ZUS upomni się o pieniądze. Emeryci mogą stracić choćby kilka tysięcy złotych

warszawawpigulce.pl 21 godzin temu

Rząd pracuje nad zmianami dla emerytów i rencistów, które przedstawiane są jako upraszczające formalności. Kluczowym elementem ma być rezygnacja z corocznego składania do ZUS informacji o łącznych przychodach. Na papierze to odchudzenie biurokracji, w praktyce rozwiązanie może pogorszyć sytuację świadczeniobiorców, bo usuwa tarczę, która dziś ogranicza roszczenia ZUS.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce

Obowiązujące zasady pozwalają dorabiać, ale w granicach dwóch progów. Po przekroczeniu 6273,60 zł miesięcznie (70 proc. przeciętnego wynagrodzenia) ZUS zmniejsza świadczenie; po osiągnięciu 11 651 zł (130 proc.) – zawiesza jego wypłatę. Limity są weryfikowane co kwartał na podstawie danych GUS i od 1 czerwca 2025 r. obowiązują w tych właśnie wysokościach. Jednocześnie istnieją maksymalne kwoty obniżek: od 1 marca 2025 r. to 939,61 zł dla emerytury i renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, 704,75 zł dla renty z częściowej niezdolności oraz 798,72 zł dla renty rodzinnej dla jednej osoby. Do przychodów wlicza się nie tylko etat, ale także zlecenia, działalność gospodarczą, służbę, część zasiłków; wyłączone są m.in. honoraria twórcze.

Dziś senior, który zaczyna zarabiać, informuje ZUS o przewidywanych przychodach (formularz EROP), a do końca lutego składa roczne zaświadczenie o rzeczywistych wpływach. Dzięki temu, jeżeli doszło do nadpłaty, urząd może żądać zwrotu co najwyżej za 12 miesięcy. W razie braku zaświadczenia ten horyzont rośnie do 36 miesięcy.

Projekt oznaczony w wykazie prac jako UDER75 przewiduje zniesienie corocznych zaświadczeń dla większości emerytów i rencistów (zostaną one tylko m.in. przy przychodach zagranicznych i w służbach mundurowych). Państwo tłumaczy to automatyzacją rozliczeń i oparciem się na danych już gromadzonych w systemach ZUS. Problem w tym, iż po likwidacji obowiązku każdy świadczeniobiorca będzie formalnie traktowany tak, jakby zaświadczenia nie złożył. To otworzy ZUS drogę do dochodzenia zwrotów choćby za trzy lata, niezależnie od tego, czy przekroczenia limitów były świadome, chwilowe czy wynikły z błędów raportowania.

Skutki mogą być dotkliwe. Różnica między rozliczeniem 12 a 36 miesięcy to dla wielu budżetów przepaść – przy przeciętnej emeryturze rzędu 3000 zł mówimy o dziesiątkach tysięcy złotych. Szczególnie narażeni są pracujący sezonowo, zleceniobiorcy o nieregularnych dochodach oraz osoby wynajmujące lokale, u których w poszczególnych miesiącach łatwo o krótkotrwałe przekroczenia. Mechaniczne, zautomatyzowane naliczanie zwrotów może też nie uwzględnić indywidualnych okoliczności, które dziś wyjaśnia się przy składaniu rocznego zestawienia.

Eksperci wskazują, iż ryzyko to można ograniczyć przepisem wprost utrzymującym 12-miesięczny limit roszczeń ZUS przy braku winy świadczeniobiorcy albo uzależniającym trzyletni okres wyłącznie od udowodnionego zatajania przychodów. Na razie jednak takich bezpieczników w projekcie nie widać. Za przygotowanie ostatecznej wersji odpowiada wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Sebastian Gajewski; rządowy harmonogram przewiduje przyjęcie projektu w III kwartale 2025 r., co oznacza możliwe wejście zmian na początku 2026 r.

Do czasu rozstrzygnięć warto pilnować obecnych obowiązków: zgłaszać podjęcie pracy, monitorować kwartalne limity, gromadzić potwierdzenia przychodów i – co szczególnie ważne – złożyć zaświadczenie o dochodach za 2025 r. do końca lutego 2026 r., by zachować ochronę 12 miesięcy. Co to oznacza dla czytelnika: jeżeli dorabiasz do emerytury lub renty, traktuj planowane „ułatwienie” z najwyższą ostrożnością i trzymaj dokumenty w porządku, bo po zmianach ZUS może sięgnąć po zwroty za znacznie dłuższy okres niż dotąd.

Idź do oryginalnego materiału