Swoją polską premierę miał niedawno film „Wieloryb”. Wzbudził on spore zainteresowanie wśród widzów, jak i w świecie kultury. Wyraziło się ono także w uznaniu i pozytywnych recenzjach. A jednak aktywistki i influencerki „ciałopozytywności” oskarżyły reżysera (Darrena Aronofsky’ego) o „fatfobię”, czyli domniemaną dyskryminację i uprzedzenie wobec grubych ludzi. Czy miały rację?
Film „Wieloryb” obejrzałem w poznańskim kinie „Rialto”. Za namową dobrej znajomej poszedłem sam. „To taki film, którego lepiej nie oglądać ze znajomymi, żeby lepiej się skupić, żeby pseudośmiesznych scen nie odbierać komediowo, żeby mieć odpowiedni nastrój na taki dramat” – przekonywała. Miała rację. Pewne sceny, które były dramatyczne, część widowni odbierała jako żarciki reżysera. Ale nie o tym będę dalej pisał. Chcę się skupić na kwestii domniemanej „fatfobii” oraz na aspektach i motywach medycznych, jak również samym filmie. Jak zwykle dodam, iż recenzję napisałem dzięki wsparciu moich Patronów w serwisie Patronite. Nie jest to artykuł reklamowy czy sponsorowany.
Czym jest fatfobia i ciałopozytywność?
„Fatfobia” to określenie oznaczające niechęć i dyskryminację wobec osób otyłych. Nazwa jest myląca, bo „fat” oznacza też „tłuszcz”. Może się kojarzyć np. z lipofobowością. Lepiej pasowałaby „otyłościofobia”. W każdym razie wiemy już, o jakie oskarżenia wobec filmu chodzi.
O ile niegrzeczne i niekulturalne jest robienie złośliwych uwag do osoby otyłej, czy komentowanie jej wyglądu, to mówienie o „fatfobii” jest bardziej narracją aktywistyczną i medialną, aniżeli opisem faktograficznym. O „fatfobię” ludzi oskarża się za np. stwierdzenie, iż „otyłość to choroba”, iż „nadmiar tkanki tłuszczowej jest nieestetyczny”, czy iż „główne powody otyłości to zła dieta i za mało ruchu”. Wszystkie te sekwencje dla aktywistek ciałopozytywności uchodzą za „fatfobiczne”.
Sama ciałopozytywność to ruch nieformalny aktywistyczny, który pierwotnie miał promować akceptowanie siebie „takim, jakim się jest” i zdobył popularność niemal wyłącznie wśród kobiet. Obejmował niepełnosprawne czy okaleczone kobiety. Jednakże z czasem przerodził się w ruch postulujący normalizację otyłości. Przejęły go kobiety grube, które uważają, iż otyłość to nie choroba, ale tożsamość.
Niedawno w wywiadzie do portalu „Na Temat” dla dziennikarki medycznej Anny Kaczmarek tłumaczyłem, czemu nie zgadzam się z poglądem, iż otyłość to tożsamość. Zaś w 2019 roku nominowałem grupę „Dziewuchy Dziewuchom” do Biologicznej Bzdury Roku 2019. Aktywistki opublikowały bowiem serię grafik, w których przekonywały, iż otyłość to nie choroba, iż nie powoduje innych chorób, iż to kwestia estetyki, a nie zdrowia. Za swoje antynaukowe działanie otrzymały drugie miejsce w tym plebiscycie.
„Wieloryb” nie jest fatfobiczny
Główny bohater, Charlie, cierpi na chorobliwą otyłość. Tyje tak po śmierci swojego partnera, ale już wcześniej miał wyraźną nadwagę. To zaś znacznie zwiększało ryzyko wystąpienia u niego otyłości. Nie jest to w filmie podane wprost, ale zasugerowane. Z perspektywy debaty z ciałopozytywnymi aktywistkami ma to o tyle znaczenie, iż te mniej antynaukowe działaczki, choć nie negują negatywnego wpływu otyłości na zdrowie, to głoszą zarazem, iż nadwaga jest zdrowa – a to nieprawda.
Gdy Charlie sprawdza w Internecie informacje o szkodliwym wpływie swojego stanu na zdrowie, kamera pokazuje na publikację naukową, nie prasową. Dzięki temu trudniej jest aktywistkom zaklinać rzeczywistość, bo co innego tekst publicystyczny w gazecie, a co innego publikacja w recenzowanym czasopiśmie naukowym. Gdyby nie ten zabieg, prawdopodobnie pojawiłyby się głosy, iż „artykuł, który czytał główny bohater, nie był pracą naukową, więc nie należy traktować tego dosłownie”.
Bądź na biężaco!
Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl
Sam katastrofalny wygląd oraz kondycja zdrowotna głównego bohatera także są bardzo wymowne i dosłowne. Reżyser nie zapomniał bowiem o scenach fizjologicznych. Również psychika bohatera jest w złym stanie. Nie tylko przez śmierć partnera oraz ciężkie i, co tu kryć, patologiczne relacje rodzinne. Z powodu samej bowiem otyłości Charlie, jako wykładowca z literatury, pracuje tylko online i nie pokazuje się na kamerce z powodu wyglądu, do jakiego się doprowadził. Ta izolacja społeczna zaś, siłą neurobiologii ludzkiej, nie może wpływać na jego zdrowie psychiczne pozytywnie.
Jest on jednak w tym wszystkim humanizowany, ukazany „po ludzku”. Bez fałszu ciałopozytywności, jak i bez demonizowania. Pojedyncze infantylizowane sceny (dotyczące też pozostałych postaci w tym filmie) były prawdopodobnie ukłonem w kierunku mniej analitycznych i mniej wymagających widzów, aniżeli jakąkolwiek „fobią”. Nie przeszkodziło mi to też, bym w jednej dłuższej scenie wzruszył się naprawdę mocno. Poziom infantylizacji niektórych wątków sprawił, iż film ten nie jest wybitny, ale nie odebrał powagi ogółowi scen i całej historii.
Społeczne aspekty
W filmie widać też kwestie społeczne. Znacznie łatwiej jest np. zamówić fastfood, niż normalny obiad. I choć tego w filmie nie widzimy, to chodzi też o ceny. Mieszkałem przez około dwa miesiące w USA i faktycznie zwykłe jedzenie jest tam wyraźnie mniej ekonomiczne od fastfoodów. Jako iż żyłem tam na drobnych oszczędnościach, to dosłownie bywało, iż moim głównym posiłkiem były chipsy – tanie i kaloryczne. Poza tym mitem nie są też te ogromne opakowania rozmaitych produktów. Przypominam sobie, jak trudno było mi znaleźć butelkę mleka mniejszą niż 2-litrowa. W USA system dystrybucji żywności naprawdę wspiera rozwój epidemii otyłości w znacznie większym stopniu, niż w Europie (aczkolwiek u nas też to robi).
Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o kwestii ubezpieczenia zdrowotnego, bardzo wyraźnie zarysowanej w filmie „Wieloryb”. Nam się to nie mieści w głowie, ale w USA (a w UE w Holandii) nie ma powszechnego systemu ubezpieczeń. Ludzie nie są z automatu ubezpieczeni zdrowotnie, gdy pracują. Charlie, nie mając ubezpieczenia, nie chce skorzystać z pomocy medycznej czy fizjoterapeutycznej, by nie płacić horrendalnych kwot (pamiętam, jak będąc w USA na dwa miesiące, zaraz po przylocie złapałem anginę i jak bardzo się cieszyłem, iż miałem ubezpieczenie pokrywające koszty wizyty u lekarza). Najwyraźniej zatrudniający go uniwersytet nie opłacał mu składek prywatnych, a swoje własne oszczędności główny bohater lokował na koncie dla córki, będącej zresztą według mnie znacznie ciekawszą postacią od jej ojca.
Cierpienie, żal i słabość w filmie „Wieloryb”, ale nie „fatfobia”
W filmie „Wieloryb” jest cierpienie, jest ból, żal, słabość, żałość, frustracja, głupota. Nie ma tam natomiast żadnej „fatfobii”. Fakt, iż do roli głównego bohatera zatrudniono aktora, który nie był otyły, ale ucharakteryzowany, nie świadczy ani o dyskryminacji. Nie świadczy też o braku profesjonalizmu. Wręcz przeciwnie – udana charakteryzacja jest czymś na plus, a nie na minus. Poza tym gdyby na poważnie wziąć absurdalną narrację o tym, iż tylko osoba otyła powinna mieć prawo odgrywać osobę otyłą w filmie, to prawda jest taka, iż realnie otyły człowiek nie byłby w stanie przychodzić na plan, grać i po prostu pracować. „Fatfobia” to urojenie otępiałych aktywistek, zaś na film „Wieloryb” naprawdę warto się wybrać.
Prowadzenie bloga wymaga ponoszenia kosztów, czasu, przygotowania. Zdecydowałem się więc stworzyć profil na Patronite, gdzie w prosty sposób można ustawić comiesięczne wpłaty na rozwój bloga. Dzięki temu może on funkcjonować i się rozwijać. Pięć lub dziesięć złotych miesięcznie nie jest dla jednej osoby dużą kwotą. Ale przy wsparciu wielu staje się realnym, finansowym patronatem bloga, za pomocą którego mogę poświęcać więcej czasu w pisanie artykułów.