Zobaczyłam zdjęcia z kolonii mojego syna i zamarłam. Czy naprawdę pozwalamy dzieciom na wszystko?

mamadu.pl 19 godzin temu
Kiedy zobaczyłam zdjęcia z kolonii mojego syna, dosłownie odebrało mi mowę. Niby wszystko wyglądało niewinnie – ognisko, śpiewy, kąpiel w jeziorze – a jednak coś mnie tknęło. Czy naprawdę tak bardzo chcemy dać dzieciom wolność, iż przestajemy im stawiać granice?


Kiedy matka widzi więcej niż wychowawca


Oglądałam te zdjęcia na stronie organizatora na Facebooku, jednym okiem, w biegu, jak zwykle. I nagle stopklatka: mój dziewięcioletni syn w samej bieliźnie, śmiejący się z kolegami, podczas jakiejś "bitwy na pianki" w domku.

Obok butelki coli, chipsy, materace rozwalone na podłodze i zero dorosłych w kadrze. Coś, co dla innych było prawdopodobnie uroczym ujęciem kolonijnego luzu, dla mnie stało się

pytaniem o granice, odpowiedzialność i... naszą zgodę na bylejakość.

Kolonie kiedyś i dziś – co się zmieniło?


Pamiętam swoje kolonie. Kapcie obowiązkowe, cisza nocna jak w wojsku i strach przed panią Krysią, która potrafiła zrugać za nieposłane łóżko.

Dzisiaj, w imię "komfortu psychicznego dziecka", mamy totalny luz, partnerstwo, self-care i wychowawców, którzy "nie chcą być opresyjni". Tylko iż w całym tym luzie zaczynam mieć wrażenie, iż nikt już nie wychowuje, wszyscy tylko "towarzyszą". A dzieci? Dzieci uczą się, iż granic nie ma.

Wolność czy samowolka?


Nie jestem zwolenniczką trzymania dzieci pod "kloszem". Ale pozwalanie im na wszystko w imię "wakacyjnej przygody" to droga donikąd.

Mój syn wrócił z kolonii zachwycony. Śpiwór śmierdział ogniskiem, a on opowiadał o "nocnych akcjach" i tym, jak "prawie nie spali przez trzy dni". I wiecie co? Nie miał pojęcia, iż coś mogło być nie w porządku.

Dlaczego nikt nie mówi dzieciom: "stop"?


Może dlatego, iż my – dorośli – chcemy mieć święty spokój. Kolonie to przecież "czas dla rodziców", prawda? Kiedy dziecko zniknie na dwa tygodnie, najlepiej, żeby nie zawracało

głowy.

A wychowawcy? Choć często wspaniali, są też przepracowani, młodzi i niepewni. I może zamiast stawiać zasady, chcą się przypodobać. Nie oceniam – sama mam wyrzuty sumienia, iż nie zapytałam wcześniej o regulamin czy plan dnia. Teraz myślę, iż powinnam.

Te fotografie miały być pamiątką. A stały się dla mnie lustrem – nie dziecka, ale mojego własnego podejścia do wychowania. Czy naprawdę zgadzam się na wszystko, byle tylko nie usłyszeć: "Mamo, daj mi spokój, to moje wakacje"? I czy jestem gotowa na konsekwencje tej zgody?

Nie, nie zabronię synowi jechać na kolonie za rok. Ale zanim spakujemy walizkę, zadam kilka pytań. Sobie. I tym, którzy będą mu "tylko towarzyszyć".

Idź do oryginalnego materiału