Wkurzona matka pisze list: Zabierzcie 800+ tym, którzy nie szczepią swoich dzieci

natemat.pl 3 dni temu
Nie chcę płacić za głupotę innych rodziców, którzy z premedytacją nie szczepią swoich dzieci, a zabierają je do Zanzibaru, Tajlandii czy w inne miejsca świata. Wracają z chorobami, które dawno temu przeszły w naszym kraju do przeszłości. Skoro do Waszego rozumu od lat nikt nie jest w stanie przemówić, to może trzeba przemówić do Waszego portfela? 800+ tylko dla dzieci szczepionych zgodnie z kalendarzem. Drogie posłanki, drodzy posłowie – wiecie, co z tym zrobić.


Ostatnio wirus RSV przyniesiony przez córkę z przedszkola dosłownie na dwa tygodnie zmiótł nas z powierzchni ziemi. Kilka razy odwiedzaliśmy lekarza – wizyty kontrolne

i sprawdzanie, czy płuca są czyste.

Kiedy wchodziliśmy do przychodni wypełnionej innymi dziećmi i ich opiekunami, wkładałam sobie i czteroletniej córce maseczkę. Żeby chronić i nas, i innych. Na nasz widok oburzona pani w średnim wieku wypluła z siebie: "No i jeszcze dziecku będzie maseczkę zakładać". "Żyjemy w chorym kraju" – pomyślałam.

Wzięłam trzy głębokie oddechy, ściągnęłam maseczkę i teatralnie odpowiedziałam: "Proszę pani, mogę ściągnąć córce maskę. A ona z pewnością zaraz na panią nakaszle, bo ma RSV i dosłownie się dusi. Wymiotuje też z powodu nadmiaru wydzieliny".


Zdumiona kobieta piłeczki nie odbiła. Zawinęła się i poszła dalej. A my wcisnęłyśmy się do i tak już pełniej widny. Pojechałyśmy prosto do apteki z kartką pełną nowych leków.

Błonica i inne demony przeszłości


Parę dni później przy porannej kawie przecierałam oczy ze zdumienia, czytając, że


w Polsce trafił się przypadek błonicy. Sześcioletni chłopiec, który wrócił z wakacji


w Afryce, walczył o życie.

Im dłużej czytałam, tym bardziej byłam zdumiona. Otóż: rodzice nie szczepili dziecka, ale postanowili zabrać je na wakacje do Afryki. Klnę w myślach. Przecież dzieci do drugiego roku życia powinny przyjąć już kilka dawek szczepionki przeciw błonicy. Przecież to choroba, której w Polsce nie było od kilkudziesięciu lat. Dokładnie: od 25 lat. To choroba, której żyjący lekarze, nigdy nie leczyli. Nie znają.

Sześciolatek z rodzicami leciał do Polski z Zanzibaru aż trzema samolotami. Mógł zarazić w sumie kilkaset osób. GIS szacuje, iż choćby 500. W następnych dniach oprócz informacji, iż ojciec chłopca też ma objawy tej choroby, nagłówki gazet krzyczą, iż poszukiwani są pasażerowie, którzy podróżowali tymi samymi samolotami.

Chłopiec szczęśliwie wychodzi z tego cały i zdrowy. Ale parę dni później w mediach grucha kolejna smutna wieść. 30-latek w Olsztynie walczy z sepsą. Na razie nie jest pewne, bo wciąż czekają na wyniki badań, ale jest podejrzenie błonicy.

Drugie miasto. Trzeci przypadek. Ile będzie za dwa-trzy miesiące? Lekarze apelują do rozsądku Polaków, alarmują, jak ważne są szczepienia. Ale co to daje?

Kompletnie nic. Taka sama dyskusja toczyła się w przypadku: odry, krztuśca i innych chorób, które dzięki antyszczepionkowcom do nas wróciły.

Oburzam się jako matka kilkulatki, szczepionej zgodnie z kalendarzem (a choćby szerzej). Oburzam się jako matka, która szanuje inne dzieci i ich rodziców.


Dlaczego w 2025 roku musimy przypominać sobie nazwy obcobrzmiących chorób, które były już częścią przeszłością? Dlaczego musimy cofać się do minionej epoki? Dlaczego musimy tłumaczyć ludziom oczywiste oczywistości? I dlaczego musimy płacić za głupotę tych, którzy nie posyłają dzieci na szczepienia? Bo to my płacimy za ich pobyt w szpitalu!

Może więc nie powinniśmy tego robić? Może niech ludzie, którzy mimo powszechnej wiedzy, zaleceń lekarzy nie decydują się na szczepienia swoich dzieci, niech sami płacą za hospitalizację? Niech poczują ciężar odpowiedzialności: jeżeli nie tej społecznej, to chociaż finansowej.

Może więc należy uzależnić wypłacanie świadczeń społecznych, jak np. 800+ od kalendarza szczepień? Może należy przyjmować do placówek publicznych: szkół, przedszkoli wyłącznie dzieci, które są szczepione? W teorii tak jest w przedszkolach, ale w praktyce mało kto to sprawdza.

Jeden z lekarzy – prof. dr hab. Leszek Szenborn – na łamach prasy zauważył:" (...) wcześniej dzieci umierały i stawały się kalekami z wyroków losu, a dzisiaj niestety sami albo – w przypadku najmłodszych – decyzją opiekunów narażane są na następstwa zakażeń, rezygnując ze szczepień pod wpływem m.in. często wątpliwych internetowych argumentów".

Skoro do rozumu nie możemy przemówić, to przemówmy do portfela! Halo, drogie posłanki, drodzy posłowie, wiecie co z tym zrobić? Zabierzcie 800+ tym, którzy z premedytacją nie szczepią swoich dzieci. A innym śmieją się prosto w twarz.

Idź do oryginalnego materiału