Welon, którym okryty jest kielich mszalny symbolizuje tajemnicę. Każdy katolik niby wie, co się pod nim znajduje, ale czy na pewno. Trochę tak, jak podczas niektórych magicznych sztuczek - wiemy, iż magik skrywa pod chusteczką powiedzmy piłeczkę, ale czy na pewno? Tutaj skrywany jest kielich i patena z hostią. Odsłonięcie kielicha przed ofiarowaniem jest zapowiedzią odkrycia przed ludem Bożym tajemnicy jego zbawienia. Do kielicha podczas ofiarowania wlewane są woda i krew. W momencie przemienienia, kiedy kapłan wznosi w górę patenę i kielich, hostia symbolicznie przeistacza się w Ciało Chrystusa, a woda zmieszana z winem, w jego Krew. Trudno jednak doszukiwać się w tych materiach znamion ludzkiego ciała i krwi - hostia w dalszym ciągu zachowuje swój wygląd, a wino - smak. Nie spożywamy fizycznie ludzkiego mięsa, jak twierdzono w pierwszych latach chrześcijaństwa, nie pijemy czerwonego płynu dającego życie każdemu stworzeniu. A jednak wierzymy w to, iż za sprawą modlitwy kapłana Jezus oddaje nam siebie samego w tych dwóch substancjach. Że hostia, a także komunikanty, oraz wino stają się Jego umęczonym Ciałem i Jego przelaną za nas Krwią. "To jest Ciało moje, które za was będzie wydane", "To jest kielich Krwi mojej, nowego i wiecznego przymierza, która za Was i za wielu będzie przelana" - słyszymy każdego dnia. Krwawa ofiara na krzyżu staje się dziś bezkrwawą ofiarą na ołtarzu. Bo przecież Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy prosił wyraźnie: "To czyńcie na moją pamiątkę".
Jednak kielich i patena nie są odkryte przed ludzkim wzrokiem do końca Mszy świętej. Zauważmy, iż tuż po zakończeniu obrzędów Komunii Świętej kawałki hostii z pateny umieszczane są w kielichu z wodą, a następnie wypijane przez kapłana. Następnie ksiądz na powrót zakrywa patenę i kielich welonem. Tajemnica zbawienia ponownie zostaje zakryta przed oczami wiernych.
Dzisiaj jednak próbowałam odkryć inną tajemnicę. Po Mszy świętej, a następnie przeczytaniu Księdzu Niosącemu Światło kolejnego fragmentu "Wyznań" świętego Augustyna oraz zorientowaniu się, iż czuje się w miarę dobrze zapytałam go o to, co od dawna mnie dręczy: czy można kogoś nie lubić, czy wręcz nie tolerować, ale w głębi serca wcale mu nie złorzeczyć, a choćby dobrze mu życzyć i modlić się za niego. No bo mniej więcej takie ambiwalentne uczucia żywię do mojego proboszcza (i myślę, iż kilka innych osób też by się znalazło) i sama nie wiem, czy to jest dobre, czy złe. To jest właśnie moja tajemnica, mój kielich przykryty welonem, który chcę poznać. To pytanie nurtowało mnie od jakiegoś czasu, nie dając spokoju mojemu wewnętrznemu ja. Jak myślicie co usłyszałam? "A jak Lolku myślisz?". Spacerowaliśmy po przestronnym korytarzu, aby jak najmniej przeszkadzać innym osobom w sali.
Wzruszyłam ramionami, bo nie wiedziałam, co myśleć - jedna część mnie odpowiadała, iż takie postępowanie jest adekwatne, ale druga, druga podpowiadała, iż jedno drugie jakoś wyklucza. Wiem, iż nie muszę wszystkich lubić, a zwłaszcza tych, którzy nie robią dosłownie nic, aby tak się stało, ale chcę być przynajmniej w porządku. Podzieliłam się z nim moimi wątpliwościami, a on tylko potwierdził mój tok myślenia: nie muszę wszystkich lubić, ale też nie powinnam im w żaden sposób złorzeczyć. Jedno nie musi łączyć się z drugim. A choćby będzie aktem miłości agape względem nieprzyjaciela.
Myślę, iż ten kawałek welonu z mojego kielicha niepewności i tajemnicy został trochę odchylony. Jeszcze chwilę porozmawiałam z nim na temat Ewangelii z dnia, ale naprawdę, były to może 2-3 zdania moich przemyśleń, bo już widziałam, iż znowu zaczynał źle się czuć, a poza tym przyszła do niego siostra z rodziną w odwiedziny. adekwatnie jego najbliższa rodzina. Niech się sobą nacieszą póki mają czas. A. ostatnio poprosiła mnie, abym jej nie potępiała za to, co zrobiła. Nie potępiam jej, bo nie mam do tego prawa. Poza tym kiedyś rozmawiałam z księdzem i zdradził mi, iż jak będzie już naprawdę źle, to chciałby tu trafić. Żeby nie sprawiać innym kłopotów. Ma dobra opiekę. Więc dlaczego mam ją potępiać? Zamiast tego wolałam po odprowadzeniu księdza do pokoju zabrać chłopców na patio i tam pokopać z nimi piłkę, a potem poszliśmy na lody, żeby dorośli mogli spokojnie ze sobą porozmawiać, czy chociażby pobyć. Może niewiele, ale dla mnie bardzo dużo.