Kiedy zbliżały się Światowe Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku, zabrałam moich ówczesnych czytelników w wirtualną podróż w czasie poprzez kolejne edycje tego niezwykłego spotkania młodych osób z całego świata pod wodzą papieża. Większość z tamtych wpisów oparłam na książce "Młodym być" Pawła Zuchniewicza, który w rewelacyjny sposób opisał spotkania Jana Pawła II z młodymi ludźmi. Pozostałe spotkania, aż do 2013 roku, kiedy odbyły się Światowe Dni Młodzieży odbywały się w Rio de Janeiro, opisywałam na podstawie różnych materiałów dostępnych w sieci.
31. Światowe Dni Młodzieży w Krakowie były tymi pierwszymi, w których miałam okazję brać czynny udział, i to od razu w roli wolontariusza na dwóch poziomach przygotowania - parafialnym i centralnym. Kiedy trzy lata wcześniej papież ogłaszał miejsce spotkania w 2016 roku, wiedziałam, iż wezmę w nich udział. Ale nigdy bym nie przypuszczała, iż w takim charakterze. To było drugie zaskoczenie, tuż po ogłoszeniu samego miejsca spotkania. Chociaż z drugiej strony, Kraków to całkiem interesujące miasto pełne zabytków i świętych, a więc - dlaczego nie.
31. spotkanie młodych całego świata z papieżem Franciszkiem odbyło się od 26 do 31 lipca. Jako hasło wybrano jedno z ewangelicznych błogosławieństw - "Błogosławieni miłosierny, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Było ono trafione w punkt, ponieważ Kraków nazywany jest "Stolicą Bożego Miłosierdzia" - to stąd święta Faustyna Kowalska przekazała światu prawdę o Bożym Miłosierdziu. Do hasła został skomponowany hymn oparty na Psalmie 121 "Błogosławieni miłosierni".
Logo spotkania prezentowało krzyż wpisany w kontury Polski - to nawiązanie do jej chrześcijańskiego dziedzictwa. Nie możemy bowiem zapominać, iż w 2016 roku w Polsce obchodziliśmy także 1050 rocznicę przyjęcia przez kraj chrztu. Z ramion krzyża wypływają dwie wstążki - czerwona i niebieska. To odzwierciedlenie dwóch promieni wypływających z serca Pana Jezusa na obrazie Jezusa Miłosiernego. Wstążki te obejmują kółko, którym zaznaczono Kraków, czyli miejsce spotkania.
Tydzień wcześniej niemal wszystkie diecezje w naszym kraju gościły przybyszów z różnych zakątków świata, pokazując im tym samym najpiękniejsze i godne uwagi miejsca. Przykładowo moja diecezja zaproponowała wycieczki do Częstochowy oraz Obozu Koncentracyjnego w Oświęcimiu. Oprócz tego był tzw. Dzień dekanalny, podczas którego świętowaliśmy całym dekanatem w lokalnym parku oraz dzień parafialny. Włączałam się we wszystko na ile mogłam, pomiędzy zabiegami rehabilitacyjnymi, a szkoleniami przed centralnymi wydarzeniami, na które musiałam dojechać busami do Krakowa (to jedna z tych goryczy, które czuję, kiedy słyszę, iż za mało udzielam się w parafii).

W poniedziałek, 25 lipca, do Krakowa oraz okolic zaczęli napływać pielgrzymi. Nasza diecezja miała bazę w niedalekich Jerzmanowicach. Tam przygotowywali się na spotkanie z papieżem np. poprzez konferencje i spotkania z ciekawymi ludźmi. Ja jednak, jako wolontariusz centralny, zakwaterowana byłam w Krakowie. Dzięki temu mogłam jak na dłoni widzieć to, co się działo w samym sercu wydarzeń. Te tłumy ludzi, tą euforia na ich twarzach. I wyjątkowe grafiki zdobiące miasto, skonstruowane przez przedwcześnie zmarłego Maćka Cieślę.
We wtorkowe popołudnie uroczystą Mszą świętą sprawowaną na krakowskich Błoniach, chociaż jeszcze bez papieża Franciszka, zaingurowano centralne uroczystości. Eucharystii przewodniczył ówczesny kardynał krakowski Stanisław Dziwisz, a koncelebrowali ją kapłani z różnych kontynentów. W homilii kardynał prosił młodych: "Niech płomień miłości ogarnie nasz świat, by umacniała się cywilizacja dobra, pojednania i pokoju; dzielmy się naszą wiarą, naszymi doświadczeniami, naszymi nadziejami. Z czym wrócimy? Lepiej nie uprzedzać odpowiedzi na to pytanie. Ale podejmijmy wyzwanie". Z perspektywy czasu ważnym dla mnie momentem było zaniesienie przez przedstawicieli Towarzystwa Ciemnych Typów obrazu z błogosławionym Pier Giorgiem Frassatim. Osobiście nie mogłam jednak być na tej Mszy, ponieważ jako wolontariusz miałam posługę w innym miejscu. Od wtorku do piątku trwały bowiem dodatkowe wydarzenia dla pielgrzymów, na których też potrzebowano ludzi do pomocy. Dlatego obejrzałam transmisję z tego wydarzenia dopiero po powrocie do domu.
Środa była dniem, w którym była przerwa w centralnych głównych wydarzeniach. Nie oznacza to, iż w Krakowie zamarło życie, wręcz przeciwnie. Były turnieje sportowe, koncerty, wystawy, prelekcje i wykłady, przewodnicy oprowadzali po mieście, a kapłani głosili katechezy w różnych językach świata. Pamiętam, iż na AGH, gdzie byłam przydzielona, były wykłady i dyskusje na temat encykliki papieża Franciszka "Laudato Si". Tak naprawdę życie w mieście zamarło tylko na moment - tego dnia Franciszek przyleciał do Polski i z lotniska na Balicach przejechał do zamku na Wawelu na spotkanie z władzami kraju oraz Konferencją Episkopatu Polski, pozdrawiając zgromadzonych przy drodze wiernych i przypadkowych ludzi. Tego dnia kończyłam służbę dosyć późno, miałam jednak nadzieję, iż uda mi się zdążyć na spotkanie z papieżem pod oknem na Franciszkańskiej. Nie udało. Ale wiem, iż w kilku słowach wspominał o Maćku Cieśli, czym wzruszył niejednego człowieka.
Na czwartkowe popołudnie zaplanowane było powitanie papieża Franciszka z młodzieżą na krakowskich Błoniach. Jednak zanim to się stało, to większość wolontariuszy udała się do przydzielonych im zadań. Sam papież pojechał na Jasną Górę, gdzie przewodniczył Mszy świętej z okazji 1050 rocznicy Chrztu Polski. Wiele osób w Krakowie było na bieżąco z tym, co się dzieje w Częstochowie i dzieliło się tym z innymi (w tym ze mną). Przyznam, iż im bliżej było tego spotkania, tym większą czułam ekscytację. I naprawdę nie mogłam się doczekać tego, aż papież w końcu dotrze na krakowskie Błonia i skieruje do na swoje słowa. A docierał w dosyć nietypowy sposób, bo tramwajem i z niepełnosprawnymi ludźmi.

To zdjęcie nabrało dla mnie wyjątkowej mocy - Marta, niepełnosprawna poetka z Krzeszowic, która z powodu niepełnosprawności pisała swoje piękne wiersze malutkim palcem u lewej dłoni (spróbujcie tak napisać na komputerze chociaż jedno zdanie, jedno słowo), a na studiach była prymuską i całujący ją czule papież. Oboje już po tamtej stronie życia...

Kulminacyjnym punktem spotkania młodych całego świata było czuwanie z soboty na niedzielę na Polu Miłosierdzia, usytuowanym kilka kilometrów za Krakowem. Chętnych chcących w nim uczestniczyć czekał dosyć długi marsz w dość wysokiej temperaturze. Z drugiej strony mieli na to cały dzień, więc mogli spokojnie dotrzeć na miejsce. Czuwanie rozpoczęło się o godzinie 20:00 od przybycia papieża na kampus i symbolicznego przejścia Franciszka z przedstawicielami młodzieży przez Bramę Miłosierdzia.
Następnie wysłuchaliśmy świadectw młodych osób o tym, jak Bóg i Jezus wpłynęli na ich życie. Niektóre z nich były radosne, a od innych ciarki przechodziły po plecach. Pewnym podsumowaniem ich wypowiedzi było wystąpienie papieża. Kojarzycie motyw z tym, aby wstać z wygodnej kanapy, założyć wygodne buty i iść zmieniać świat? To właśnie z tamtego wieczoru i tamtego przemówienia. Dzień został zwieńczony koncertem "Wierzę w Boże miłosierdzie", na którym wystąpiło wiele polskich i zagranicznych gwiazd.
Niedziela 31 sierpnia to był ostatni dzień oficjalnych obchodów 31. Światowych Dni Młodzieży. Rano tradycyjnie odbyła się Msza Posłania, po południu - spotkanie z wolontariuszami. Wbrew pozorom noc spędzona na świeżym powietrzu nie była taka zła. Przed rozpoczęciem Mszy, na polecenie koordynatorów, chodziliśmy po sektorach i prosiliśmy pielgrzymów, aby powoli składali swoje namioty. Papież przybył na Pole Miłosierdzia tuż przed Mszą. Z niecierpliwością czekałam na jedne z ostatnich słów Franciszka skierowanych do młodych podczas kazania. Tym razem opiewały one wokół ewangelicznego Zacheusza - człowieka małego wzrostem, ale wielkiego odwagą i duchem. I takiej też odwagi życzył każdemu z nas. Na koniec papież ogłosił miejsce kolejnego spotkania - Panama w 2019 roku. Na Brzegach wybuchnął autentyczny entuzjazm. W wyśmienitych nastrojach wracaliśmy ze spotkania. I nie zniszczył ich choćby padający po drodze deszcz. Jedyne czego było mi żal to tego, iż nie dotarłam na czas na spotkanie papieża z wolontariuszami na Tauron Arenie, ale w życiu nie można mieć wszystkiego, na co ma się ochotę.