Zadzwoniłam do lekarki po pomoc. Po jej słowach poczułam głęboki smutek

mamadu.pl 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Ocenianie rodziców i dzieci w naszym kraju ma się świetnie. Fot. Pexels.com


Moja niespełna 6-letnia córka od miesiąca skarży się na ból brzucha. Było dla mnie jasne, jako matki i odpowiedzialnej dorosłej, iż tak długi czas dolegliwości wymaga konsultacji z profesjonalistą.


Cała nasza rodzina jest pod opieką prywatnej sieci, jednej z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce. Konsultacja telefoniczna z pediatrą była dostępna z dnia na dzień. Umówiliśmy córkę i czekałam na telefon.

O godzinie 10:20 zadzwoniła lekarka. Miała dojrzały, spokojny głos. Wzbudziła moje zaufanie, ostrożnie wymieniłam wszystkie objawy córki i nasze doświadczenia z infekcjami w ostatnim czasie.

Nie tego oczekiwałam


Po tym, jak zamilkłam, by usłyszeć medyczny komentarz i realne wsparcie, usłyszałam coś w rodzaju: "Czy jest pani pewna, iż córka nie próbuje skupić na sobie państwa uwagi?". Zamarłam, nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Wykrztusiłam słabe: "Raczej nie…".

A lekarka rozkręcała się w najlepsze. Przez ponad 5 minut słuchałam o tym, iż małe dzieci w ten sposób manipulują rodzicami. Słuchałam o tym, iż najprawdopodobniej Marysia stara się wrócić do stanu, w którym znajdowała się podczas wcześniejszych infekcji, tj. kompletnego zaopiekowania i leżenia w łóżku.

Między słowami usłyszałam więc, iż moja córka jest manipulantką, kłamczuchą, a ja jestem niekompetentną matką, młodą i głupiutką, skoro nie domyślam się tego nikczemnego planu.

Wysłuchałam do końca tego, co miała do powiedzenia. Nie przerywam innym, uważam, iż to niestosowne.

W chwili milczenia, kiedy medyczka najwyraźniej chciała zakończyć rozmowę na niczym (nie dostałam porady lekarskiej, skierowania na USG, na badania, etc.), powiedziałam spokojnie: "Dziękuję pani za tę sugestię. Myślę jednak, iż moja córka ma wystarczająco dużo uwagi od nas na co dzień i ufam jej na tyle, by sądzić, iż nie symuluje bólu. Myśleliśmy raczej o poradzie lekarskiej, mieliśmy nadzieję na podpowiedź, czy warto wykonać badanie? Czy może sprawdzić organizm na obecność pasożytów?".

Odpowiedziało mi wymowne milczenie. Po kilku sekundach usłyszałam chłodne: "Skoro pani twierdzi, iż córka nie udaje, wypisuję skierowanie na USG jamy brzusznej. Dziękuję, to wszystko".

Podziękowałam, rozłączyłam się i "przyjrzałam" temu, jak się czułam.

Żyję w Polsce na tyle długo, by wiedzieć, jak zaprogramowani jesteśmy, jakie błędne przekonania kierują społeczeństwem, szczególnie w kwestii wychowania człowieka.

Pracowałam z dziećmi, uczyłam się o nich na studiach, dzieci to gros mojego życia. W każdym tego słowa znaczeniu. I zawsze mnie niezwykle denerwuje, kiedy spotykam takich dorosłych. Takich zadufanych, takich przekonanych o własnej słuszności, o swoich jedynych, niepodważalnych poglądach.

Ci dorośli kształtują kolejne pokolenia, mają na nie pośredni lub bezpośredni wpływ.

I to mnie bardzo zasmuciło w tamtej chwili. Brak wsparcia, słowa o dziecięcej manipulacji i próżność tej kobiety.

Jednak na końcu wyszłam z tej rozmowy obronną ręką i z dystansem i współczuciem pomyślałam o takich ludziach. Zamkniętych w swoich szufladkach, wybierających, by zagłuszać innych swoimi słowami, zamiast ich wysłuchiwać.

Idź do oryginalnego materiału