O tym, iż krzyki, wyzwiska, poniżanie szkodzą dzieciom, psychologowie mówią od lat. I ostrzegają, iż przemoc słowna, jak każda inna forma przemocy, ma negatywny wpływ nie tylko na dzieciństwo, ale na całe późniejsze życie. Mimo to wielu rodziców wciąż uważa, iż jak od czasu do czasu podniesie głos czy choćby wrzaśnie, to nic strasznego się nie dzieje. Dziecko się uspokoi i gwałtownie zapomni.
Kosztowna przemoc słowna
Otóż nie, nie zapomni. Wrzaski, groźby czy obelgi, zwłaszcza jeżeli dzieci słyszą je regularnie, są przyczyną wielu problemów psychicznych, prowadzą też do uzależnień i chorób. Uporanie się ze skutkami przemocy słownej wielu ludziom zajmuje lata. Pochłania też ogromne pieniądze.
O oszacowanie ekonomicznych kosztów "wychowania krzykiem" pokusił się niedawno międzynarodowy zespół naukowców, w skład którego wchodzili psychologowie i ekonomiści z China Agricultural University, Georgia State University, University College London i Wingate University. Z szacunków, które przedstawili w swoim raporcie wynika, iż koszty leczenia skutków przemocy słownej wobec dzieci to w skali świata aż 300 miliardów dolarów rocznie.
Wyliczenia, które badacze zaprezentowali podczas zorganizowanej przez WHO konferencji "Words Matter: Impact and Prevention of Childhood Verbal Abuse", powstały w oparciu o ankiety wypełniane przez mieszkańców czterech państw (Mołdawii, Kenii, Kolumbii i Kambodży) na czterech różnych kontynentach.
W badaniu wzięło udział w sumie prawie 5000 osób. Wszystkich pytano o to samo – jak wpłynęło na ich życie to, iż w dzieciństwie słyszeli wyzwiska, groźby, wrzaski, poniżanie. Pod uwagę brano takie konsekwencje zdrowotne jak nadużywanie alkoholu i narkotyków, w tym zaburzenia psychiczne, samookaleczenia, próby samobójcze. A potem wyliczono, ile pieniędzy pochłonęło zmaganie się z konsekwencjami tych problemów. Okazało się, iż w każdym z badanych państw te koszty to około 0,3 proc PKB.
Na podstawie tych kwot naukowcy zrobili symulację kosztów przemocy słownej dla całego świata. I wyszło im, iż za problemy zdrowotne wynikające z werbalnej przemocy w dzieciństwie płacimy rocznie 300 miliardów dolarów. Sami badacze przyznają, iż to kwota mocno zaniżona, bo nie wszystkie skutki wyzwisk czy wrzasków da się przełożyć na konkretne kwoty.
Pieniądze nie są tu jednak najważniejsze, choć trzeba przyznać, iż kwota 300 miliardów dolarów w skali roku robi ogromne wrażenie. Ważniejsza jest to, na co w podsumowaniu badań wskazał prof. Peter Fonagy z University College London. "Słowne znęcanie się nad dziećmi przez dorosłych jest zjawiskiem powszechnym. I jest jedną z najważniejszych przyczyn długotrwałych zaburzeń psychicznych" – stwierdził.
Winni przede wszystkim rodzice
Autorzy pierwszego badania pokazującego realne koszty ekonomiczne przemocy słownej wskazali też na to, kto jest jej głównym sprawcą. Niespodzianki nie ma. Wrzaski, groźby, zastraszanie, obelgi dzieci słyszą głównie z ust swoich rodziców. Badanie przeprowadzone przez psychologów z University College London oraz Wingate University pokazało, iż matki i ojcowie odpowiadają za 77 proc. przypadków przemocy werbalnej. Znacznie rzadziej dzieci wskazują na nauczycieli (niecałe 13 proc.). Za znikomą liczbę słownej agresji wobec dzieci odpowiedzialni są dziadkowie, kuzyni czy sąsiedzi.
Wnioski z tych badań to dobry materiał do przemyśleń podczas robienia postanowień noworocznych. W przypadku rodziców listę celów na 2025 rok powinno otwierać zdanie: "Nie krzyknę na moje dziecko, nie wyzwę go ani nie obrażę". Tak, wiem, wytrwanie w tym postanowieniu może być trudne, bo dzieciaki mają szczególny talent do wyprowadzania nas z równowagi. Ale zmaganie się z konsekwencjami "wychowania krzykiem" jest – jak widać – znacznie trudniejsze. I bardzo kosztowne. Warto pomyśleć, iż powstrzymanie się od wrzasków to po prostu inwestycja w lepszą przyszłość dziecka, także finansową.