Znajoma opowiedziała mi taką historię: Jej 14-letni syn zignorował trochę jej urodziny. Owszem, złożył życzenia, ale bardzo zdawkowo, to było coś w stylu "Najlepszego, mamo" i tyle. Nie dostała choćby złamanego kwiatka. Pod koniec dnia, w ciągu którego odebrała mnóstwo telefonów od rodziny i znajomych, dostała wielki bukiet od męża i prezent od siostry, zrobiło jej się jednak przykro.
Własny syn o mnie zapomniał
Cały czas miała z tyłu głowy to, iż jej własny syn nie miał potrzeby w żaden sposób świętować tego ważnego dla niej dnia. – Mógł, chociaż zrobić mi kawę, zdjąć pranie z suszarki, sprzątnąć w kuchni. Mógł kupić czekoladę, wracając z boiska. A tu nic – powiedziała. Postanowiła "wygarnąć" mu, co o tym wszystkim myśli. Ostatecznie nie jest to już małe dziecko, tylko 14-letni, naprawdę duży, chłopak.
Powiedziała, iż było jej trudno powiedzieć, co jej leży na sercu, bo... nie chciała mu robić przykrości. Bo przecież on po prostu nie wiedział. Bo nigdy nie wymagała od niego podobnych rzeczy itd. Jednak przemogła się i spokojnie, tak, żeby ją dobrze zrozumiał – przecież tu nie chodziło np. o to, iż oczekiwała jakiegoś prezentu – wytłumaczyła mu, iż czas przestać myśleć tylko o sobie. Jest już w takim wieku, iż mógłby naprawdę zacząć dostrzegać innych ludzi.
To była trudna, ale potrzebna rozmowa
Nazwała swoje emocje. Powiedziała, iż jest jej przykro, bo ma wrażenie, iż nie jest dla niego ważna. Podkreśliła, iż domyśla się, iż oczywiście jest ważna, tylko iż zwyczajnie miło by było, gdyby to okazał. Że po prostu fajnie jest sprawiać ludziom przyjemność. Jaki był efekt tej rozmowy? Najpierw chłopak się popłakał... Było to trudne dla nich obojga. Potem jednak najwyraźniej przemyślał to, co usłyszał. W dniu kobiet zaskoczył ją piękną różą i pudełkiem czekoladek i odkurzył (bez proszenia!) całe mieszkanie.
Jaki jest morał z tej historii? Chyba taki, iż nie warto ukrywać przed dziećmi naszych uczuć. Gdyby moja znajoma wcześniej próbowała wpłynąć na postawę swojego syna, pewnie już dawno by zrozumiał, jak należy się zachowywać w pewnych sytuacjach. Jednak unikała zwracania mu uwagi, bo tak, jak powiedziała, nie chciała robić mu przykrości. Może nie chciała też, by czuł na sobie zbyt duży ciężar odpowiedzialności. Więc gdy zrobiła to teraz, tak niespodziewanie i tak dosadnie, chłopak był tak zaskoczony, iż aż się popłakał.
Trzymamy dzieci z dala od problemów
Wielu rodziców tak robi. Izolujemy dzieci od trudnych emocji, również naszych własnych. To się dzieje od samego początku. Nie rozmawiamy przy nich na "poważne" tematy. Gdy przyłapią nas na tym, iż płaczemy, mówimy, iż to alergia, albo cebula. Zawsze chętnie się z nimi bawimy, choćby gdy jesteśmy zmęczeni, albo przeżywamy jakieś problemy. Jesteśmy zawsze do dyspozycji, zawsze uśmiechnięci, choćby gdy nie jest nam do śmiechu.
Więc czego to ich uczy? No, chyba nie tego, iż drugi człowiek, ma jakieś potrzeby, iż może się źle czuć, być smutny, zły, potrzebować wsparcia albo pocieszenia. A jednocześnie chcielibyśmy, żeby te dzieci były dobre i empatyczne. Ale jak mają się tego nauczyć? Na jakim materiale?
Trzeba dzieci uczyć również tego, iż istnieje frustracja
Wydaje mi się, iż rodzic właśnie powinien krzyczeć przy swoim dziecku, kiedy coś go wkurzyło. Albo płakać. Niech dziecko widzi, iż istnieją takie emocje – na przykład bezradność, frustracja. I co wtedy trzeba robić. Dziecko uczy się od nas przez naśladowanie. jeżeli pokażemy mu, iż można się popłakać z bezradności, a potem znaleźć jakieś rozwiązanie i zacząć się uśmiechać, to ono się tego też nauczy.
I ważne – trudne emocje powinno się nie tylko dziecku pokazywać, ale również je nazywać i rozmawiać o nich, oczywiście w sposób dostosowany do wieku. Gdy mamy problemy finansowe lub w związku, nie powinniśmy obciążać nimi dziecka, to nie ma sensu, i tak nie jest w stanie nam pomóc, a tylko będzie się denerwować. Jednak możemy – i powinniśmy – powiedzieć, iż mamy zmartwienie: "Mam kłopot, jestem smutna, dlatego teraz nie mogę się z tobą bawić, bo muszę pomyśleć. Obiecuję, iż gdy już pomyślę, zrobimy coś razem".
Kiedy dziecko widzi, iż rodzic potrafi mówić o swoich uczuciach, samo zaczyna czuć się swobodniej w wyrażaniu własnych. Z takich rozmów płyną przecież same korzyści, jak chociażby wzmocnienie zaufania i więzi między rodzicem a dzieckiem. A to na tym nam najbardziej zależy.