Jakiś czas temu nasi rodacy wrócili ze świątecznych wyjazdów i zabaw sylwestrowych, przy okazji najprawdopodobniej przekazując sobie wiele różnego rodzaju infekcji. Za chwilę w czterech województwach rozpoczną się ferie zimowe. Czy w najbliższym czasie możemy się spodziewać wzrostu zakażeń wywołanych przez grypę i COVID-19, a także infekcji układu oddechowego?
– To prawda, w poprzednich latach zwykle po świętach i sylwestrze mieliśmy wzrost zakażeń. Już zaobserwowaliśmy w statystykach wzrost zakażeń w pierwszej dekadzie stycznia. Jednak od kilku miesięcy mamy ogólnie większą aktywność wirusów wywołujących zakażenia układu oddechowego. W grudniu 2023 r. był szczyt zachorowań na COVID-19, a na początku roku zawsze jest największa aktywność wirusa grypy. Do tego dochodzi jeszcze syncytialny wirus oddechowy – RSV – zwykle jest bardziej aktywny w całym okresie jesienno-zimowym, ale w końcówce 2023 roku wywołał szczególnie wiele ciężkich zakażeń. Nasza większa mobilność i bliskie kontakty towarzyskie mogą jedynie jeszcze bardziej nasilić takie infekcje.
Wiemy w ogóle, jaka jest sytuacja?
– Niezupełnie, bo lekarze nie muszą już zgłaszać zachorowań na infekcje grypopodobne. Nie ma zatem raportów na ten temat ogłaszanych co dwa tygodnie przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny, a nie zastąpiono tego innym monitoringiem.
Wykonuje się przecież testy laboratoryjne w kierunku różnych zakażeń.
– Tak, ale jest ich za mało, zarówno gdy chodzi o grypę, jak i COVID-19 czy RSV. Takich testów w naszych gabinetach lekarskich nie wykonuje się powszechnie, znacznie więcej ich kupują pacjenci w aptekach, ale wyniki tych domowych testów nie trafiają do publicznych statystyk. Dodatkowo, po zniesieniu stanu zagrożenia epidemicznego, zlikwidowano darmowe testy przesiewowe w szpitalach i w ratownictwie medycznym.
Z innych państw nadchodzą niepokojące raporty. We Włoszech mówi się o największej epidemii grypy od piętnastu lat. Podobnie jest w Hiszpanii. W Europie wiele jest też zakażeń wywołanych przez COVID-19. U nas może być podobnie?
– Nie można tego wykluczyć. Po czterech latach pandemii mamy więcej zakażeń wywołanych przez grypę, jak też inne patogeny. Mieliśmy już wzrost zakażeń wywołanych przez paciorkowce i mikoplazmy, a także przez grypę i wirusa RSV.
Co jest tego przyczyną, jesteśmy mniej odporni?
– W czasie pandemii na skutek izolacji społecznej mieliśmy mniej kontaktów, a nasz układ odpornościowy był rzadziej bodźcowany przez różnego rodzaju mikroorganizmy. Staliśmy się więc mniej sprawni immunologicznie w walce z bieżącymi zagrożeniami. Jeszcze ważniejszą przyczyną jest jednak to, iż COVID-19 upośledza naszą odporność i jesteśmy bardziej podatni na różnego typu zakażenia.
To dość zaskakujące. Wirus SARS-CoV-2 okazuje się jeszcze bardziej podstępny i nieobliczalny, niż się wydawało.
– Niestety, coraz więcej badań potwierdza, iż wirus ten przypomina mechanizmem uszkodzenia odporności wirusa HIV. Koronawirus jest takim małym HIV – w tym sensie, iż uszkadza naszą odporność, być może choćby na kilka lat. Stąd też zupełnie niespodziewane zakażenia o ciężkim przebiegu u ludzi młodych i zdrowych, a nie tylko u tych z wielochorobowością i w starszym wieku.
SARS-CoV-2 wciąż mutuje, słyszymy o wykryciu kolejnych podwariantów omikronu.
– Za ostatnią falę zachorowań na COVID-19 odpowiada podwariant JN.1, wywodzący się z innej linii omikronu – o nazwie pirola. A każdy kolejny wariant częściowo ucieka naszej odporności – nabytej wcześniej dzięki szczepieniom czy przebytym zakażeniom. W efekcie możemy być bardziej podatni na tę infekcję, tym bardziej iż odporność zbiorowa nie jest wystarczająca. Poza tym u każdego z nas po 6–8 miesiącach zwykle spada poziom przeciwciał.
Jak groźne są nowe podwarianty omikronu? Wydaje się, iż są mniej niebezpieczne, przynajmniej w porównaniu z mutacją SARS-CoV-2 z początku pandemii.
– Owszem, ale tak było do tegorocznej zimy, bo najnowszy podwariant powoduje więcej hospitalizacji i zgonów. Oczywiście nie powoduje on w tak dużym stopniu, jak poprzednie odmiany wirusa, ciężkich zapaleń płuc i niewydolności oddechowej. To przez cały czas jest ten sam omikron, który zmienił punkt uchwytu z dolnych dróg oddechowych na górne drogi oddechowe. Ale u niektórych pacjentów może spowodować burzę cytokinową i poważniejsze objawy, takie jak gorączka i bóle mięśni, a nie tylko kaszel czy ból gardła.
Omikron też może powodować późne powikłania COVID-19, o których się mówi coraz więcej?
– Jak najbardziej. Na tego koronawirusa musimy patrzeć zarówno pod kątem ciężkości ostrej infekcji, jak również odległych powikłań. Niestety, omikron również może wywoływać objawy post-COVID czy long COVID, bo używa się różnych określeń, ale chodzi o to samo – jest to w tej chwili największe zmartwienie, bo nie wiemy, u kogo może wystąpić i w jakim nasileniu, a są już miliony ludzi na świecie, u których wystąpiły dolegliwości po COVID-19 i wciąż ich przybywa.
Możemy łagodnie przejść zakażenie, a mimo to zdarzają się odlegle powikłania?
– Niestety tak. choćby po zakażeniu skąpoobjawowym może dojść do uszkodzenia mięśnia sercowego, płuc, mózgu, jelit czy układu odpornościowego. Niemal każdy narząd może zostać dotknięty. Niektórzy odczuwają przed długi czas tzw. mgłę mózgową, inni ciągle kaszlą, jeszcze inni mają swędzące wysypki skórne czy zespół przewlekłego zmęczenia, a wszyscy chodzą po lekarzach, robią badania diagnostyczne i poszukują przyczyny. Nierzadko bezskutecznie. Trudności w diagnostyce ewentualnych powikłań COVID-19 polegają na tym, iż zmiany w tkankach mogą być na poziomie komórkowym, a więc nie są widoczne w RTG czy tomografii komputerowej, ale na tyle poważne, iż powodują utrzymujące się dolegliwości.
Wydaje się, iż pandemia minęła, rzadko zakładamy maseczki ochronne, mało kto się szczepi przeciwko COVID-19. Tymczasem choćby ludzie młodzi i zdrowi mogą chorować.
– Jesteśmy psychicznie zmęczeni infodemią i pandemią, i nic nie chcemy już o niej słyszeć, ale zagrożenie nie minęło. Trzeba przyznać, iż jesteśmy też zawiedzeni tym, iż szczepionka nie chroni przed zachorowaniem, choć zmniejsza ryzyko ciężkiego przebiegu choroby. Ale najważniejsze, iż szczepienia zmniejszają częstość odległych powikłań. Badania naukowe potwierdzają, iż wśród osób zaszczepionych mniej jest przypadków long COVID.
Nie rozumiemy wciąż, czym jest COVID-19.
– Nie dziwię się, bo to bardzo trudna choroba, o wielu obliczach. Z jednej strony zakażenie może mieć przebieg rzekomo grypowy, a po trzech, czterech miesiącach u niektórych osób pojawiają się bardzo poważne problemy zdrowotne. Wiele osób choćby nie wie, czy powodem mógł być COVID-19, bo się nie testujemy, kiedy odczuwamy skąpe dolegliwości.
Nie mamy z czym porównać tej choroby?
– Nie mamy żadnej dokładnej analogii, może to trochę przypominać nietypową odrę, mononukleozę czy cytomegalię, ale o COVID-19 ciągle dowiadujemy się czegoś nowego. Z najnowszych badań wynika, iż odległym powikłaniem pocovidowym może być choroba Alzheimera, większe jest też ryzyko choroby Parkinsona.
Może też wystąpić schizofrenia i inne zaburzenia psychiczne.
– Niestety tak. Oczywiście może się na to składać wiele czynników, nie tylko zakażenie COVID-19. Ogólnie jednak nie ma już wątpliwości, iż wirus SARS-CoV-2 dewastuje zdrowotnie ludzki gatunek.
W jaki sposób?
– Choćby taki, iż mamy po raz pierwszy od dziesięcioleci skrócenie średniego czasu życia, znaczący wzrost zgonów nadmiarowych, szczególnie wśród ludzi najbardziej schorowanych, najsłabszych. Z drugiej strony wielu młodych, mimo lżejszego przebiegu, cierpi na odległe powikłania. Zmagamy się z czymś, czego na razie nie jesteśmy w stanie opanować. A przemilczanie tego na pewno nic nam nie pomoże.
Jakie inne skutki odczuwamy?
– Na przykład w postaci większej chorobowości i mniejszej wydajności w pracy, gorszego ogólnego funkcjonowania – i to nie trwa tylko przez tydzień lub dwa, ale znacznie dłużej. A to oznacza większe obciążenie dla opieki zdrowotnej i dla całej gospodarki.
Jakieś przykłady?
– Bardzo proszę. Pierwszy – wysportowany 55-letni mężczyzna, przed COVID-19 zdrowy, po COVID we wrześniu 2023 r., do dziś ma 50 proc. wydolności fizycznej; pojawiły się nawracające biegunki, problemy z erekcją i nieprawidłowe poziomy cukru we krwi. Inny przykład – kobieta, zwykle w wieku 40–50 lat, która odczuwa trudności w pracy z powodu większej męczliwości, przyspieszonej akcji serca i skoków ciśnienia tętniczego krwi.
Jeśli takie osoby wracają do pracy, to są mniej wydolne albo przebywają na długim zwolnieniu lekarskim. Powikłaniem COVID-19 mogą być też poważne schorzenia, takie jak cukrzyca. Spektrum zaburzeń pocovidowych może być bardzo duże, bo choroba ta ma wiele twarzy. I tych problemów nie rozwiążą ani jeden lek, ani jeden specjalista.
Osłabienie odporności po zakażeniu wirusem SARS-COV-2 toruje drogę wielu innym schorzeniom.
– Tak. I nie chodzi tylko o większą podatność na zakażenia. Coraz więcej jest potwierdzonych naukowo raportów dowodzących, iż upośledzenie funkcji immunologicznych przez tego wirusa to także większe ryzyko chorób nowotworowych i autoimmunologicznych, a także uaktywnienia uśpionych infekcji w naszych organizmach, np. gruźlicy.
Jakie są prognozy co do dalszego rozwoju COVID-19?
– Prognozowanie w tym przypadku jest bardzo trudne, bo takiej choroby jeszcze nie było, a okres obserwacji jest dość krótki. To, co wiemy o zakażeniach wirusem SARS-1 nie napawa optymizmem, gdyż powikłania mogą się utrzymywać choćby po 15 latach. Nie wiemy, w jakim kierunku podąży dalszy rozwój mutacji SARS-CoV-2.
Mamy starszej generacji koronawirusy wywołujące przeziębienia. To może być jeden z możliwych scenariuszy, jeżeli chodzi o SARS-CoV-2?
– Musimy liczyć się z rożnymi scenariuszami. Od wybuchu pandemii minęły zaledwie 4 lata, dla ewolucji wirusów to jedna sekunda.
Jest coś charakterystycznego dla obecnego etapu pandemii?
– Tak, to przede wszystkim jednoczesne występowanie kilku wariantów wirusa. Wcześniej kolejne fale zachorowań były wywoływane przez jeden główny wariant i szybciej one wygasały. Ostatnia fala zaczęła się w sierpniu 2023 r. i nie widać jej końca, bo w tej „zupie” wariantów można chorować kilka razy w czasie tej samej fali.
Dlaczego?
– Gdybyśmy bardziej chronili się przed zakażeniami, częściej używalibyśmy maseczek, być może dominowałby wirus o największej zdolności zakażania. Mamy natomiast pełną swobodę krążenia różnych mutacji, bo one nie muszą między sobą rywalizować szybkością przenoszenia się.
A zatem maseczki i szczepienia kolejnymi dawkami zaktualizowanych preparatów?
– SARS-CoV-2 to nowe zjawisko, które powinno być ściśle monitorowane w skali globalnej. Przydatny jest monitoring ścieków, by śledzić pojawiające się w populacji drobnoustroje, nie jest on jednak powszechny. W Polsce jedyne takie dane ze ścieków są dostępne z terenu Warszawy. Na tej podstawie można byłoby alarmować, kiedy w miejscach publicznych należy używać maseczek. Podobnie jak monitorujemy zanieczyszczenia powietrza i wiemy, kiedy w danym mieście występuje zagrażający zdrowiu i życiu smog.
Co z pomieszczeniami zamkniętymi, kinami, restauracjami i biurami?
– W klimatyzowanych pomieszczeniach przydatne byłoby stosowanie technologii aktywnego oczyszczania powietrza, neutralizujących drobnoustroje. To jednak wymaga inwestycji i wyobraźni, bo to walka z niewidocznym wrogiem, a do tego wciąż nie jesteśmy gotowi. Oczywiście, należy się też szczepić, ale przekonanie do tego też osłabło.
Nadal, a może jeszcze bardziej, potrzebujemy edukacji – o tym, jak bardzo podstępny jest COVID-19?
– Koniecznie. Bo COVID-19 to nie jest tylko przeziębienie, jak się wydaje wielu osobom. Wirus SARS-CoV-2 jest niebezpieczny dla nas i całego naszego gatunku. Na razie wolimy jednak uciekać od tego tematu, niż go porządnie rozpoznać i aktywnie zwalczać.
Rozmawiał Zbigniew Wojtasiński.