Powrót z wakacji - twarde lądowanie
Jeszcze wczoraj spacerowaliśmy boso po plaży, dziś klikamy "odpowiedz wszystkim" z kubkiem zimnej kawy. Wakacyjny błogostan pękł jak mydlana bańka. Choć urlop był wspaniały, czujemy się, jakby nie było go wcale. To właśnie post-holiday blues - czyli syndrom pourlopowy, żałoba po czasie wolnym. Umysł traci coś przyjemnego i potrzebuje chwili, by się przestawić.
To nie lenistwo
Syndrom pourlopowy to nie bunt przeciwko pracy. adekwatnie to możemy ją bardzo lubić. To po prostu naturalna reakcja na zmianę rytmu. Z jednej strony - nasz mózg przez cały czas żyje wspomnieniami błogiego lenistwa, z drugiej - ciało i umysł muszą znowu działać na pełnych obrotach. Różnica między tymi światami potrafi mocno nami zatrząsnąć.Reklama
Jak rozpoznać u siebie post-holiday blues? Zwykle objawia się to spadkiem energii, brakiem koncentracji, bezsennością, a czasem choćby dolegliwościami fizycznymi, jak bóle brzucha czy brak apetytu. Ale dobra wiadomość jest taka, iż zwykle mija po kilku dniach, maksymalnie dwóch tygodniach. Tyle potrzebujemy, by wrócić na swoje codzienne tory.
Możemy się do tego przygotować
Na post-holiday blues można się przygotować. Zostawmy sobie jeden lub dwa dni buforu między powrotem a pierwszym dniem pracy. Po co? Żeby zdążyć rozpakować walizki, nastawić pranie i... złapać oddech. Powrót w niedzielę wieczorem, by w poniedziałek o ósmej być gotowym do działania, to jak sprint tuż po przebudzeniu.
O miękkie lądowanie po wakacjach warto zadbać jeszcze przed wyjazdem. Zamknięte sprawy i brak piętrzących się zaległości pomagają wejść w tryb wypoczynku szybciej i głębiej, a po powrocie - mniej się bać skrzynki odbiorczej.
Cyfrowy detoks
Urlop to dobry moment na cyfrowy detoks, a po powrocie lepiej powoli i stopniowo wracać do wirtualnej rzeczywistości. O ile w pracy nie możemy odmówić odpisywania na maile czy odbierania służbowego telefonu, to nie bombardujmy swojej głowy zbędnymi treściami - na przykład przeglądaniem mediów społecznościowych (chyba iż wymagają tego nasze obowiązki służbowe). Odpuśćmy sobie również podcasty, oglądanie seriali czy konwersacje ze znajomymi przez komunikatory. Przez ostatnie tygodnie nasz mózg odpoczął od nadmiernych bodźców, teraz - nie wszystkich możemy uniknąć, dlatego te, które robimy w czasie wolnym od pracy, lepiej ograniczyć do minimum, zastępując je spacerami, czytaniem książek, jogą. Przenieśmy te uspokajające rytuały, które towarzyszyły nam podczas wakacji, do codzienności. To właśnie one są pomostem między wypoczynkiem a rutyną.
Codzienność nie musi być przeciwieństwem wakacji
Powrót z urlopu często wygląda jak burzliwe rozstanie - zrywamy z nim kontakt całkowicie i grubą kreską przekreślamy wszystko, co między nami było. A gdyby tak podtrzymać tę relację? Gdyby tak elementy wakacji pozostały z nami na stałe? Gdyby pozwolić sobie na celebrowanie poranków? Może nie przez parę godzin, ale przynajmniej 40 minut? Gdyby wstać wcześniej i zrobić 15-minutowy trening, a później zjeść śniadanie bez pośpiechu? A po pracy zamiast scrollowania wybrać wycieczkę rowerową? A zamiast wieczornego serialu pójść do kina z przyjaciółką?
Zadbajmy o to, by codzienność miała w sobie choć cień wakacyjnej lekkości. Pyszne jedzenie, aktywność fizyczna, pasje, drobne przyjemności - nie muszą kończyć się z ostatnim dniem urlopu.
CZYTAJ TAKŻE:
Pięć chorób, które możesz przywieźć z urlopu. Objawy choćby po miesiącu