1810. I tak przeminęły kolejne święta

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 10 miesięcy temu
W sobotni wieczór zaczął sypać śnieg. Niemal od razu po wyjściu z ostatnich w tym roku rorat zaczęliśmy się rzucać z moimi nowymi znajomymi ulepionymi z niego naprędce śnieżkami, tak jakby chcąc zdążyć się nim nacieszyć. Wracając do domu niemal z dziecięcym zachwytem podziwiałam puszystą białą czapę, jaką został pokryty otaczający mnie świat.
Te białe święta adekwatnie choćby nie doczekały Wigilii - wszystko stopniało zanim mrok tego niezwykłego dnia w ciągu całego roku ogarnął swoimi ramionami to, co wokoło nas. Czułam swoisty zawód, bo jednak śnieg w święta ma swój urok, a one same nabierają przy nim niezwykłego charakteru. Chociaż nie ukrywam, iż i tak cieszyłam się na przyjazd siostry z mężem oraz Kropki z siostrzeńcem, na to iż zasiądziemy razem do wigilijnego stołu, podzielimy się opłatkiem, pośpiewamy kolędy, choćby o ile wkradnie się w nie nutka fałszu.
Od lat moją specjalnością są kluski z makiem i wszyscy wiedzą, iż ta jedna potrawa na pewno wyjdzie mi najlepiej, jak tylko jestem w stanie ją przygotować. I pierniczki. Nie żadne gotowe mieszanki (no może z wyjątkiem przyprawy do piernika, jednak dopiero niedawno odkryłam dość klarowny przepis na przygotowanie jej domowym sposobem), ale przygotowanie ich z pojedynczych składników. Trochę jest z tym roboty, ale przy okazji jaka satysfakcja, iż się udało. Za rok spróbuję z samodzielnym ulepieniem uszek. Tylko wcześniej muszę zrobić jakąś "próbę generalną", żeby potem nie "rzucić słów na wiatr".
Po radosnym wieczorze młodzież poszła spać, a starszyzna plemienna wybrała się na pasterkę. Praktycznie cała moja rodzina poszła do naszej parafii na 22:00. Nie wiem, może i jestem dziwna i nienowoczesna, ale pasterka o tej godzinie nie jest dla mnie pasterką. Może za kilkadziesiąt lat będzie, ale nie dziś, nie teraz. Teraz pasterka dla mnie to ta tradycyjna o północy, jak było z dziada pradziada. A iż w naszej parafii była tylko jedna pasterka, właśnie o 22:00, to wiedziałam, iż muszę sobie poszukać innego kościoła.
W sumie to daleko nie szukałam, bo poszłam do tego, gdzie w ostatnim roku doświadczyłam tak dużo dobra. To nic, iż aby zdążyć na poprzedzający pasterkę koncert kolęd i pastorałek zaplanowany na 23:00 musiałam wyjść z domu o 22:15. To nic, iż szłam w deszczu, oświetlając sobie drogę lampionem. Opłacało się. Koncert wyszedł wyborny, a wykonanie niektórych kolęd wywoływało dreszcze na całym ciele. Z euforią patrzyłam na dźwig przy szopce, którym zachwycali się parafianie. Udał się ten pomysł w 150%, trzeba to szczerze przyznać.
Szopka w nocnej odsłonie
I w blasku poranka
Do tego nietypowego pomysłu w swoim kazaniu nawiązał Paul przyznając, iż prawdopodobnie nie ma w Polsce drugiej parafii, w której byłby dźwig jako element szopki. Jednocześnie życzył nam wszystkim, aby potrafić na co dzień budować taką stajenkę we własnym wnętrzu. W swojej mowie nawiązał też do Pokoju, który zawiera się w trzech hebrajskich spółgłoskach - SLM. o ile wstawimy w nie odpowiednie samogłoski, wyjdzie nam znane "Szalom". Bóg nie przyszedł na świat, po to aby na nim wojować, ale po to, aby zasiać pokój wśród ludzi. A my, co robimy z tym pokojem? Czy zawsze go szanujemy? Ważne pytanie, na które trzeba odpowiedzieć sobie samemu w głębi serca i w zgodzie z własnym sumieniem.
Może to głupie, ale przez żarty księdza Niosącego Światło podczas stawiania dźwigu (że podczas pasterki w najgorszej sytuacji będzie mówiący kazanie Paul, bo jakby co to wszystko na niego poleci, a winowajca tak adekwatnie będzie jeden) co chwilę spoglądałam, czy on na pewno stoi. Wytrwał do końca. Tak samo, jak i ja. Po kolędzie "Bóg się rodzi" ewakuowałam się do domu. Było już po 1 w nocy, a mnie z powodu przerwy w kursowaniu komunikacji miejskiej czekał przynajmniej półgodzinny marsz do domu.
Pierwszy dzień świąt upłynął na porannej Mszy świętej, wspólnych grach planszowych oraz obiedzie, po którym trzeba było odwieść dzieciaki do Domu Dziecka. Na szczęście moja siostra z mężem użyczyli swój samochód. Dzięki temu nie musieliśmy się tłuc do Kato autobusem. Po powrocie po prostu padłam na łóżko. Trochę się działo w ciągu tych ostatnich dni, więc mój organizm powiedział zdecydowane "stop". Kaśka z mężem poszli do jej znajomych, więc miałam ku temu doskonałe warunki. W zasadzie mieliśmy jechać do naszych franciszkanów na Górkę Gołonowską zobaczyć ich szopkę, jednak pogoda w dalszym ciągu nie sprzyjała dalszym wyprawom.
A to już szopka w mojej parafii
Drugi dzień świąt uświadomił wszystkim, iż to już adekwatnie koniec świętowania w rodzinnym gronie. Rano Msza u nas w parafii. Szczerze powiedziawszy to do końca liczyłam na to, iż chociaż raz w roku dostanę coś do przeczytania na Mszy świętej, tak samo jak raz w roku zwierzęta podobno mówią ludzkim głosem. Tutaj się przeliczyłam. Trzeba będzie porozmawiać z księdzem z Duszpasterstwa Akademickiego czy jest opcja, abym przynajmniej tam od czasu do czasu coś przeczytała na Mszy. Za to stałam przy drzwiach z puszką i zbierałam ofiary nie za bardzo choćby wiedząc na co. W niedzielę to był diecezjalny fundusz stypendialny, we wtorek - Uniwersytet Papieski. A wszyscy się dziwią, iż proboszcz mnie denerwuje, skoro sam nie potrafi określić choćby takiej rzeczy. Po powrocie do domu dojedliśmy jeszcze potrawy z Wigilii i młodzi musieli już się zbierać do siebie za Kraków. Ja też wróciłam do swojego mieszkania, bo jeszcze musiałam na drugi dzień trochę rzeczy ogarnąć, wszak świetlica środowiskowa działa mimo przerwy świątecznej. Wieczorem jeszcze podbiegłam do parafii księdza Niosącego Światło, aby tamtejszym księżom złożyć serdeczne życzenia z okazji świąt (żeby nie było - księżom z mojej parafii przekazałam je już 25 grudnia). Co prawda był tylko ksiądz proboszcz, ale obiecał przekazać je pozostałym. A ja drugi raz w tym dniu wysłuchałam Listu rektora Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie na Drugi Dzień Świąt. I tak jakoś poczułam euforia z faktu, iż jestem jedną z absolwentek tejże uczelni.
W zasadzie to te święta były bardzo przyjemne. Prezenty dostali Kropka z Adasiem, nam wystarczył wspólnie spędzony czas na grach planszowych i rozmowach. Czasem jest on dużo bardziej cenniejszy od najdroższych prezentów pod choinką.
Idź do oryginalnego materiału