"Wierzyć jak Piotr pod Cezareą", a może "ping-pong" z biskupem

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 3 dni temu
Nie wiem, jak tego dokonał ksiądz Martin prowadzący Duszpasterstwo Akademickie w Sosnowcu, ale na ostatnie spotkanie w tym roku udało mu się zaprosić biskupa sosnowieckiego, Artura Ważnego. Mówił o tym od jakiegoś czasu, a tydzień wcześniej, podczas adwentowego dnia skupienia dla studentów (dla mnie to była trzecia Msza św. i trzeci raz wysłuchana liturgia słowa, dobrze iż kazania były różne) potwierdził tą informację. Biskup istotny na spotkaniu studenckim... Przez głowę przemknęło mi krótkie "O jacie...". Jednocześnie ksiądz podkreślił, iż chce aby to było spotkanie ze stałymi uczestnikami spotkań i nie chce, aby przyszedł na nie ktoś "z ulicy".
Bardzo mi zależało na tym spotkaniu, choćby pisałam do księdza Martina, czy na pewno mogę na nie przyjść. W odpowiedzi otrzymałam, iż na pewno. Jeszcze tylko musiałam powiadomić Księdza Niosącego Światło, iż nie będzie mnie na roratach oraz, co dla mnie ważniejsze, na spotkaniu z bierzmowania, co zrobiłam przedpołudniem, podczas pierwszego etapu budowania szopki. Myślałam, iż będzie zły, iż tak w ostatniej chwili mu to mówię, ale raczej nie był. Powiedział, iż spokojnie, iż dzisiaj chyba i tak je odwoła, bo nie najlepiej się czuje, iż wizyta u lekarza wyzuła go z sił, a tak w ogóle to jest tuż przed świętami i mało który nastolatek będzie myślał o tym, co mówimy do niego na spotkaniu. No i trochę pojęczał, iż jest zimno i iż mu zmarznę i się rozchoruję (już kaszlałam). Dobrze, iż nie dociekał, co robię o tej porze w kościele a nie jestem na uczelni. Jedna nieobecność mnie nie zbawi, a atmosfera na Naukach o Rodzinie jest taka, iż chyba wszyscy chcą już skończyć te studia. Na swoje usprawiedliwienie miałam zdane kolokwium z bioetyki. To nic, iż spóźniłam się na roraty (ale tylko 5 minut), które odprawiał wykładowca, z którym je miałam. Nie wyciągnął z tego konsekwencji. A Ksiądz Niosący Światło, nieco rozbawiony, przyznał, iż on się nie dziwi, iż zaspałam, skoro codziennie wstaję o 4 rano, aby zdążyć na 6, on by się poddał po kilku dniach.
Tak adekwatnie to z wieczornych rorat powinnam zdążyć na to spotkanie, nie chciałam jednak ryzykować innej wersji wydarzeń. Wystarczyłoby chociażby dłuższe kazanie przez które spóźniłabym się na odpowiedni autobus i cały plan by się posypał (tydzień temu dotarłam na przysłowiowy styk). A tak na spokojnie i bez pośpiechu dotarłam na miejsce. I choćby byłam przed czasem, tudzież, przed biskupem. Usiadłam na wolnym miejscu przy stole i wyczekiwałam rozwoju wydarzeń.
Biskup Artur istotny przybył do nas za dziesięć dwudziesta. Miłym dla mnie zaskoczeniem było to, iż mnie rozpoznał. Wszak spotkaliśmy się już i na stuleciu istnienia Towarzystwa Ciemnych Typów, i podczas Festiwalu Strefy Młodych, i na Inauguracji Roku Akademickiego w Katowickiej Archikatedrze. Więc może wcale nie wydawało mi się, kiedy blisko miesiąc temu przechodząc obok mnie podczas procesji w Archikatedrze zareagował tak, jakby też mnie rozpoznał. On wtedy w pięknym ornacie i ja w ubrudzonych błotem ortalionach, bo przecież byliśmy prosto z wspinaczki na Magurkę. Kontrast niesamowity.
Przed spotkaniem pobiegłam jeszcze po mojego kolegę z wydziału, Doriana, który nie mógł znaleźć otwartej bramy i stał pod tą, która prowadzi bezpośrednio do kościoła. Akurat ona była zamknięta, a otwarta była kolejna, prowadząca już pod Dom Katolicki, w którym odbywało się owo spotkania. On jednak tego nie wiedział. Na szczęście miał do mnie telefon, toteż zadzwonił i dopytał się jak wejść. A iż za bardzo nie potrafiłam mu tego wyjaśnić, postanowiłam po niego pójść. Po chwili obydwoje byliśmy z powrotem.
Większość spotkań Duszpasterstwa Akademickiego "Laboratorium Wiary" ma formę Kręgu Biblijnego i tak było też tym razem. Zgodnie z zapowiedzią dyskutowaliśmy nad fragmentem z Ewangelii św. Łukasza opowiadającym o pytaniu zadanym przez Jezusa wobec uczniów pod Cezareą Filipową za kogo mają go ludzie i odpowiedzią św. Piotra, będącą pierwszym wyznaniem wiary:
Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: «Za kogo uważają Mnie tłumy?» Oni odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, iż któryś z dawnych proroków zmartwychwstał». Zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Piotr odpowiedział: «Za Mesjasza Bożego». Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. (Łk 9, 18-21)
Po przeczytaniu tekstu każdy z nas miał się zastanowić nad tym, jak rozumie jego treść. Kilka osób podzieliło się swoimi spostrzeżeniami. Wcześniej jednak ksiądz biskup nakreślił nam cały kontekst sytuacyjny. Bo raczej nie każdy wie, iż w tamtych czasach w Cezarei swoje świątynie miało wiele bóstw pogańskich. choćby wymieniał imiona tych bożków, niestety nie zapamiętałam ich imion. Jezus chciał więc też sprawdzić swoich uczniów, czy nie jest dla nich jednym z tych pogańskich bożków. Po wypowiedziach tych kilku osób rozpoczęła się dyskusja polegająca na tym, iż ksiądz Martin, tudzież ksiądz biskup, zadawali nam jakieś pytanie związane bezpośrednio bądź pośrednio z przeczytanym fragmentem tekstu, a my mogliśmy odpowiadać na nie. Z początku nieco nieśmiało, bo bałam się, iż moja nie do końca wyraźna mowa nie zostanie zrozumiana, ale z każdą kolejną wypowiedzią, zaczęłam udzielać swoich wersji odpowiedzi, nie wiedząc nawet, czy są poprawne. Jednak za każdym razem patrzyłam awaryjnie w stronę księdza Martina, który na wszelkie sposoby dawał mi znaki, iż adekwatnie trafiają w sedno. Czasami nieśmiało spoglądałam w stronę naszego gościa, dla którego moje odpowiedzi też były raczej do zaakceptowania. Czasem tylko zadawał "pytania pomocnicze", kiedy nie od razu wiedział (rozumiał?) o co mi chodzi. Po takich dopytaniach gwałtownie jednak stawały się one dla niego jasne i klarowne. To moje wypowiadanie było też trudne z powodu kaszlu, który stawał się coraz bardziej uciążliwy, ale nikt mi nie przerywał wypowiedzi i chyba każdy się im przysłuchiwał.
Nawet nie wiecie jakie to wspaniałe uczucie, kiedy ktoś Was słucha i choćby o ile nie zawsze rozumie, to chociaż się stara. Bo w oczach biskupa widziałam autentyczne skupienie, kiedy coś mówiłam. Wbrew pozorom to rzadka cecha w dzisiejszym świecie, kiedy tak bardzo chcemy wszystko na już, kiedy nie potrafimy słuchać drugiego człowieka, a co tu mówić o rozumieniu go. Bardzo się cieszę, iż inni dawali bardzo interesujące odpowiedzi i rzucali trafne przemyślenia, dzięki czemu dyskusja naprawdę stała się interesująca i dynamiczna, a myślę, iż każdy z nas coś wyniósł, a choćby zweryfikował swój dotychczasowy punkt postrzegania wielu rzeczy. Ja w każdym razie tak. Chwilami dyskusja nabrała takiego dynamizmu, iż miałam wrażenie, iż dosłownie gramy w słownego ping-ponga z biskupem - on rzuca pytanie, my odpowiadamy, jego komentarz, nasz komentarz. Och, gdyby tak wyglądały niektóre ćwiczenia na studiach, to o ile więcej byśmy z nich wynieśli... Jedyne czego mogę żałować, to tego, iż nie mogłam zostać do końca i wyszłam kwadrans wcześniej, czyli o 21:45. Ale jeszcze musiałam dojść ok kilometra na przystanek autobusowy, jeszcze musiałam dojechać do domu, a przecież nazajutrz czekały mnie przedostatnie poranne roraty. Nie chciałam dać plamy po spóźnieniu z tego dnia. Na szczęście, według słów Doriana, biskup wyszedł pięć minut później, więc wiele nie straciłam.
Wiecie co, wracałam do domu i myślałam sobie, iż trafił nam się wspaniały biskup. Otwarty, serdeczny, dobry i mądry człowiek, który wie, iż jest człowiekiem jak każdy z nas. Że jest dla ludzi, a nie dla siebie i swojego najbliższego otoczenia. Że chce wyjaśnić różne dziwne rzeczy, z których w ostatnim czasie nasza diecezja stała się "sławna". Już wcześniej słyszałam, iż wróciły czasy, jakie były za czasów pierwszego biskupa sosnowieckiego, czyli iż biskup istotny spędza więcej czasu z ludźmi, niż w swoim gabinecie w Kurii. Teraz wiem, iż to jest prawda. I mam nadzieję, iż tak zostanie. I iż biskup jeszcze nie raz zagości na naszym spotkanie. Zresztą sam przyznał, iż uwielbia takie spotkania z młodzieżą i gdyby nie obowiązki, to z miłą chęcią by do nas przychodził na każde nasze spotkanie.
A wracając do głównej tematyki spotkania, to nie wiem dlaczego, ale wydarzenia pod Cezareą skojarzyły mi się z jedną piosenką, która teraz bez przerwy chodzi mi po głowy.
Ech, może i na Kręgu Biblijnym prowadzonym przez Księdza Niosącego Światło też powinnam się przełamać i nieco więcej odzywać? Zwłaszcza kiedy czuję, iż mam jakąś myśl odnośnie przeczytanego fragmentu? Tylko iż zawsze brakuje mi odwagi. A może boję się ośmieszenia? Przed innymi ludźmi no i przed księdzem. Jednak najbliższe spotkanie dopiero w lutym, bo cały styczeń to on chodzi po kolędzie. O ile da fizycznie radę i nic go nie zmorzy po drodze. Tak samo spotkania Duszpasterstwa Akademickiego Laboratorium Wiary zostają zawieszone na miesiąc z tego samego powodu. Chyba tylko w Duszpasterstwie Akademickim Centrum będą się odbywać spotkania. Może to i dobrze - będzie kiedy na spokojnie przygotować się do sesji (już wiem, iż będzie ciężka). Chociaż, kiedy mam do wyboru tego typu spotkanie, a przygotowanie się w tym czasie do mniej lub bardziej ważnego kolokwium, to zawsze zwycięża to drugie.
Idź do oryginalnego materiału