– Jako Polak, cywil, obywatel i medyk wyciągam wnioski z przeszłości i głośno zwracam uwagę na problemy, które mogą pojawić się w razie zagrożenia militarnego, jakie chociażby w niewielkim stopniu ukazała pandemia COVID-19 – apeluje członek NRL Filip Pawliczak.
Nie jestem lekarzem wojskowym. Nie mam dyplomu z zakresu sztuki wojennej i nie powinno mnie jako nieobeznanego zajmować, co by się stało, gdyby pożoga wojenna dotarła do naszego kraju. A jednak jako Polak, cywil, obywatel i medyk wyciągam wnioski z przeszłości i głośno zwracam uwagę na problemy, które mogą pojawić się w razie zagrożenia militarnego, jakie chociażby w niewielkim stopniu ukazała pandemia COVID-19.
Parafrazując słowa Josepha Chamberlaina – żyjemy w coraz ciekawszych czasach, które codziennie dają powody do obaw. I nie jest to niezwykłe bądź dziwne. Przeciwnie, z perspektywy historycznej pewnego rodzaju anomalią jest tak długo trwający czas względnego pokoju. W skrócie: z rywalizacji w miarę równorzędnych państw okresu średniowiecza stopniowo aż do XX wieku wchodziliśmy w okres tarć mocarstw i dużych, strategicznych sojuszy. Gęstwina małych, częstych, lokalnych wojen ustąpiła dużym, rzadszym światowym konfliktom, które miały swoje fazy gorące i zimne, z krótkimi przerywnikami na tzw. wojny zastępcze, często inspirowane przez państwa-hegemony. Statystycznie interwencje zbrojne zdarzają się częściej niż globalne pandemie. Absurdalne wydaje się zatem przeświadczenie, iż nic już nam w tym aspekcie nie grozi. Szczególne przebudzenie społeczeństwa europejskiego przyszło 24 lutego 2022 r. po inwazji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Realnie jednak istotnych i wnikliwie obserwowanych punktów zapalnych jest więcej – Bałkany, Bliski Wschód, obszar zachodniego Pacyfiku. W przestrzeni medialnej wygodnie pomija się to, co się dzieje w Afryce czy Ameryce Południowej – nie jest to bowiem strefa wpływów naszych strategicznych sojuszników… Niemniej tyle o geopolityce.