Tego nauczył mnie "szaman od jajek" i ezoteryczni szarlatani. Medycyna alternatywna kontra medycyna

natemat.pl 8 godzin temu
Ta sytuacja otworzyła mi oczy. Byłem tak przyzwyczajony do negatywnego schematu wizyt u lekarzy, iż wydawało mi się normą oschłe traktowanie mnie jak kawałka mięsa. Aż poznałem mojego "szamana od jajek". Urologa.


Czym jest medycyna alternatywna? Najładniej zdefiniował ją w swoim wierszu “Storm” Tim Minchin, który tłumaczy tak: "Medycyna alternatywna [charakteryzuje się tym, że] albo nie udowodniono jej skuteczności albo dowiedziono, iż nie działa. Czy wiesz, jak nazywamy medycynę alternatywną, której skuteczność została udowodniona? Medycyną".

I tak jak bohater tego wiersza, dostaję białej gorączki, gdy słyszę jak różnej maści szarlatani zarabiają krocie na naiwnych, biednych ludziach, którzy w beznadziei ciężkich chorób czy z niewiedzy łapią się wszystkiego. Byleby tylko spłynął na nich choć najmniejszy promyk nadziei.


Oglądałem ostatnio serial "Ocet jabłkowy", który opowiada o świecie guru medycyny alternatywnej. Skupia się na historii pewnego oszustwa (nie będę wchodził w szczegóły, żeby nie spojlować), ale pokazuje też problem szerzej.

Trzeba przyznać "Octowi", iż starcie medycyny klasycznej z alternatywną, to nie jest walka "dobra" ze "złem". Nie można winić ciężko chorych ludzi, iż dają się złapać na różne sztuczki. Problemem są przede wszystkim osoby nakręcający ten biznes.

Ale mimo mojego autentycznego obrzydzenia dla cynicznych szarlatanów, muszę niechętnie przyznać, iż medycyna alternatywna ma wiele przewag nad tą klasyczną, szczególnie dla osób doświadczonych chorobami terminalnymi.

Czym medycyna klasyczna inspirować się nie powinna


Większości z tych przewag ani nie da się, ani nie powinno się przekładać do medycyny klasycznej. Na przykład pełne przekonanie o pozytywnym wyniku leczenia. To jeden

z największych problemów medycyny alternatywnej.

Choć w ulotkach i oficjalnych materiałach (w obronie przed prawem) nie znajdziemy takich twierdzeń, to już w rozmowach praktycy medycyny alternatywnej przekonują, iż są pewni pozytywnych skutków ich "terapii". Na pewno nie chciałbym, żeby lekarze i lekarki kłamali ludziom reklamując, np. chemioterapię jako coś pewnego. Nie, niestety, nie zawsze możemy mieć pewność. Tak to działa.


Okłamywanie ludzi, żeby polepszyć im humor i tym samym zwiększyć szanse leczenia? To nieetyczne. Moim zdaniem jest to tak samo nieetyczne, jak lekarze zalecający homeopatię (nie działające w żaden sposób cukierki), która ma dać efekt placebo. Wciąż jest to przekroczenie granicy, choćby jeżeli mówimy o przeziębieniu.


Co "terapeuci" medycyny alternatywnej robią, gdy mimo tego nie działa? To kolejna rzecz, która nie powinna być zaszczepiania do medycyny klasycznej. Oczywiście winny jest pacjent czy pacjentka, którzy piją niedostatecznie dużo soku, za mało mają kryształów, za wąsko otworzyli czakry itp. Winny jest pacjent, bo przecież jeżeli "terapia" jest pewna, to coś poza nią musi być przyczyną niepowodzeń. A to przyspiesza wpadanie w spiralę alternatywnych metod, jednocześnie pakując pacjenta czy pacjentkę w poczucie winy.


Medycyna klasyczna nie powinna także dawać jasnych i łatwych odpowiedzi tam, gdzie ich nie ma. Pewność diagnozy czy jasne i łatwe odpowiedzi, które trafiają do ludzi, to także jedynie marketingowa ściema medycyny alternatywnej. Prowadzący tzw. ustawienia rodzinne Hellingera w pięć minut potrafią "znaleźć" przyczynę naszych niepowodzeń w traumie wojennej naszej babci.

Bioenergoterapeuci po chwili już nam powiedzą, iż cieki wodne pod łóżkiem biegną nie tak jak trzeba. Zachodni ezoteryczni neotantrycy już w pierwszych zdaniach wskażą na nasze problemy z nierozwiniętą energią kundalini.


A co powie onkolog, psychiatra czy kardiolog? Często nie będzie znać odpowiedzi od razu. Będzie potrzebował wielu badań i choćby po nich, nie zawsze będzie pewny. Choroby nie działają jak bossowie w starych grach komputerowych poruszający się według z góry określonego algorytmu. Można mieć nietypowe formy chorób, nasz organizm może reagować na nie i na leki różnie. Medycyna klasyczna jest nauką ścisłą, ale w praktyce to sztuka.

Gdy zapraszamy do domu speca od pralki, nie zaspokoi nas odpowiedź, iż objawy są nietypowe i nie wiadomo, czy to wina komputera, grzałki czy bębna. "Trzeba poczekać, przeprowadzić badania, spróbować różnych możliwości". Chcemy znać konkretną przyczynę awarii i być pewni, iż zostanie ona naprawiona. Ale organizm ludzki,

w szczególności jego mniej poznane elementy jak mózg, nie jest prostym mechanizmem.


Medycyna klasyczna nie powinna także kierować się narracją o "ukrytej wiedzy". To jeden z najważniejszych czynników przyciągających do medycyny alternatywnej. Wynika on zresztą z poprzedniego – medycyna klasyczna nie zawsze natychmiast dostarcza jasne i proste odpowiedzi.

Narracja o "ukrytej wiedzy" tłumaczy, podkreślmy – nieprawdziwie, iż medycyna tak naprawdę mogłaby poradzić sobie z większością problemów, ale przemysł medyczny ukrywa rozwiązania dla własnego zysku. Absurdu tego wnioskowania nie muszę rozbijać na części pierwsze, to po prostu wierutna bzdura.

Cała wiedza medyczna jest powszechnie dostępna (choć czasem w drogich czasopismach medycznych, ale to inny temat), tylko nie każdy może studiować przez lata medycynę, żeby w pełni z tej wiedzy skorzystać. Szczególnie w czasach wąskich specjalizacji. Lekarz czy lekarka oczywiście nie mogliby posiłkować się argumentem, iż oni wiedzą coś, czego nie wiedzą inni, bo podważaliby wiarę w cały system.

Co medycyna klasyczna może zaczerpnąć z alternatywnej?


Język. Język troski. Nie zaszkodzi czasem "ojojać" pacjenta i zaopiekować się, choć w słowach, jego obawami. Chyba tylko w pediatrii zwraca się na to większą uwagę. Miałem szczęście trafić z córką na wiele osób, które rozumieją, czym się różni ośmioletni pacjent od 38-letniego. Ale o moich lekarzach i lekarkach nie zawsze potrafię powiedzieć, iż wiedzą jak pracować np. w sytuacjach krępujących pacjenta.


Język wiary w medycynę. Do zarozumiałości medycyny alternatywnej nie powinno się dążyć, ale margines jest tu spory. Bywa, iż wystarczy po prostu komunikacja.

Niedawno miałem przyjemność być na swojej pierwszej w życiu wizycie u urologa. Mimo iż to wyjątkowo krępujące badanie, było bardzo dobrze. Co wpłynęło na mój pozytywny odbiór wizyty? Oprócz okazanej empatii, to przede wszystkim komunikacja. Byłem

w trakcie badania informowany przez lekarza o tym, co się dzieje, co widać na monitorach, jakie są normy, jak działają urządzenia. Na każdym kroku. Nie wszystko musiałem rozumieć. Ale poczułem, iż jestem w rękach osoby, która zna się na rzeczy. Kiedy jestem na badaniu podczas którego lekarz w ciszy wpatruje się w monitor, odchodzę od zmysłów.


Język potoczny i zrozumiały. Pewien lekarz skrytykował bliską mi osobę, która była


w dużym stresie na ostrym dyżurze. Powiedziała, iż dziecko uderzyło się w "szczękę" mając na myśli brodę. "Chyba ma pani na myśli żuchwę" – odparł sucho i z przekąsem lekarz, wpatrzony w ranę.

"Mój" urolog choć posługiwał się słownictwem profesjonalnym, pamiętał, żeby nie unikać potocznych określeń. Pamiętał, żeby mnie nie onieśmielać. Gdy coś wymagało precyzji

w słowach, dopytywał.


Czy każdy lekarz i lekarka musi być empatyczny i znać techniki psychologiczne? Nie, zawsze może zostać tzw. "lekarzem/ką ostatniego kontaktu", czyli patologiem czy patolożką sądową, jeżeli nie chce pracować z prawdziwymi żywymi ludźmi, tylko ich fragmentami.


Wracając do mojego badania urologicznego: czułem, iż to ja jestem najważniejszy w tym momencie, czułem przyjazną atmosferę i ciągły kontakt z lekarzem. Było miejsce na informację zwrotną – zarówno o dawanie, jak i pytanie o nią.

Gdy na studiach religioznawczych uczyłem się o tym, jak wygląda praktyka różnych uzdrowicieli populacji tradycyjnych (np. szamanów Ewenków opisanych przez Shirokogoroffa czy curanderos Mazateków opisanych przez Jacórzyńskiego i Wołowskiego) zdałem sobie sprawę, jak bardzo mój urolog był "szamanem od jajek".


Tradycyjne praktyki uzdrowicielskie często opierają się na pewnym i doświadczonym człowieku, który dosłownie walczy o uzdrowienie pacjenta z duchami. Absolutnie nie mówię, iż smarowanie tytoniem, przywoływanie duchów, pieśni i bębny mogą kogoś wyleczyć z ciężkich chorób.

Ale w przypadku niektórych problemów zdrowotnych odpowiednie zioła w połączeniu


z rytuałem leczenia, mogą działać skuteczniej, wpływając również przez umysł na ciało. Pozytywny wpływ dobrego nastawienia to przecież też coś, co jest potwierdzone empirycznie i wcale nie takie tajemnicze (wiemy doskonale jak wpływa na nas ciśnienie, poziom hormonów itd.)


Ważnym aspektem medycyny alternatywnej jest także jej wspólnotowość. W niektórych rytuałach może uczestniczyć choćby cała lokalna społeczność. Są badania pokazujące np. pozytywny wpływ grup wsparcia dla osób chorych na raka, więc to też przynajmniej częściowo można przełożyć na medycynę klasyczną.

Pamiętam, jak przychodziła do nas osoba stawiająca mi bańki, wszyscy domownicy skupiali się na mnie. I mimo tego, iż bańki są nieskuteczną pseudonauką, wciąż pamiętam to ciepło. Nie baniek, ale ciepło bycia otoczonym przez osoby, które się o mnie martwiły.


Nie wspominam o takich rzeczach jak po prostu interesowanie się dziadkami: odwiedziny w szpitalu, uśmiech i potrzymanie za rękę. To nie jest szamański rytuał, ale z pewnością dużo daje. Tylko to bardziej problem naszej kultury a nie medycyny...


Podsumowując, jestem pewien, iż antropologia, etnologia czy religioznawstwo znalazłoby wespół z medycyną klasyczną wiele obszarów do wspólnych badań i czerpania autentycznej, weryfikowalnej naukowo wiedzy od szamanów i uzdrowicieli.


Mam nadzieję, iż swoje niedociągnięcia w końcu mocniej zauważy sama medycyna.

I weźmie to pod uwagę. Bo medycyna opiera się na nauce, a największą jej zaletą jest przecież samoregulacja.


Gdy powstawały szpitale, wydawały się z punktu widzenia ówczesnej praktyki czymś, co niesie jedynie pozytywy. Mając różne specjalizacje, narzędzia diagnostyczne i armię personelu medycznego pod jednym dachem łatwiej systemowo rozwiązuje się problemy zdrowotne.


Odkryliśmy jednak, iż szpitale niosą ze sobą także zagrożenia np. powodują rozprzestrzenianie się bakterii i wirusów wśród pacjentów, czasem narażając jeszcze bardziej niektóre osoby. Wdrożyliśmy więc systemy izolowania niektórych z nich, częstszego mycia newralgicznych elementów, czy instalowania materiałów mających adekwatności przeciwdrobnoustrojowe.


Szpitale są też po prostu przygnębiające. Jak wiemy z badań, nastawienie jest ważnym czynnikiem wspierającym zdrowienie. O tym, iż medycyna wyciąga


wnioski z badań, możemy się przekonać chociażby na oddziałach czy w szpitalach dziecięcych. Kolorowych, pełnych postaci z bajek, choć starających się być przyjaznymi.


Dlatego jestem pewien, iż mimo słusznego poczucia wyższości, medycyna klasyczna weźmie pod uwagę to, dlaczego medycyna alternatywna ma tak duże grono zwolenników i zwolenniczek. Bo jak powiedział dalej Tim Minchin w "Storm": "Nauka dostosowuje swoje poglądy na podstawie tego, co obserwuje. Wiara jest zaprzeczeniem obserwacji, aby móc trzymać się ślepo tego, co nas przekonuje".

Janusz Omyliński to autor religioznawczego bloga i kanału na YouTube Lekcjareligii.pl


Idź do oryginalnego materiału