Podjechaliśmy wraz z kilkoma znajomymi ze szkoły podstawowej i z gimnazjum do księdza z gitarą z tzw. wizytą na nowej parafii. Paradoksalnie jak jesteśmy porozrzucani po różnych dzielnicach naszego miasta, tak żaden z nas nie mieszka w dzielnicy, w której znajduje się jego parafia. Ale to nie problem dla nas, bo przecież zawsze można tam podjechać autobusem. Względnie na rowerze. Wiecie, w takich chwilach żałuję, iż nie opanowałam tej umiejętności. Trudno, czasu nie nadrobię. Dobrze, iż są te autobusy. Zawsze to jakaś alternatywa jest.
Trochę onieśmieleni, trochę niepewni dotarliśmy przed bramy plebanii.
- Lolek, ty dzwoń, on ciebie najbardziej lubił - usłyszałam zachęty ze strony znajomych. Nacisnęłam na dzwonek, po czym chwilkę odczekaliśmy, aż nasz dawny katecheta nam otworzy.
Równie nieśmiało weszliśmy na jego nową posiadłość. Już nie do salki katechetycznej, jak to było zazwyczaj, ale do jadalni. Nie wiem, jak inny, ale mi tym bardziej było tak jakoś nieswojo. Niby za czasów Oratorium jedliśmy z dzieciakami posiłki na jadalni u nas na parafii, niby raz wylądowałam na herbacie na jadalni u Księdza Niosącego Światło, a jednak jakiś psychiczny dyskomfort i opory wewnętrzne miałam. No, ale skoro włodarz miejsca zaprasza, to chyba można.
Jednak herbata, zimna woda i ciasto jakoś nas nie zaskoczyły. Tak było na jego poprzednich parafiach w DG i w Jawo, więc dlaczego teraz miałoby być inaczej. Tematów do rozmowy też nie brakowało. Wiadomo, on (no i moi znajomi) głównie chciał wiedzieć, jak tam było na Jubileuszu Młodych. Jedna z nielicznych kartek pocztowych z tego wydarzenia, jakie wysłałam do znajomych (chciałam do wszystkich, ale zabrakło mi czasu, wybaczcie), dotarła do niego, co wywołało moją radość. Mnie z kolei interesowało jak tam mu się funkcjonuje na nowej placówce i to w zupełnie nowej roli. Bo Jubileusz Młodych jak Jubileusz Młodych. Może gdyby w jego trakcie pierwotnie z planem odbyła się kanonizacja Frassatiego, to miałabym co opowiadać. To oczywiście nie tak, iż mi się nie podobało, albo iż żałuje, iż na niego pojechałam. Było fantastycznie, atmosfera istnego świętowania młodości, a kilka cytatów z czuwania i niedzielnej Mszy świętej na pewno wykorzystam podczas spotkań z bierzmowanego. A jednak jako członek Towarzystwa Ciemnych Typów cieszyłam się, iż jego założyciel zostanie kanonizowany w obecności młodych całego świata. choćby o ile dla mnie już od zawsze jest święty. Ale i tak starałam się w miarę dokładnie i wyczerpująco odpowiadać na całą masę stawianych mi pytań. Z drugiej strony podpytywałam też innych, jak mijał im ten czas, żeby nie okazać się tym dominującym w rozmowie.
No i cieszyło mnie to, iż Ksiądz z Gitarą też podzielił się z nami swoimi wspomnieniami z Jubileuszu Młodych w 2000 roku. Chociaż coś niecoś przechowuję w mojej pamięci z tego, co nam opowiadał podczas szkolnej katechezy. Ale i tak warto było odświeżyć sobie te wspomnienia. Na nowej parafii też mu się dobrze powodzi. Parafianie dobrzy, chętni do współpracy. Ma kilka pomysłów, na to, jak ją poprowadzić, co nowego do niej wnieść. Niektórymi z nich choćby się z nami podzielił i trzeba przyznać, iż brzmią one dosyć realnie. Mam cichą nadzieję, iż spełnią mu się one. I iż będzie miał satysfakcje z pełnionej funkcji. I iż go ona nie zmieni, a na pewno - nie na gorsze.