Bohater kultowej trylogii wypowiedział te tytułowe słowa, które na nasze wspólne polskie nieszczęście idealnie pasują do większości afer pojawiających się regularnie w tak zwanej przestrzeni publicznej. Najdobitniej widać, iż Kazimierz Pawlak niestety miał rację, przy wszelkich tragediach, na przykład takiej, jaka się wydarzyła wczoraj w Krakowie. Trzeba by bardzo głęboko pogrzebać w policyjnych kronikach, aby odnaleźć podobną zbrodnię i trudno powiedzieć, czy w ogóle taka by się odnalazła.
Zabójstwo lekarza na terenie szpitala, dokonane przez niezrównoważonego psychicznie pacjenta to tragiczny, ale też bardzo rzadki przypadek skrajnej agresji. Nie przeszkadzało to w najmniejszym stopniu środowisku medycznemu, medialnemu i politycznemu w wyciąganiu pochopnych wniosków i wskazywaniu winnych tragedii. Zanim poznaliśmy podstawowe fakty głównym winowajcą ogłoszono Grzegorza Brauna, polityka więcej niż kontrowersyjnego, dlatego jest łatwym calem dla populistycznych diagnoz. Śmierć lekarza w krakowskim szpitalu sami lekarze, ale też politycy i dziennikarze połączyli z wizytą Brauna w szpitalu w Oleśnicy. W tym miejscu warto przypomnieć, iż Grzegorz Braun, cokolwiek by o nim nie sądzić, w Oleśnicy protestował przeciw zabijaniu, a nie do zabijania namawiał.
No, ale „Czy ty strzelasz, czy do ciebie strzelają, jeden huk!” – odpowiedziały autorytety i przez prawie cały dzień Braun razem z „płaskoziemcami” uprawiającymi „mowę nienawiści” stali pod pręgierzem profesorów medycyny, redaktorów naczelnych i ministrów. Pod koniec dnia usłyszeliśmy dwie wersje wydarzeń, w pierwszej sprawcą miał być pracownik Służby Więziennej, w drugie ratownik medyczny. Przy czym, tak naprawdę jedno nie wyklucza drugiego, bo w wywiadzie dla „SuperEkspresu” rodzice tego nieszczęśnika mówili, iż syn z wykształcenia jest ratownikiem medycznym, natomiast informację o pracowniku Służby Więziennej podał minister Adam Bodnar, który chyba zapomniał o „niewygodnym” wykształceniu zabójcy lekarza. Możliwe jest też, iż to rodzice się mylą albo dziennikarze SE, ale tego pewnie się dowiemy w kolejnym odcinku, jak już kurz opadnie i pojawi się konkurencyjna afera.
W każdym razie minister Adam Bodnar momentalnie wskazał winnego tragedii i o dziwo nie był to Grzegorz Braun z „płaskoziemcami”, ale szef SW płk. Andrzej Pecka. Po drodze całe grono ekspertów wypowiedziało się na temat koniecznych zmian w przepisach i usłyszeliśmy między innymi o takich absurdach, jak zainstalowanie w szpitalach bramek ze skanerami, których mają pilnować ochroniarze z bronią. Zmiany w prawie na szczęście okazały się niepotrzebne, a wszystkiemu jest winien szef SW, czyli jak zawsze cynizm polityczny zastąpił zdrowy rozsadek. Nie usłyszeliśmy też ani jednego słowa „przepraszam”, „mój błąd”, „wydałem pochopną opinię”. Profesorowie medycyny, politycy i redaktorzy znów mogą się cieszyć pełną bezkarnością po wygłoszeniu fałszywych oskarżeń i przez cały czas będą występować w roli moralnych autorytetów.
Morał z tej smutnej historii pozostało bardziej smutny. Nieustannie powtarza się ten sam scenariusz, w którym pewne środowiska, czy to sędziowskie, czy medyczne występują w roli „najwyższej kasty”. Wolno im więcej, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za słowo i nierzadko czyny, ale za to nieustannie występują w roli mentorów. Przy okazji tego procederu jedne fakty są ukrywane, a inne kłamstwa eksponowane. Na końcu zawsze można powiedzieć, iż nieważne kim był sprawca, ratownikiem medycznym, czy strażnikiem więziennym, bo na pewno głosował na Brauna albo oglądał prawicowe media. Jedyne pocieszenie w tym nieszczęściu jest takie, iż przynajmniej tym razem udało się uniknąć kolejnej nowelizacji ustawy pisanej na kolanie.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!