachęcam do dołączenia do tego grona na moim profilu w serwisie Patronite.
Mówienie, iż programy AI są inteligentniejsze od ludzi jest tak samo bezsensowne, jak stwierdzenie iż mądrzejsza od człowieka jest encyklopedia Britannica. Bo w istocie, Chat GPT, Grok, Gemini, DeepSeek itd. to takie interaktywne, przypakowane encyklopedie. A AI nie tylko nie jest inteligentna i świadoma. Na domiar faktu, iż jej aspekty poznawcze są mocno względem ludzi ograniczone, to nie ma ona także emocji. Są one bowiem integralną częścią fizycznego, biologicznego ciała. Generuje je bicie serca, oddech, zmiany potencjałów neuronalnych w jelitach itd. I oczywiście, przede wszystkim, mózg. Polecam świadomie i krytycznie patrzeć na cały hype, jaki wylewa się w sieci i mediach w związku z AI. Owszem, jest to narzędzie rewolucyjne, ale ma w sobie tyle inteligencji, świadomości czy człowieczeństwa, co silnik, nóż, rower, lotnisko. Albo okulary przeciwsłoneczne.
Żywność ekologiczna jest lepsza dla zdrowia i środowiska
Obecnie ogromną popularnością cieszy się żywność ekologiczna, z listkiem z gwiazdek na zielonym tle. Ale co gdybym powiedział Wam, iż nie ma żadnych dowodów na to, iż jedzenie takiego typu ma jakiekolwiek korzyści zdrowotne albo iż jest przyjazne środowisku? Podobnie jeżeli chodzi o ubrania z ekologicznej bawełny czy lnu. Tak właśnie jest w istocie, ale wielkie koncerny rolnicze, przemysłowe i marketing ciągle tworzą mainstreamową narrację, jakoby jedzenie ekologiczne (nazywane też organicznym lub bio) było lepsze od konwencjonalnego.
Historia rolnictwa ekologicznego sięga XX wieku, kiedy to ezoterycy z Niemiec, Austrii i Wielkiej Brytanii, zaczęli tworzyć zasady, wg których praktyki związane z fazami księżyca, astrologią, kosmiczną „energią” czy bawolimi rogami w proszku, mają wpływ na ilość i jakość plonów. Towarzyszył temu sprzeciw wobec nowoczesnych technologii, takich jak maszyny rolnicze, środki ochrony roślin, nawozy i nowe odmiany. Z czasem system ezoteryków rolniczych został ustrukturyzowany przez Soil Association, czyli Towarzystwo Glebowe. Jest ono do dzisiaj jednym z głównych graczy w unijnej polityce rolnej i to ono ustalało zasady z Komisją Europejską, dotyczące restrykcji w rolnictwie ekologicznym.
Absurdów w tej gałęzi rolniczej jest naprawdę mnóstwo. Przykładowo, nie wolno stosować w nim syntetycznych pestycydów, a jedynie naturalne. choćby jeżeli te są dużo bardziej toksyczne i niebezpieczne, jak np. związki miedzi. Nawozy też muszą być naturalne, mimo iż ich wydajność jest o wiele gorsza – o konsekwencjach tego faktu napiszę w dalszej części tekstu. W przypadku ekologicznego chowu zwierząt trzeba im podawać „leki” homeopatyczne, zamiast normalnych farmaceutyków. Argument ten był choćby wykorzystywany w kampanii brexitowej za wyjściem UK z UE.
Bądź na biężaco!
Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl
Konsekwencją zasad panujących w rolnictwie ekologicznym jest znacznie obniżona wydajność. Plony są mniejsze, jest ich mniej. Ich jakość jest mizerna. Częściej trzeba wyrzucać część z nich z powodu słabej jakości, parchatowatości czy obecności wyjątkowo niebezpiecznych mykotoksyn. Zobaczcie zresztą ryneczki żywności ekologicznej, jak brzydkie, małe i nieraz podpsute są to produkty. Piszę o rynkach, bo w Lidlach, Biedronkach itd. dochodzi do selekcji tych lepiej wyglądających owoców i warzyw. Klienci nie widzą wtedy, jak wiele plonów nie nadaje się do spożycia dla człowieka.
Zastanówmy się teraz, co wynika z faktu, iż uprawy rolnictwa ekologicznego mają kiepską wydajność, a pochodzące z nich plony – słabą jakość. Przede wszystkim aby otrzymać określoną ilość żywności potrzeba przy nich obsiać większą powierzchnię. Przykładowo, co w rolnictwie konwencjonalnym uzyskamy z 30 hektarów, w ekologicznym otrzymamy z 55 hektarów. A to niesie za sobą poważne konsekwencje. Pierwszą z nich jest większe zapotrzebowanie na teren. Oznacza to, iż mniej miejsca może pozostać na nieużytki, lasy, łąki itd. I o ile w sytuacji, gdy rolnictwo ekologiczne jest niszowe i takich pól jest mało i problem ten jest znikomy, to gdy staje się ono coraz powszechniejsze, również zagrożenie dla środowiska naturalnego narasta.
Ale to nie wszystko! Większa powierzchnia uprawy to także więcej pracy z maszynami rolniczymi, emitującymi spaliny. Wiedza ta nie zatrzymuje się tylko na teorii, bo choćby na uprawach groszku i pszenicy udowodniono eksperymentalnie, iż rolnictwo organiczne emituje 30-40% więcej gazów cieplarnianych! Odkrycie, dokonane przez szwedzkich naukowców z Politechniki Chalmers, zostało opublikowane w czasopiśmie „Nature”.
Jedyną środowiskową zaletą rolnictwa ekologicznego może być lokalnie większa bioróżnorodność. To znaczy, na polach ekologicznych z powodu zasad dotyczących rozmaitości upraw czy małych łąk między polami, można zaobserwować większą różnorodność, zwłaszcza owadów. Jednocześnie jednak jeszcze wyższa bioróżnorodność panuje na łąkach, nieużytkach czy w lasach. A tych, jak wiemy, będzie mniej, jeżeli rolnictwo ekologiczne stanie się mainstreamowe. Dlatego bio uprawy zwiększają bioróżnorodność jedynie lokalnie, ale w skali ogólnokrajowej ją zmniejszają. Pozostaje więc podjąć decyzję, czy lepiej jest poświęcić kawał ziemi na uprawy konwencjonalne i mieć więcej bioróżnorodności w ogólnej skali, czy preferować lokalną różnorodność biologiczną. Ale trzeba przy tym wiedzieć, iż zasady o dzikich łączkach, sadzawkach itd. między polami wdraża się też w rolnictwie konwencjonalnym, tylko nie ma na to odgórnego nakazu. A w zasadzie, w razie potrzeby, można by go przecież wprowadzić, nie rezygnując z korzyści płynących z rolnictwa konwencjonalnego.
Wiemy już, iż żywność ekologiczna wcale nie jest lepsza dla środowiska od żywności pochodzenia konwencjonalnego – wbrew faktowi zombie, wzmocnionym samą nazwą. Ale jest tu do rozbrojenia jeszcze jeden mit. Mianowicie, iż żywność bio jest lepsza dla zdrowia. Zwolennicy eko żywności powołują się na to, iż w badaniach naukowych wykazano, iż ma ona większe ilości witamin, kwasów tłuszczowych omega 3 czy przeciwutleniających flawonoidów. I jest to prawda. Jednak prawdą jest też, iż różnice te są minimalne. Na granicy błędu statystycznego. choćby jeżeli jedzenie ekologiczne faktycznie ma nieco więcej witaminy C, omega 3 czy flawonoidów, to nie ma to przełożenia na fizjologię i zdrowie. Bo jeżeli zjemy pomarańczę konwencjonalną z 30 mg witaminy C to nic nie stracimy w porównaniu do osoby, która zje eko pomarańczę mającą 31 mg tej witaminy.
I na zakończenie tego wątku: pestycydy. Przeciwnicy rolnictwa konwencjonalnego straszą, iż żywność takiego pochodzenia ma niebezpieczną ilość środków ochrony roślin. Jest to nieprawda, ponieważ w UE obowiązują wysokie normy, zgodnie z którymi pozostałości pestycydów w produktach spożywczych są tak niskie, iż choćby kilkudziesięciokrotne przekroczenie ich i tak będzie obojętne dla zdrowia człowieka. A dodajmy, iż Europejski Urząd ds. Żywności przeprowadza regularnie kontrole we wszystkich krajach i w każdym raporcie blisko 100% próbek spełnia te restrykcyjne przepisy unijne. Nie ma więc powodów do obaw.
Jeśli uświadomimy sobie jeszcze fakt, iż pestycydy stosowane w rolnictwie są często mniej toksyczne – i mówię tu o pełnych stężeniach, a nie pozostałościach – od witaminy D czy kofeiny (która sama w sobie jest pestycydem, ale w UE zakazanym w rolnictwie, z powodu wysokiej toksyczności), tym bardziej nie będziemy się bać. Osobiście kupuję żywność bio tylko wtedy, gdy bardzo potrzebuję danego produktu, a jest dostępny jedynie w wersji z listkiem.
Tranzycja i transpłciowość
O określeniu „fakt zombie” przeczytałem po raz pierwszy w artykule prestiżowego amerykańskiego czasopisma „The Atlantic”, w którym autorka analizuje powszechnie obowiązujący mit, iż uniemożliwienie przeprowadzenia tranzycji (zmiany płci) nieuchronnie prowadzi do depresji i samobójstwa. Zauważa ona, iż choćby aktywista i prawnik organizacji propagującej zmianę płci jako coś pozytywnego, gdy był przesłuchiwany przed Sądem Najwyższym USA, „przyznał, iż nie ma dowodów potwierdzających tezę, iż tranzycja zmniejsza liczbę samobójstw wśród nastolatków”. Ten emocjonalny szantaż służy do przekonywania rodziców, by wyrazili zgodę na hormonalne i chirurgiczne okaleczenie swojego dziecka, w obawie, iż bez tego targnie się ono na własne życie. Jest też manipulacją opinii publicznej, aby popierała prawną legalność takiego procederu.
Tymczasem istnieje dużo naukowych dowodów z różnych państw na świecie, iż tranzycja płci nie przynosi korzyści i jest błędnym podejściem do dysforii płciowej i transpłciowości. Co więcej, ujawniono, iż wcześniejsze badania potwierdzające, iż zmiana płci ma pozytywny wpływ na osoby temu poddawane, były sfabrykowane – o czym za chwilę.
Fakt zombie, iż zmiana płci jest dobra dla zdrowia, wziął się z tzw. protokołu holenderskiego, gdzie na niedużej i wybiórczej grupie osób dokonano tranzycji i te zadeklarowały zadowolenie z tego faktu. Jednak z czasem, gdy proces zmiany płci stał się łatwo dostępny i objął większe grupy ludzi – w tym osoby niepełnoletnie – można było wyciągnąć bardziej realistyczne wnioski. Okazało się, iż skutki zmiany płci wahają się od „niejasnych” do „niekorzystnych”. Stwierdził to sam Instytut Karolinska, który znany jest z przyznawania medycznych Nagród Nobla, i w 2021 roku zakazał zmiany płci u niepełnoletnich w swoich placówkach.
Odsetek depresji, zaburzeń lękowych i samobójstw po zmianie płci utrzymuje się na wysokim poziomie lub choćby wzrasta. Co gorsza, pacjenci poddani tranzycji zmagają się z osteoporozą, chorobami sercowo-naczyniowymi, nowotworami wątroby i nerek, toksycznym uszkodzeniem wątroby, nadciśnieniem, zaburzeniem funkcji nerek, niepłodnością czy zaburzeniami poznawczymi. Jest to spowodowane przyjmowaniem leków blokujących własne hormony płciowe, jak również leków zawierających hormony płci przeciwnej. Czyli testosteron dla kobiet zmieniających się na mężczyzn i estrogen dla mężczyzn przeobrażających się w kobiety. Leki hormonalne, a także operacje chirurgiczne, nieodwracalnie zmieniają też wygląd. Kobiety na testosteronie gwałtownie łysieją, ich ciało staje się całe owłosione, dostają męskiego głosu i zachodzi atrofia pochwy.
Ten artykuł powstał dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. jeżeli chcesz i możesz sobie na to pozwolić, to zachęcam do dołączenia do tego grona na moim profilu w serwisie Patronite.
Natomiast mężczyznom na estrogenach rośnie wydatny biust, a brodawki sutkowe stają się pulchne i tkliwe (wzrasta też ryzyko ich nowotworu). Tkanka tłuszczowa gromadzi się na biodrach, pośladach i w boczkach, powodując powstanie ostrego wcięcia w talii. Odstawienie leków hormonalnych nie sprawia, iż zmiany te się cofają (chyba, iż brało się je bardzo krótko, maks. 2-3 miesiące). Można je naprawić wyłącznie inwazyjnymi zabiegami (np. spiłowanie jabłka Adama u kobiet po testosteronie czy mastektomia u mężczyzn po estrogenie), pozostawiającymi bolesne blizny. A usunięcie biustu i jajników kobiety czy jąder i penisa u mężczyzny jest nieodwracalne do końca życia.
Po protokole holenderskim powstały publikacje naukowe wspierające tezę, iż zmiana płci jest pozytywna dla zdrowia osoby jej poddawanej. Badania takie publikował np. Jack Turban z USA. Jednakże dziennikarz śledczy Jesse Singal przyjrzał się jego pracom, w tym surowym danym. Zszokował go fakt, iż wyniki Turbana i innych naukowców wcale nie pokazywały, iż tranzycja poprawia stan zdrowia pacjentów. Było wręcz przeciwnie, włącznie z ogromnym odsetkiem depresji i samobójstw. Mimo to specjaliści popierający zmianę płci podawali w wynikach i wnioskach swoich prac informacje sprzeczne z tym, co uzyskali w badaniach. Ich dane pokazywały pogorszenie psychicznego i fizycznego stanu zdrowia lub brak zmian w jakimkolwiek kierunku, a oni pisali, iż wyniki dowiodły, iż zmiana płci niesie poprawę. Na inne manipulacje i nieprawidłowości zwracali uwagę także naukowcy.
W 2024 roku doszło też do skandalu w międzynarodowej trans-medycznej organizacji WPATH (ang. World Professional Association for Transgender Health). Z ujawnionej korespondencji członków tej organizacji wynika, iż przyznają się oni, iż procedury zmiany płci są niebezpieczne dla zdrowia, w tym odnotowali przypadki śmiertelnych nowotworów wątroby. Prywatnie między sobą twierdzą też, ze dzieci nie są w stanie wyrazić świadomej zgody na zmianę płci – a mimo to i tak ją rekomendują. Szerzej skandal ten opisany jest tutaj. Także w 2024 roku opublikowano niezależny raport dr Hilary Cass na zlecenie brytyjskiego NHS, z którego wynika, iż zmiana płci u nastolatków niesie ogromne ryzyko i negatywne skutki zdrowotne – o których wspomniałem już we wcześniejszym akapicie.
A to nie koniec merytorycznych malwersacji i oszustw naukowych, na podstawie których zbudowano mit, iż zmiana płci jest korzystna dla zdrowia. „The Economist” opisał w zeszłym roku kolejny skandal. Badacze popierający zmianę płci z Uniwersytetu Hopkinsa uzyskali w badaniu wyniki przeczące ich poglądowi, iż tranzycja ma charakter leczniczy. Zamiast je opublikować, doszło do nacisków, aby zataić badanie pokazujące brak poprawy. Afera ta została potem szerzej opisana przez „The New York Times”, „The Guardian” i inne duże media międzynarodowe. I o ile nie publikowanie wyników nie wskazujących poprawy danej terapii jest powszechnym (negatywnym) zjawiskiem, to tutaj istotny jest fakt, iż doszło do nacisków na to, aby wyniki nie zostały opublikowane, bo mogłoby to zaszkodzić narracji transaktywistów, iż tranzycja płciowa jest korzystna dla zdrowia.
Część państw wzięła sobie do serca wszystkie opisane fakty i m.in. w Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii czy części stanów USA doszło do zakazów zmiany płci u niepełnoletnich oraz ograniczeń dla pełnoletnich. Także Światowa Organizacja Zdrowia podjęła decyzję o odwołaniu wytycznych polecających zmianę płci u dzieci i młodzieży, a wysoka przedstawicielka ONZ ds. przemocy wobec kobiet i dziewcząt, Reem Alsalem, potępiła proceder zmiany płci jako łamiący prawa dzieci. Jednak, dla odmiany, w Niemczech w zeszłym roku, równolegle do opisywanych wydarzeń, doszło do wdrożenia w życie ustawy pozwalającej na zmianę płci na żądanie od 14. roku życia. Rok wcześniej to samo zrobiono w Hiszpanii, a w Polsce nad prawem ułatwiającym zmianę płci pracuje w tej chwili minister Adam Bodnar z pozarządowymi organizacjami transpłciowymi. Pokazuje to, iż w Polsce fakt zombie, jakoby zmiana płci leczyła dysforię płciową, wciąż jest żywy.
Dlaczego nie podaję tutaj przykładów z teoriami spiskowymi?
Zastanawiacie się być może, dlaczego nie umieściłem w powyższym zestawieniu żadnych przykładów z zakresu teorii spiskowych. Odpowiedź jest banalna. Teorie te są zwykle powszechnie wyśmiewane i obalone faktograficznie. Wiara w to, iż nie było lądowania na Księżycu, iż Ziemia jest płaska, iż światem rządzi żydowska masoneria, iż władze USA to Reptilianie itp. – jest czymś wąskim, endemicznym i negowanym oraz wykpiwanym. Tymczasem fakty zombie dotyczą bzdur, które są powielane przez mainstream i wierzą w nie szerokie masy normalnych ludzi, powielają je media, lubiani influencerzy itd. Dlatego teorie spiskowe najczęściej nie są faktami zombie.
Podobnie jest z medycyną alternatywną, chociaż tutaj sprawa też trochę się komplikuje. Bo o ile pogląd, iż szczepienia powodują autyzm, był wielokrotnie obalony naukowo i obserwacyjnie i jest reprezentowany przez głośne, ale raczej niszowe środowiska, tak, przykładowo, tradycyjna medycyna chińska mimo dowodów na nieskuteczność cieszy się ogromną popularnością i marketingiem szeptanym.
W dalekiej przeszłości faktem zombie była opinia, iż Słońce krąży wokół Ziemi. Albo iż Biblia dowodzi, iż ewolucja biologiczna to mit. W XIX wieku sądzono, iż Mars jest zamieszkany przez inteligentne istoty, budujące tam kanały, „widoczne” z Ziemi dzięki teleskopom. W XX wieku regionalnie masowo sądzono, iż fluoryzacja wody to spisek mający na celu trucie lokalnej ludności. A, jak wiemy, jest wręcz przeciwnie – chodzi o ochronę i wzmocnienie uzębienia i kości. Myślę, iż co najmniej część obecnych faktów zombie już za dekadę czy dwie stanie się powszechnie obalonymi mitami. Jednak nie mam wątpliwości, iż powstaną również nowe, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć.
Moja działalność dziennikarska, blogerska i popularyzatorska nie byłaby możliwa bez wpłat na Patronite. Dlatego serdeczne podziękowania kieruję do Patronek i Patronów wspierających mnie w sposób szczególny. Są to: Marcin, Małgorzata, Piotr, Miłosz, Agnieszka, Milena, Olaf, Grzegorz, Katarzyna, Daniel, Krzysztof, Tomasz, Paulina, Tomek, Magdalena, Tomasz, Marek, Andrzej, Michał. Zachęcam do dołączania do tego grona, bo tylko to daje mi swobodę i niezależność w tworzeniu.