To tylko prognoza?
To oczywiście surowa matematyczna prognoza. Sytuacja na polskim rynku aptecznym jest dużo bardziej złożona, szczególnie z perspektywy lokalnej. O aptekach mówi się dużo, ale dyskusja odbywa się na poziomie ogólnopolskim. Tymczasem Polska regionalna rządzi się swoimi prawami, a dysproporcje w dostępie do aptek pomiędzy mieszkańcami różnych części kraju są duże i różnorodnie uwarunkowane.
W Polsce jest coraz więcej gmin, w których nie funkcjonuje ani jedna apteka lub punkt apteczny. Powoduje to, iż po podstawowe leki mieszkańcy muszą jechać kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów do sąsiedniej gminy.
Apteka dla aptekarza czy dla pacjenta?
2017 rok był rokiem rewolucyjnym na rynku aptecznym. Wówczas zaczęła obowiązywać nowelizacja prawa farmaceutycznego, nazywana potocznie „Apteką dla aptekarza”, bo w myśl nowych przepisów właścicielem apteki mógł być tylko farmaceuta. Ustawa miała służyć zmniejszeniu stopnia nasycenia aptek w poszczególnych gminach i poza ograniczeniami własnościowymi wprowadziła ograniczenia geograficzne i demograficzne dla nowych placówek. W efekcie polski rynek farmaceutyczny stał się najbardziej przeregulowanym w Europie.
Co to oznacza dla pacjenta? W skrajnych, ale wcale nierzadkich przypadkach dojazd do najbliższej apteki wynosi ponad 20 km – samochodem, bo nie zawsze połączenia komunikacji publicznej są w stanie sprostać potrzebom społeczności lokalnej, szczególnie w mniejszych miejscowościach.
– Często mamy poczucie, iż w naszym kraju troska o osoby niesamodzielne lub z ograniczoną samodzielnością na przykład ze względu na wiek, pozostaje w warstwie deklaracji. Bo to dobrze brzmi i dobrze się sprzedaje. Tymczasem w troskach życia codziennego i spełnianiu podstawowych potrzeb, w tym zdrowotnych, często pozostajemy zdani sami na siebie. Bardzo mało mówi się o aptece z perspektywy pacjenta – mówi Magdalena Osińska-Kurzywilk, prezes Koalicji na Pomoc Niesamodzielnym.
AdA 2.0
Dynamika zmian na tym rynku nabrała tempa w drugiej połowie ubiegłego roku. Uchwalono wówczas przepisy jeszcze bardziej regulujące działalność aptek pod nazwą AdA 2.0. Prezydent skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Jak zaznaczył we wniosku do TK, miał „wątpliwości co do zgodności z zasadami zaufania do państwa i stanowionego przez nie prawa, ochrony interesów w toku oraz odpowiedniej vacatio legis”.
– Mówiąc brutalnie, AdA 2.0 zniszczy polski rynek apteczny. W tej chwili jestem zdrowy, jestem w stanie pracować i rozwijać usługi dla pacjentów w swoich aptekach. Co będzie, kiedy zachoruję? W myśl nowych przepisów nie będę mógł swoich aptek sprzedać na zasadach, na jakich to funkcjonowało do tej pory, by dalej służyły pacjentom, a sam skupić się na swoim zdrowiu. Odziedziczą je moje dzieci, ale żeby to się stało, najpierw muszę umrzeć. jeżeli nie będę mógł sprzedać aptek, będę musiał je zamknąć. Takich przypadków będzie wiele, a białych plam na aptecznej samorządowej mapie Polski będzie przybywać – tłumaczy Grzegorz Gołąb, przedsiębiorca prowadzący apteki w województwie małopolskim, w którym od 2018 r. zostały zamknięte 143 apteki.
– Część środowiska skupiona wokół izb aptekarskich uważa, iż w Polsce powinno być jeszcze o trzy tysiące aptek mniej, i robi wszystko, żeby zamknąć konkurencję. Dla pacjentów oznaczałoby to istotnie słabszą dostępność do podstawowej opieki zdrowotnej oraz dużo wyższe ceny leków – dodaje.
Znikające centra zdrowia
Największy paradoks tej sytuacji polega na tym, iż apteki stanowią odpowiedź na dużą część zwiększających się potrzeb społecznych związanych ze starzejącym się społeczeństwem, deficytami kadr medycznych, koniecznością zwiększenia opieki nad osobami starszymi i niesamodzielnymi.
– Jesteśmy gotowym zasobem do wyciągnięcia zza kuluarów systemu ochrony zdrowia. Długo walczyliśmy, by nas zauważono i by dostrzeżono profity z naszej działalności na rzecz odciążenia systemu. Udało się, minister zdrowia Izabela Leszczyna deklaruje poparcie i wsparcie dla rozwoju opieki farmaceutycznej i to naprawdę zaczyna się dziać – przekonuje Justyna Kaźmierczak, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej.
– Jako Śląska Izba Aptekarska 23 marca wystartowaliśmy z pionierskim projektem „Farmakobus”, w ramach którego w mobilnym punkcie usług farmaceutycznych pacjenci dowiadują się, z jakich usług mogą lub w przyszłości będą mogli korzystać w aptekach. Ponadto mają możliwość skorzystania z oferty konsultacji, badań oraz diagnostyki. Apteki to lokalne centra zdrowia, pacjenci mają zaufanie do farmaceutów i to często do nich udają się w pierwszej kolejności po poradę zdrowotną. I taką wieloletnią wizję dla pacjenta snuję, aby mógł wybrać takie placówki, które spełniają jego oczekiwania pod kątem dostępności, szerokości asortymentu, doradztwa, odpowiedniego portfolio świadczonych usług oraz wysokiej jakości obsługi. Moja wizja to wybór apteki dokonywany przez pacjenta, a nie narzucany przez prawne paragrafy. Taka opcja jest również idealna dla proaktywnych farmaceutów, którzy chcą się rozwijać w różnych dziedzinach –wyjaśnia Justyna Kaźmierczak.
Utrzymanie w mocy nowych regulacji grozi dalszym spadkiem liczby aptek.
– Zamiast się rozwijać, polski rynek apteczny będzie się zwijał. Takie przepisy zabijają przedsiębiorczość, dla której warunkiem koniecznym jest bezpieczne otoczenie prawne. W czyim to jest interesie? Na pewno nie pacjentów – podsumowuje Grzegorz Gołąb.
Przeczytaj także: „Pracownicy aptek niezadowoleni z pensji” i „ZPiP: AdA 2.0 może pogłębić trend spadkowy liczby aptek”.