Kiedy matka widzi więcej niż wychowawca
Oglądałam te zdjęcia na stronie organizatora na Facebooku, jednym okiem, w biegu, jak zwykle. I nagle stopklatka: mój dziewięcioletni syn w samej bieliźnie, śmiejący się z kolegami, podczas jakiejś "bitwy na pianki" w domku.
Obok butelki coli, chipsy, materace rozwalone na podłodze i zero dorosłych w kadrze. Coś, co dla innych było prawdopodobnie uroczym ujęciem kolonijnego luzu, dla mnie stało się
pytaniem o granice, odpowiedzialność i... naszą zgodę na bylejakość.
Kolonie kiedyś i dziś – co się zmieniło?
Pamiętam swoje kolonie. Kapcie obowiązkowe, cisza nocna jak w wojsku i strach przed panią Krysią, która potrafiła zrugać za nieposłane łóżko.
Dzisiaj, w imię "komfortu psychicznego dziecka", mamy totalny luz, partnerstwo, self-care i wychowawców, którzy "nie chcą być opresyjni". Tylko iż w całym tym luzie zaczynam mieć wrażenie, iż nikt już nie wychowuje, wszyscy tylko "towarzyszą". A dzieci? Dzieci uczą się, iż granic nie ma.
Wolność czy samowolka?
Nie jestem zwolenniczką trzymania dzieci pod "kloszem". Ale pozwalanie im na wszystko w imię "wakacyjnej przygody" to droga donikąd.
Mój syn wrócił z kolonii zachwycony. Śpiwór śmierdział ogniskiem, a on opowiadał o "nocnych akcjach" i tym, jak "prawie nie spali przez trzy dni". I wiecie co? Nie miał pojęcia, iż coś mogło być nie w porządku.
Dlaczego nikt nie mówi dzieciom: "stop"?
Może dlatego, iż my – dorośli – chcemy mieć święty spokój. Kolonie to przecież "czas dla rodziców", prawda? Kiedy dziecko zniknie na dwa tygodnie, najlepiej, żeby nie zawracało
głowy.
A wychowawcy? Choć często wspaniali, są też przepracowani, młodzi i niepewni. I może zamiast stawiać zasady, chcą się przypodobać. Nie oceniam – sama mam wyrzuty sumienia, iż nie zapytałam wcześniej o regulamin czy plan dnia. Teraz myślę, iż powinnam.
Te fotografie miały być pamiątką. A stały się dla mnie lustrem – nie dziecka, ale mojego własnego podejścia do wychowania. Czy naprawdę zgadzam się na wszystko, byle tylko nie usłyszeć: "Mamo, daj mi spokój, to moje wakacje"? I czy jestem gotowa na konsekwencje tej zgody?
Nie, nie zabronię synowi jechać na kolonie za rok. Ale zanim spakujemy walizkę, zadam kilka pytań. Sobie. I tym, którzy będą mu "tylko towarzyszyć".