2014. Dlaczego nie zostałam archeologiem?

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 miesiąc temu
Przeziębienie mnie trzyma i nie chce puścić. Do tego dochodzą jeszcze inne niedające się niczemu przypisać dolegliwości. Lekarze mają swoje podejrzenia co do przyczyny, ale muszą sprawdzić jeszcze kilka rzeczy. Na razie próbuję doprowadzić się do stanu względnej użyteczności tak, aby na weekend być w stanie jako takiej użyteczności. Pomaga mi w tym Pusia, która co chwilę przychodzi sprawdzić co się ze mną dzieje. Aby umilić sobie czas, czytam wypożyczone z biblioteki książki. Wśród nich "Odkrycie Machu Picchu" Jacka Walczaka.
Kiedy byłam dzieckiem był taki okres, kiedy bardzo interesowałam się archeologią. Pochodzę z rodziny, w której był telewizor, jeden, ale nie oglądało się wszystkiego jak leci. W zasadzie pamiętam, iż był to na pewno poranny blok dla dzieci i wieczorna dobranocka. A to, co puszczano na czterech kanałach na krzyż przechodziło przez sito cenzury naszych rodziców, którzy uważali, iż o ile mamy korzystać z telewizji, to w sposób mądry i z głową. Wybierali więc dla nas te programy, z których możemy coś wynieść o otaczającym nas świecie.
Pamiętam, jak jeden z takich programów opowiadał o podróżnikach badających Machu Picchu w Peru. Skąd wiem, iż to była właśnie ta miejscowość? Otóż tak mi się spodobała ta niezwykle brzmiąca nazwa, iż potem przez jakiś okres czasu nieustannie ją powtarzałam. Nie mogłam być starsza, niż być wtedy w wieku 8 - 9 lat. Na pewno nie miałam jeszcze historii, która podobała mi się do momentu, w którym zaczęłam się jej uczyć, czyli przed 4 klasą podstawówki.
Obejrzałam owy program i wiele rzeczy nie dawało mi spokoju. Dotychczas praca archeologa kojarzyła mi się ze słynnym archeologiem Indianą Jonesem i przeżywanymi przez jego przygodami. Filmy śmieszyły, ale już moja dziecięca logika podpowiadała mi, iż ta praca nie do końca tak wygląda. Co nie zmieniło faktu, iż do dzisiaj bardzo lubię tą serię, którą pokazał mi kiedyś tata, i choćby po latach kupiłam sobie jej książkową wersję, aby także na wyjazdach, czy też na wsi móc zachwycać się niezwykłymi przygodami Indiego.
Scena z filmu "Indiana Jones i poszukiwacze zaginionej Arki"
W tym samym czasie dostałam multimedialną encyklopedię starożytnych cywilizacji. No właśnie, rodzice raczej nie kupowali nam gier komputerowych, a programy multimedialne, które będą nas uczyć czegoś konkretnego. Spędzałam nad nią każdą wolną chwilę, których znowu nie miałam tak dużo, poznając życie, jakie toczyli mieszkańcy dawnych cywilizacji, np. nieznanej mi dotąd Babilonii, Egiptu, standardowo Grecji i Rzymu. To było dla mnie coś naprawdę wow, odkrywać coś, co dotąd było mi zupełnie nieznane. Najlepsze dla mnie było to, iż wtedy przerzuciłam niemal wszystkie informacje z płyty CD do prymitywnego programu WordPad, a następnie wydrukowałam ciesząc się, iż mam taką "książkę".
Książki to było dla mnie trzecie źródło czerpania w tamtych czasach wiedzy o starożytności. Jedna z pierwszych przeczytanych na ten temat to znajdujące się na półce w naszym domu "Ostatnie dni Pompei" oraz "Quo vadis". Dużą wartość miały dla mnie różne albumy, obrazujące starożytne zabytki zachowane na naszym globie. Jedną z nich jest "100 największych cudów cywilizacji", którą dostałam z jakiejś okazji. Potem, ale to już w liceum, przeczytałam kilka książek o starożytnej cywilizacji Majów, czy też Jordanii. Wiecie, ja naprawdę wierzyłam w wieku tych 8 lat w to, iż kiedyś zostanę archeologiem i będę badać artefakty z przeszłości zatopione w ziemi. Że zobaczę piramidy na żywo, a nie na obrazkach w książce, czy też zbudowane z klocków.
Kiedy prysły moje marzenia? Pierwsze poważne rozczarowanie, paradoksalnie, przyszło wraz z pojawieniem się w planie lekcji historii. Ja naprawdę byłam zaciekawiona tym, co było kiedyś, już w wakacje przewertowałam cały podręcznik, a tu kompletna klapa. Powiem szczerze, iż lekcje były tak prowadzone, iż okazały się dla mnie męczarnią. Jeszcze dałam sobie szansę w liceum, ale rozszerzona historia tak naprawdę polegała na tym, iż historyczka dyktowała nam słowo w słowo lekcję z podręcznika, a następnie egzekwowała od nas, abyśmy tak samo słowo w słowo umieli odpowiadać. Może dla kogoś takie średniowieczne metody są dobre, ale mnie kompletnie nie odpowiadały. Wiem, iż historia w dużej części to pamięciówka, ale bez przesady.
Podejrzewam, iż z czasem przeszłaby mi ta archeologia i racjonalizm bezapelacyjnie wygrałby z marzeniami. Uznałabym, iż to chyba nie dla mnie, poszukałabym innych rozwiązań na życie. Szkoda tylko, iż archeologia oberwała walkowerem za historię. W zasadzie dalej pasjonuje mnie starożytność, z zainteresowaniem czytam poświęcone temu książki oraz oglądam programy telewizyjne poruszające tą tematykę. W dalszym ciągu marzę o zobaczeniu chociażby egipskich piramid. Z zapartym tchem podziwiałam rzymskie Koloseum, Forum Romanum, a także... stanowiska archeologiczne w Ziemi Świętej. Uwielbiam serię filmów z Indianą Jonesem nieprzyzwoicie się z nich śmiejąc. Oczywiście traktuję to wszystko jako rozwijanie moich zainteresowań, może trochę dziwnych, ale jakże wiele wnoszących w moje życie.
Idź do oryginalnego materiału