Miała zostać archeologiem i odkrywać tajemnice starożytnych Egipcjan. Pielęgniarką została z przypadku. Po trzydziestu latach pracy, nie wyobraża sobie, iż mogłaby robić coś innego. Sama jest o krok od wyłonienia stomii. – Być może, dlatego tak dobrze rozumiem moich pacjentów – mówi. Walczy o ich równość i godne życie.
Kim malutka Joasia chciała zostać gdy dorośnie?
Archeologiem.
Co poszło nie tak?
Zawsze fascynowała mnie historia. Do tej pory fascynuje mnie starożytny Egipt, piramidy, faraonowie. Miałam zostać archeologiem, ale tata stwierdził, iż nie ma takiej opcji i wymyślił sobie, iż pójdę na fotografię. Wtedy zakomunikowałam, iż w takim razie to ja nie będę uczyć się w ogóle. Moja siostra była wtedy już w szkole pielęgniarskiej przy Świętojerskiej na Starym Mieście w Warszawie, przyszła któregoś dnia i oświadczyła: – tu masz kartkę, tu egzaminy, badania lekarskie i idziesz! Rozumiesz? A! Podanie do szkoły napisałam za ciebie.
Przekonała się pani do wyboru siostry?
Na początku było wszystko w porządku, cztery lata ,,ogólniaka” plus przedmioty zawodowe. W drugiej klasie zaczęły się praktyki w szpitalu na Banacha, dla mnie to był dramat. Wydawało mi się, iż kompletnie się do tego nie nadaję. Na dodatek pierwszym pacjentem stomijnym, pamiętam jak dziś, był Jan Kobuszewski. Miałam mu zdjąć worek, oczywiście to był worek z pasa krakowskiego. Finał był taki, iż to pan Jan mnie ratował, a nie ja jego. Płakałam i wymiotowałam… Wstydziłam się. Zapytał: – Ty naprawdę chcesz być pielęgniarką? Odpowiedziałam szczerze: Nie! Worek wymienił samodzielnie i jeszcze mnie pocieszał.
Niesamowity zbieg okoliczności…
Kolejny raz spotkaliśmy się po wielu, wielu latach. Pan Jan odwiedził nas w poradni, spojrzał na mnie i mówi: – panią, to ja chyba znam. Chyba po oczach mnie poznał, bo wszyscy mówią, iż są duże i mają charakterystyczny żółto – zielony kolor. Powspominaliśmy sytuację sprzed lat. Cudowny człowiek.
Jaki wtedy miała pani na siebie plan?
Chciałam zdać maturę i pójść na studia, w nosie miałam pielęgniarstwo. Niestety liceum było pięcioletnie i to mi pokrzyżowało plany, bo część koleżanek skończyła szkolę i szła dalej, a część zdawała maturę w czwartek klasie, a ja zostałam do końca… Najśmieszniejsze jest to, iż koleżanki, które czuły powołanie, uciekły z zawodu.
Początki pracy były równie trudne jak praktyki?
Miałam pracować w poradni endoskopowej, poproszono mnie bym na moment poszła do poradni – proktologicznej. Broniłam się, ale bezskutecznie. Poznałam tam Panią Irenę, pielęgniarkę która lada chwila miała iść na emeryturę. Cieszyła się, z dobrych wyników mammografii. Zapytałam czy zrobiła sobie USG? Ale po co? -Wie pani, mammografia to mammografia, a USG jest bardziej dokładne. – Dobra pójdę! Wróciła zapłakana, okazało się, iż ma raka piersi. Zanim odeszła, nauczyła mnie pewnych rzeczy, dzięki temu praca przy stomii jest dużo łatwiejsza.
Na przykład?
Wyłączania głowy, a konkretnie zmysłu węchu. Proszę mi wierzyć to nie jest nic przyjemnego. Dzisiaj chyba choćby z tej umiejętności już nie korzystam i nie wyobrażam sobie innej pracy.
Z perspektywy czasu jak ocenia pani pracę pielęgniarki.
Dla mnie to niesamowita możliwość rozwoju, poznawania ludzi. Praca pielęgniarki stomijnej to nie jest tylko przyklejenie płytki. To rozmowa, dawanie pacjentom poczucia bezpieczeństwa. Przychodzą do mnie z różnymi ranami, nie tylko tymi pooperacyjnymi. Dużo opowiadają, wiem iż mają dzieci, jaki jest maż czy żona, jak mieszkają, itd… Na początku zamykają oczy i mówią – ja tego nie chcę! Nie będę na to patrzeć, nie akceptuje tego. Gdy wracają do mnie po kilku miesiącach, nazywają stomię ,,truskaweczką”, „różyczką”, ,,pieprzykiem”. Wiedzą, iż cokolwiek się wydarzy moje drzwi są otwarte, w każdej chwili są przyjęci, tu jest chirurgia, psychologia, dietetyka, mikrobiologia. To bardzo interesująca praca, nie jest tak, iż wybija piętnasta pięć i zamykam drzwi na klucz i wychodzę. Tylko dzisiaj wyszłam cztery godziny później, a jeszcze rozmawiam z panią…
Mówi pani o rozwoju…
Ja nie jestem pielęgniarką, która stoi i pyta czy coś ma robić, albo słucha się co ma robić. Ciągle podglądam, dopytuję, szkole się, czytam. Cały czas uczę się pokory i jeszcze większej empatii oraz jak mówić o stomii, to bywa trudne. Ubolewam, iż nie można u w Polsce zrobić specjalizacji ze stomii. Denerwuję się, gdy przychodzi do mnie pacjent z ogromną raną wokół stomii, bo pielęgniarka w ośrodku zdrowia powiedziała, żeby położyć opatrunek. Rana wokół stomii to, nie jest ta sama rana jak owrzodzenie na podudziu! Nie wiesz, nie jesteś pewna, odeślij pacjenta do do specjalisty. Jeszcze gorzej gdy przychodzi do mnie pacjent i skarży się: nikt mnie nie uprzedził, obudziłam/łem się ze stomią. Tak nie można!
O stomii można już przeczytać w mediach bardzo dużo, mimo to reakcje społeczne świadczą o braku podstawowej wiedzy.
Polska jest Panią Dulską. Wszystko pod dywanik, kołderkę, najlepiej w obrębie czterech ścian, nikt nic nie może wiedzieć, bo to jest wstyd. Moja mama, kiedy jeszcze żyła, opowiadała, iż alergia u dziecka, albo nie daj boże, choroba immunologiczna to był dopiero wstyd – bielactwo, łuszczyca. Przecież to choroby dziedziczne – o tym nie można było mówić.
Jak jest ze stomią?
Też wstyd, bo to kupa. Mam wśród pacjentów piętnastolatka. Przychodzi do mnie w dniu gdy żar leje się z nieba, a on ma na sobie gruby sweter. Dopasowałam sprzęt i na koniec mówię: słuchaj, jest taki upał, możesz spokojnie jechać w koszulce. – Co pani opowiada? Myślałam, iż się wstydzi… więc kontynuuję: – jak to, co opowiadam. Jest gorąco, nie musisz zakładać swetra. – Muszę, bo moja mama mi zabrania mówić kolegom! Musi ukrywać stomię, bo mama tak mówi, nie ćwiczy też na wu-efie. To ja wtedy do matki: Miła pani naraża pani własnego syna na złe emocje. – Ale ja się wstydzę! Ale, ale… Pani ma tę stomię czy syn? – No, syn… i znów wracam do tego zlęknionego chłopaka: słuchaj! Pójdziesz do szkoły i ubierzesz się tak, jak wszyscy chodzą podczas upału, pokażesz wszystkim co masz. Nie ma się czego wstydzić. On mówi: – dziękuję Pani bardzo! Matka była bardzo zdenerwowana jeszcze próbowała się bronić: pani nie wie gdzie ja mieszkam, ja mieszkam w małej mieścinie!
Jak skończyła się ta historia?
Wrócił do mnie, żeby podziękować. Okazało się, iż po całej akcji nie ma większego zainteresowania jego osobą wśród młodzieży. Każdy wie, iż ma worek stomijny, nikt go nie przezywa, ani nie szykanuje. Wszyscy go traktują na równi sobie. Mam też inny przykład, siedmiolatek z Sulejówka, od dziecka, czyli od siedmiu lat ma urostomię. Przychodzi do mnie mama i mówi, iż nie wiedziała, iż dziecko może nosić worek, bo nikt jej nie powiedział! Dwudziesty pierwszy wiek, gdzie każdy w telefonie ma dostęp do internetu… ręce opadają.
Od razu mu powiedziałam: pamiętaj koledzy i koleżanki muszą wiedzieć, co masz. Lepiej będzie gdy im sam pokażesz i powiesz: słuchajcie, miałem taką i taką chorobę, mam to i to, ale sobie radzę. Wtedy nie będą wymyślać dziwny historii, albo cię przezywać.
Mama i synek poradzili sobie z rozwiązaniem tej sytuacji?
Mama uprzedziła nauczycielkę, młody wyszedł na środek klasy, pokazał worek, opowiedział. A teraz wszyscy się chcą z nim kolegować, bo jest bohaterem. Dla takich szczęśliwych zakończeń historii warto być pielęgniarką.
Może chciałaby pani opowiedzieć najbardziej wzruszającą historię?
Trafiła do mnie kiedyś dziewczyna, wydawało mi się iż ma nienaturalnie duży brzuch. Rozbierając się opowiadała o sobie, iż rodzice zginęli w wypadku i razem z bratem wychowała ich babcia. Patrzę na nią a dookoła stomii nie ma w zasadzie skóry tylko jedną wielką jamę i gdzieś w środku wsadzoną gazę. Natychmiast zadzwoniłam do kolegów na oddział, założyli jej VAC (ang Vaccum Assisted Closure – zamykanie z pomocą próżni – nowoczesna próżniowa terapia leczenia ran – przyp. red.) Mówię, do kolegów: tam jest ,,marchewka” – jaka marchewka? Zobaczcie, przecież to wszystko jej się leje. Okazało, iż miała takie dziury, iż po prostu jedzenie jej wychodziło brzuchem.
Wstrząsające…
Uratowaliśmy dziewczynę! Wyszła z tego szpitala, założyła rodzinę, urodziła dwójkę dzieci. Czasem przychodzi do mnie, pokazuje zdjęcia maluszków, jeden poszedł do żłobka, drugi do przedszkola… A ja pamiętam, iż miała dziesięć, piętnaście procent szans na przeżycie. To są momenty, gdy człowiek musi łzę uronić, szczególnie gdy słyszy: uratowała mi pani życie – dziękuję. Moje koleżanki nie znoszą mnie zastępować, ciągle słyszę – twoi pacjenci są jacyś dziwni, co mnie obchodzi co słychać u nich w domu. A ja mówię: mnie obchodzi, bo to jest bardzo ważne by być wysłuchanym.
Oprócz własnych doświadczeń, spotkała pani kogoś w rodzaju mentora?
Doktora Grzegorza Gila – niesamowitego człowieka, który nauczył mnie jak postępować wobec pacjentów, co robić. On w pewien sposób wymusił, bym ciągle podwyższała poprzeczkę jeżeli chodzi o stomię, naukę itd.
Trudno odciąć się od historii pacjentów po zakończeniu pracy?
Czy można odciąć się od historii pacjentów… Hm, sama jestem po jedenastu operacjach, cierpię na chorobę zrostową, mam pozszywane jelita i poprzepalane. Nie wolno mnie już operować. W każdej chwili mogę mieć wyłonioną stomię. Musiałam nauczyć się z tym żyć, uważać co jeść, itd. Latem miałam dwie trudne sytuacje, istniało zagrożenie wyłonienia stomii. Płakałam i błagałam mojego lekarza, wszystko tylko nie stomia, bo wiem iż utrudniłaby mi pracę, a ja nie mogę zawieść moich pacjentów. Może dlatego rozumiem ich tak dobrze…
Jest coś co przynosi pani ulgę?
Muzyka i poezja. Muzykę podzieloną na strefy emocjonalne od Mozarta do zwykłego Pop-u. Czasami pobudza mnie do życia Mozart, a czasami nie mogę go słuchać i regeneruję się przy latino. Dużo czytam, uwielbiam poezję, bo zawsze można w niej wyczytać coś między wierszami. Ćwiczę jogę, jest bardzo wyciszająca i relaksująca.
Jest coś czegoś pani żałuje?
Żałuję jednej rzeczy, iż nie poszłam na medycynę.
Gdyby Pani mogła jeszcze raz wybrać zawód, byłaby to archeologia?
Tak. [śmiech] Ale jako drugi kierunek, tata zawsze mi powtarzał – archeologia jedzenia ci nie da!
Wiem, iż jest pani wielbicielką „Gwiezdnych Wojen”. Z którym bohaterem najbardziej się Pani utożsamia i dlaczego?
Kocham „Gwiezdne Wojny”, mogę jej oglądać non stop. Uwielbiam Hana Solo, podobnie jak ja miał łatwość w nawiązywaniu kontaktów, był odważny, sprytny i może to nieskromnie zabrzmi w moim kontekście, ale podobnie jak ja miał dobre serce.
Joanna Zakrzewska jest laureatką plebiscytu stomaPERSONA w kategorii Pielęgniarka w roku 2017
Wywiad w ramach projektu fundacji STOMAlife Bratnia Dusza wrzesień 2022