Do tej pory Adaś miał normalne życie – rósł, bawił się z kolegami, chodził do szkoły, cieszył się z wakacji. Nic nie zapowiadało dramatu jaki rozpoczął się pod koniec grudnia zeszłego roku. Wigilie rodzina świętowała w swoim gronie, ale pierwszego dnia świąt chłopiec poczuł się źle, wymiotował. Początkowo bliscy myśleli, iż chłopiec czymś się zatruł, ale do wymiotów gwałtownie doszły silne bóle głowy. Diagnoza przewróciła ich świat do góry nogami.
Pod koniec grudnia ubiegłego roku lekarze postawili diagnozę.
– Niestety ból głowy nie ustępował. Adam bardzo dużo spał, nie chciał pić ani jeść, a kiedy się wybudzał sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz stracić przytomność. Wezwaliśmy pogotowie, które zabrało naszego syna do szpitala. Po podaniu leków wymioty minęły, ale okropny ból głowy nie ustąpił. Wciąż to bardzo nas niepokoiło. Ostatecznie lekarze zdecydowali o wykonaniu tomografii głowy, tak na wszelki wypadek – wspomina mama Adasia. – Od tego badania wszystko się zmieniło. Usłyszeliśmy, iż w głowie syna jest guz, ale iż jest to łagodny oponiak. Zostaliśmy skierowani do Katowic. Tam, po błyskawicznym przyjęciu na oddział, Adasiowi zrobiono badanie rezonansem magnetycznym. Dowiedzieliśmy się wtedy, iż guz powoduje wodogłowie i potrzebna jest natychmiastowa operacja, która zmniejszy ciśnienie w czaszce. I dopiero to pomogło zwalczyć bóle głowy.
Jednak Adam bardzo gwałtownie trafił na stół operacyjny po raz kolejny. Lekarze zdecydowali się na usunięcie guza. Nie udało się pozbyć zmiany w całości. Badania potwierdziły najgorsze – guz to zmiana złośliwa – pineoblastoma IV stopnia.
– Byłam w szoku. Około miesiąca przed świętami synek zaczął przychodzić w nocy do naszego pokoju. Potrafił po 3-4 razy stawać w drzwiach mówiąc „mamo, boję się”. Oczywiście uspokajałam go, tuliłam i spał dalej. Wtedy nie miałam pojęcia o tym, iż podobne problemy mogą być symptomem guza. O tym przeczytałam, dopiero kiedy to wszystko na nas spadło. Na tę chwilę wiemy tylko, iż potrzebne jest błyskawiczne leczenie, które będzie bardzo ciężkie i bardzo długie. Niestety nie wiemy jeszcze, co to konkretnie oznacza i jakie rokowania ma Adam. Wiemy za to, iż będziemy walczyć ze wszystkich sił – dodaje mama Joanna.
Dziś walka o życie Adasia to ściąganie się z czasem. Chłopiec walczy o zakwalifikowanie się do leczenia w klinice w USA.
– jeżeli to się uda, to wyjazd trzeba będzie zorganizować jak najszybciej. Na przeszkodzie stoją gigantyczne pieniądze. Nie mamy jeszcze kosztorysu, ale wiemy, iż terapia może kosztować miliony złotych. Dlatego nie czekamy i już teraz prosimy o pomoc i wsparcie – dodaj bliscy chłopca. – Adaś też jest w tym wszystkim bardzo dzielny, co jest dla nas ogromną motywacją.
W regionie z myślą o wsparciu leczenia Adasia organizowane są akcje i licytacje. Liczy się każda, choćby najmniejsza pomoc. Wy też możecie się do niej przyłączyć TUTAJ.