Self-care to wymysł nowobogackich, nie dla "prawdziwych" ludzi. Ten trend jest lepszy

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Self-care, czyli dbanie o siebie. Nie ma jednej definicji, jednak to pojęcie często sprowadzane jest do powierzchownego dbania o ciało i umysł, do listy zadań do odbębnienia. kilka ma to wspólnego z prawdziwą troską.


No wiesz, self-care. Śpij co najmniej 8 godzin. Na materacu za dwa koła promowanym przez influencerki. Wypijaj minimum 2 litry wody dziennie, najlepiej z dodatkiem kilku kropli cytryny sycylijskiej. O poranku poświęć 10 minut na journaling w swoim dzienniku wdzięczności, przed snem medytuj przy dźwiękach gongów tybetańskich. Do tego regularnie ćwicz, chociażby z Chodakowską. Trzymaj "czystą michę", bo "jesteś tym, co jesz". Codziennie znajduj czas na małe przyjemności, takie tylko dla ciebie. Nie masz czasu? No co ty, wszystko jest kwestią dobrej organizacji.

Zmęczyło mnie samo pisanie tych kilku zdań, a jestem bezdzietną singielką z mnóstwem wolnego czasu. Powiedz, iż ma o siebie "zadbać" matce trojga dzieci na etacie. Wiem, zaraz pojawią się głosy matek czworga, pięciorga, przekonujących, iż wszystko JEST kwestią organizacji. Może dla was.

Self-care, czyli jak wzbudzić w kobietach poczucie winy


Psycholożka i wykładowczyni dr Kelly E. Green, prywatnie samodzielna mama trojga, pisze tak: "Te wszystkie rzeczy są ważne i cenne, ale jednocześnie brzmią jak niekończąca się lista rzeczy do odhaczenia, które tak naprawdę nie oddają tego, co jest kluczowe, by czerpać satysfakcję z życia. Kiedy ktoś tonie przytłoczony codziennymi obowiązkami, cały ten self-care jest dla niego niemalże niewykonalny".

Wszystkie te powyższe sposoby na to, jak o siebie zadbać, często są:


narzędziem opresji, zwłaszcza wobec kobiet, wpędzającym w poczucie winy;

promowane przez firmy, które pod płaszczykiem troski o nas i nasze samopoczucie chcą wciskać nam swoje produkty, np. suplementy, drogie bidony i akcesoria sportowe, diety pudełkowe, karnety na siłownię czy do SPA.


Oczywiście, iż ważne jest, żeby się wysypiać, pić dużo wody, zdrowo się odżywiać, ruszać się dla przyjemności. Ale istotny jest też balans i dostosowanie tych wszystkich rzeczy do zrobienia do własnego życia. Życie zamożnej mężatki, matki jednego dziecka, mieszkającej w dużym mieście z nianią do pomocy wygląda zupełnie inaczej niż samodzielnej matki dwójki dzieci pracującej za najniższą krajową w małym mieście. Chcieć to nie zawsze znaczy móc, niezależnie od tego, ilu internetowych guru zrobi z tego swój slogan reklamowy.

Self-nurturing: na czym polega?


Dr Green proponuje, by ten wyświechtany self-care zastąpić innym pojęciem: self-nurturing od słowa nurture, czyli pielęgnować, dbać, troszczyć się, wspierać. By praktykować self-nurturing, nie potrzebujesz podkreślających pupę legginsów i suplementów z kolagenem. Ani subskrypcji premium na Spotify. Ani trzech godzin dziennie tylko dla siebie. To 4-stopniowa praktyka, nad którą pracujesz cały czas, bo polega ona na zmianie przekonań głęboko zakorzenionych w twojej głowie.

Prawdziwe dbanie o siebie to podążanie ścieżką, którą sama wybierzesz. To świadomość, iż będziesz popełniać błędy i trafiać na ślepe uliczki. Dr Green daje jeszcze jedną cenną radę: bądź dla siebie wyrozumiała i elastyczna. Twoje potrzeby mogą się zmieniać, może się też okazać, iż coś, co dawało ci euforia i satysfakcję, nagle staje się utrapieniem. Nie ma nic złego w zawróceniu i szukaniu innej drogi.

źródło: psychologytoday.com


Idź do oryginalnego materiału