2240. Jedenastoletnia wędrówka "po ścieżkach codzienności"

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 4 dni temu
Tydzień spędzony w Rzymie na Jubileuszu Młodych, nieco wytrącił mnie z codzienności i sprawił, iż straciłam rachubę czasu. A tu w tym czasie minęła 11-sta rocznica istnienia bloga, na którym dzielę się z Wami adekwatnie tym, czym żyję. Co jest dla mnie ważne i istotne. Co cieszy, ale i smuci. Bloga, na którym wspólnie przemierzamy kręte ścieżki mojej codzienności.
Był koniec lipca 2014 roku, kiedy zamieściłam pierwszą notatkę, w której niepewnie się przedstawiłam. I tak to się zaczęło. Chociaż nie był to mój pierwszy blog, to jednak miałam obawy, jak się przyjmie i czy znajdą się osoby, które zechcą go czytać, a tym bardziej - komentować. Dzisiaj wiem, iż te obawy były zbyteczne, a grono czytelników i komentatorów nie tylko przerosło moje najśmielsze oczekiwania, ale czasami wręcz onieśmiela moją osobę. Co nie oznacza, iż mnie to wszystko nie cieszy, bo cieszy, i to bardzo. Tym bardziej, iż mam wrażenie, iż z roku na rok jest Was coraz więcej.
Wiem, iż moje notatki bywają niedoskonałe, a choćby irytujące. Nie jestem idealna i nigdy nie będę. Zresztą, gdybym była idealna, to nie miałabym czego doskonalić, czego naprawiać, czego szlifować, czego zmieniać. Nie, ideały są nie dla mnie. Nie ukrywam też, iż często są pisane w emocjach tak silnych, iż ciało nie tylko odmawia posłuszeństwa, ale wręcz boli mnie każdy mięsień. Często kończę pisać notkę zmęczona, ale zadowolona. Bo dosłownie czuję, iż w każdej z nich zostawiam cząstkę siebie.
Tak sobie czasami czytam wpisy sprzed lat, analizuję moje zachowanie w tamtym momencie, zastanawiam się, w jaki sposób postąpiłabym teraz w takiej samej sytuacji. Widzę, ile zadziało się w moim życiu i tego dobrego, i tego złego. Cieszę się, iż to zapisywałam. Dziś wiem, iż jestem silna, mimo postury, mimo licznych upadków, tych dosłownych i w przenośni. Że każdy taki upadek mnie wzmocnił, a wiara, która jest jednym z moich fundamentów, naprawdę dodaje mi sił w każdym dniu, choćby kiedy brakuje tych fizycznych.
I naprawdę dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna. Za Waszą obecność. Za każdy komentarz (a jest ich ponad 23 tysiące). Za rady, zwykle dobre rady. Za wyrozumiałość. Za wsparcie. Jak sobie pomyślę ile wirtualnych znajomych zyskałam przez te lata to łezka mi się w oku kręci. Mam też w pamięci i w sercu te osoby, które kiedyś tutaj zaglądały, a teraz przestały. Tych zmarłych polecam w swoich modlitwach, o tych, co do których los nie jest mi znany, po prostu ciepło myślę, życząc im tego, co najlepsze. Dziękuję Wam też za kulturę na tym blogu, za to, iż naprawdę mało było tak obraźliwych komentarzy, które musiałam usunąć, bo aż przykro było je czytać. I za to, iż jest tu tak mało hejtu (właściwie to zaledwie ułamek procenta), a tak dużo ludzkiej życzliwości i solidarności. Za to, iż jakoś się rozumiemy, pomimo odmiennych zdań na pewne tematy.
Mam też nadzieję, iż spotkamy się jeszcze nie raz, iż w dalszym ciągu będziemy trzymać tak piękną dyscyplinę jak dotąd. Zarazem przepraszam za to, co było nie tak, za przejawy mojej pychy, za wywyższanie się. Jestem tylko człowiekiem z ludzkimi wadami, z którymi staram się bezskutecznie walczyć...
A na koniec zapraszam na wirtualny tort i szampana. Częstujcie się śmiało.
Idź do oryginalnego materiału