1 października w życie wszedł system kaucyjny. W teorii brzmi to pięknie: mniej śmieci na ulicach, większy recykling, czystsze środowisko. W praktyce jednak cała operacja budzi sporo wątpliwości i obaw. Bo choć pomysł nie jest nowy – wystarczy przypomnieć butelki zwrotne sprzedawane w czasach PRL-u – to rzeczywistość współczesna wygląda inaczej.
Na czym to polega? Kupując napój w butelce PET, szklanej czy puszce, klient zapłaci dodatkowo kaucję – od 50 groszy do złotówki. Oddając opakowanie, odzyska pieniądze. Proste? Teoretycznie tak. Ale tu zaczynają się schody.
Po pierwsze – logistyka. Nie każdy sklep będzie zobowiązany do odbierania pustych butelek. W mniejszych miejscowościach, zamiast „przy okazji zakupów”, trzeba będzie specjalnie iść do punktu odbioru, a dla wielu osób te kilkadziesiąt groszy po prostu nie będzie warte zachodu. Butelki i puszki wylądują więc w koszach, a nie w systemie, a wtedy cała idea traci sens.
Po drugie – koszt. Dziś samorządy finansują część gospodarki odpadami ze sprzedaży surowców wtórnych. Gdy butelki i puszki przejmą sklepy i operatorzy systemu, ta kasa przepadnie. Kto pokryje stratę? Oczywiście my – mieszkańcy, w wyższych rachunkach za śmieci. A biznes – bo system będzie obsługiwany przez konsorcja firm – zarobi na sprzedaży surowca i na obsłudze samego mechanizmu. Ekologia ekologią, ale rachunek zapłaci obywatel.
Po trzecie – skutki uboczne. Znikną akcje charytatywne polegające na zbieraniu nakrętek. Butelki PET mają być zwracane w całości – razem z zakrętką. To oznacza koniec popularnych inicjatyw, które wspierały leczenie i rehabilitację wielu dzieci. Ktoś powie: „to drobiazg”. Ale dla wielu fundacji to były realne pieniądze i realna pomoc.
Wreszcie – zaufanie społeczne. Polacy pamiętają, jak wyglądały butelki zwrotne „za dawnych czasów”. Porysowane, obtłuczone, często z ceną, którą trudno było odzyskać. Dziś trudno oczekiwać, iż wszyscy nagle zaczną skrupulatnie oddawać opakowania. Wielu po prostu machnie ręką.
Czy więc system kaucyjny jest zły? Niekoniecznie. Sam pomysł ma sens – w wielu krajach Europy działa i przynosi efekty. Ale w Polsce problemem nie jest brak idei, tylko jej wdrożenie. jeżeli zrobimy to byle jak, skończy się na tym, iż zapłacimy więcej, a efekt ekologiczny będzie mizerny.
I tu pojawia się najważniejsze pytanie: czy ekologia to naprawdę troska o środowisko, czy tylko kolejny biznes ubrany w zielone hasła?