Strzelanie petardami ma w Polsce status tradycji, choć nikt dokładnie nie wie, kto ją wymyślił. Jest huk, są światła, iskry lecą w niebo, a adrenalina i wypity alkohol robią swoje. Dla jednych to krótka chwila "wow", dla innych pretekst, by sprawdzić możliwości kolejnego ładunku albo przebić sąsiada jeszcze bardziej widowiskowym pokazem. Problem w tym, iż fajerwerki nie wybaczają błędów, a ciekawość często wygrywa z rozsądkiem. Nieumiejętne korzystanie z wyrobów pirotechnicznych może skończyć się tragicznie. Dlatego, zanim chwycisz za "achtunga" lub kupisz małe "ryski" swoim dzieciom, przeczytaj, czym to grozi.
REKLAMA
Zobacz wideo "Gdybym skupiał się na tym, co robi konkurent, przegrałbym". Rafał Brzoska w "Z bliska"
Jakie są najczęstsze obrażenia spowodowane fajerwerkami i petardami? "To klasyka"
Sylwestrowe strzelanie często zaczyna się niewinnie. Pierwsza petarda "na próbę", druga "bo ta nie odpaliła", trzecia "zobaczę efekt z bliska"... W relacjach służb ratunkowych ten schemat wraca jak mantra. St. ogn. Państwowej Straży Pożarnej Andrzej Adamczak, zapytany o najczęstsze obrażenia widziane podczas interwencji, nie owija w bawełnę. - Zwykle to oparzenia rąk i twarzy. Palce to klasyka. Ktoś trzyma za długo, ktoś odpala z ciekawości, ktoś myśli, iż niewypał to już śmieć. A potem nagle huk, krew i panika - wyjaśnia.
Strażak przywołuje też sytuacje, które zostają w pamięci na długo. - Pamiętam jednego sylwestra, facet odpalał petardę na balkonie i chciał ją zrzucić na chodnik. Źle się zamachnął i wleciała mu do mieszkania. Chciał ją gwałtownie przenieść, a ta eksplodowała tuż przy jego dłoni. Palce wyglądały jak po spotkaniu z maszynką do mielenia mięsa. Karetka była obowiązkowa, bo z takim urazem nie ma co czekać - wspomina Adamczak. Nie są to jednostkowe historie. Balkon, klatka schodowa, podwórko między blokami. Miejsca, które założenia są normalne i "bezpieczne", zamieniają się w częste lokalizacje podawane podczas zgłoszenia na 112.
Szczególnie mocno wybrzmiewają wątki z udziałem dzieci, które często wciągane są w "zabawę" przez dorosłych. Od nich aż włos jeży się na głowie. - Ojciec dawał synowi zimne ognie i petardy, żeby miał frajdę. Jedna nie odpaliła, więc chłopak podszedł bliżej. Huk poszedł w twarz. Poparzone policzki, brwi spalone, rzęsy zniknęły. Dziecko w szoku, ojciec blady jak ściana - mówi strażak. I dodaje coś, co często umyka w pierwszych minutach po wypadku. - Na początku wyglądało "nie tak strasznie", ale po kilkunastu minutach skóra zaczęła puchnąć i robić się sina - przyznał.
Wydawać by się mogło, iż takie widoki są wyłączną domeną lekarzy i ratowników medycznych. W praktyce bardzo często na miejscu są też strażacy. Przy petardach rzadko chodzi tylko o uraz. Jest dym, ryzyko pożaru, zapalone ubrania, taras albo klatka schodowa pełna ludzi w panice. Gdy na 112 pada hasło "wybuch" albo "poparzone petardą dziecko", dyspozytor uruchamia kilka służb naraz. Strażacy zabezpieczają teren, sprawdzają, czy nie ma kolejnych ładunków i gaszą to, co mogłoby doprowadzić do pożaru. Dopiero w takich warunkach ratownicy mogą bezpiecznie pomóc poszkodowanym.
Czy petarda może urwać rękę? Wystarczy mieć trochę "szczęścia"
Dla zespołów ratownictwa medycznego noc sylwestrowa jest najcięższym czasem w roku. Ratownik ZRM pracujący w jednym z poznańskich szpitali powiedział nam na ten temat kilka słów. - Jest jak w banku, iż będą fajerwerki i iż ktoś przesadzi - przyznaje. Najczęstsze zgłoszenia? - Oparzenia dłoni, czasem twarzy, bardzo często uszkodzenie słuchu. Wystarczy, iż ktoś pochyli się nad petardą albo odpali ją zbyt blisko i problem gotowy - wyjasnia.
Bywają jednak sytuacje, w których skutki okazują się nieodwracalne. - Miałem pacjenta, który stracił wzrok w jednym oku, bo iskra poszła prosto w twarz. To była sekunda - wspomina. Czasem uraz nie ujawnia się od razu, a jego konsekwencje narastają z minuty na minutę. - Innym razem jechaliśmy do mężczyzny, który "tylko trzymał wyrzutnię, żeby się nie przewróciła". Przewróciła się razem z nim. Kilka strzałów poszło po nogach. Na początku śmiał się, iż to nic, a w karetce już ledwo oddychał z bólu - relacjonuje.
Jak można się domyślić, takich historii jest więcej, a część z nich kończy się kalectwem. Ratownik wspomina interwencję, która często wraca w rozmowach na dyżurach. - Była sytuacja z amputacją palców. Klasyka. Petarda w dłoni, bo "chciał zobaczyć, dlaczego nie wybuchła". Palce zostały na chodniku - wspomina. Jak podkreśla, najtrudniejszy moment przy takich zdarzeniach przychodzi już po pierwszych czynnościach medycznych. - Nie samo opatrzenie kikuta jest najgorsze, tylko uspokojenie człowieka, który w kilka sekund uświadamia sobie, iż nigdy nie odzyska pełnej sprawności ręki - tłumaczy.
W niemal każdej relacji pojawia się też ten sam wniosek: takie zdarzenia niemal zawsze kończą się interwencją służb. Czasem na miejscu pierwsze jest pogotowie, innym razem straż pożarna, bywa też, iż obie formacje pojawiają się jednocześnie. Jak podkreśla ratownik, to nie są wezwania "na obserwację". Przy masywnych krwotokach, amputacjach palców albo rozległych oparzeniach nie ma miejsca na odkładanie decyzji. To nie jest sytuacja, którą można zostawić na "zobaczymy jutro". Trzeba działać już, bo przygoda z petardami może skończyć się choćby śmiercią.
Obrażenia w wyniku wybuchu petardy (zdjęcie ilustracyjne)Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Jak wygląda pierwsza pomoc w przypadku obrażeń spowodowanych petardą? To warto wiedzieć
Gdy dojdzie do wypadku, chaos i panika są naturalne. Strażacy i ratownicy mówią jednak jednym głosem: spokój ratuje więcej niż improwizacja. - Najpierw zadbajmy o własne bezpieczeństwo, bo zdarzało się, iż ktoś rzucał się pomagać, a obok leżały kolejne petardy - podkreśla Andrzej Adamczak. Zanim podejdziesz do poszkodowanego, trzeba upewnić się, iż w pobliżu nie ma niewybuchów. Dopiero wtedy można działać. I już na tym etapie należy zadzwonić pod 112, choćby jeżeli uraz na pierwszy rzut oka nie wygląda groźnie.
Przy oparzeniach zasada jest jasna. - Chłodzić wodą, ale nie lodem i nie przez minutę. Długo, spokojnie - mówi strażak. Letnia woda przez kilkanaście minut ogranicza głębokość oparzenia i zmniejsza dalsze uszkodzenia skóry. Nie smarować, nie posypywać, nie testować "magicznych" metod. - W żadnym wypadku nie kombinować z domowymi sposobami - zaznacza strażak. jeżeli pojawia się krwotok, trzeba go zatrzymać uciskiem. Opatrunek przykładamy i dociskamy, nie zaglądamy co chwilę, czy "już przestało", bo każde odsunięcie materiału może ponownie uruchomić krwawienie.
Ratownik ZRM dorzuca kolejne ważne wskazówki. - Zdjąć biżuterię, jeżeli się da. Krwawiącą kończynę unieść i ucisnąć opatrunkiem. Nie odrywać ubrań, jeżeli przykleiły się do skóry - wymienia. Taki ruch może pogłębić ranę i wywołać dodatkowy krwotok. Trzeba też cały czas obserwować poszkodowanego, bo ból i szok potrafią przyjść z opóźnieniem. Najczęstszy błąd po wypadku? Zwlekanie z telefonem. - Często słyszę na miejscu, iż ktoś nie chciał dzwonić, bo "nie chce robić zamieszania". A my potem widzimy, iż to był błąd - przyznaje ratownik.
Przy fajerwerkach urazy potrafią mylić. Na początku wyglądają niegroźnie, a po chwili sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli. - choćby jak ktoś mówi, iż nic takiego się nie stało, to po czasie pojawia się opuchlizna, krwotok albo pęcherze jak balony - tłumaczy. Dlatego szybkie wezwanie pomocy pod 112 jest najrozsądniejszą decyzją. Czy kiedykolwiek widziałaś/eś wypadek spowodowany petardą? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.










![BOCHNIA . Spotkanie opłatkowe w bocheńskim ZOL [ZDJĘCIA]](https://bochniazbliska.pl/wp-content/uploads/2025/12/DSC_0118_wynik-1.jpg)


