Rozmowa z podróżnikiem, zdobywcą obu biegunów i motywatorem Jankiem Melą
Czujesz się Jaśkiem, Jankiem czy Janem?
Jeszcze Jaśkiem, mimo iż PESEL wskazuje na coś zupełnie innego. Zdaję sobie sprawę też z tego, iż ludzie mnie zapamiętali jako młodego chłopaka zdobywającego z Markiem Kamińskim oba bieguny, więc czasem zdarza mi się usłyszeć pytanie: „To pan jest już dorosły”? Odpowiadam wówczas: „Tak, mam lat osiemnaście razy dwa”. Ale ja bardzo lubię spotykać się z ludźmi, rozmawiać z nimi i miło mi, jeżeli chcą mnie słuchać.
Częściej spotykasz się z młodzieżą czy dorosłymi?
Moje spotkania mają różny charakter. Zawodowo w trakcie szkoleń dla firm i korporacji słuchają mnie pracownicy i menedżerowie. Mam również prelekcje w domach kultury, bibliotekach, a czasami w szkołach. Dlatego spotkania bywają przeróżne i to jest fajne, bo nie mam nudy.

Janek Mela na Przystanku JP2, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP
Z jakim audytorium najlepiej ci się współpracuje?
Najwdzięczniejszymi słuchaczami są osoby ze środowisk zmarginalizowanych – trudna młodzież, dzieci z młodzieżowych ośrodków wychowawczych i socjoterapeutycznych, osoby w kryzysie bezdomności czy osadzeni w zakładach karnych. Takie spotkania są dla mnie najbardziej wymagające. o ile w zakładzie karnym nie będę autentyczny, jeżeli zacznę ubarwiać swoje opowieści, to słuchacze po prostu wyjdą. Oni są bardzo prawdziwi w odbiorze tego co mówię.
Co mówisz, aby być autentycznym?
Dzielę się swoimi doświadczeniami, opowiadając o swoich kryzysach, o przechodzeniu przez nie i o tym kto mi pomógł. Nie daję gotowej recepty na życie. Staram się dawać wskazówki, przekazywać drobne podpowiedzi czego warto szukać, żeby choć trochę zmienić swoje życie. Mówię bez lukrowania, bez kaznodziejstwa, bo każdy ma swoją historię i odbiera mój przekaz na swój indywidualny sposób. Uważam, iż warto dzielić swoimi doświadczeniami i emocjami, które – jak się potem okazuje – mamy bardzo zbliżone.
Na Przystanku JP2 [12 czerwca] opowiadałeś o swojej trudnej relacji z ojcem. Zapadła cisza, bo młodzież słuchała tego wątku bardzo uważnie.
Myślę, iż temat trudnego rodzicielstwa, a zwłaszcza relacji ojciec – syn pozostało tematem tabu. Cały czas mówmy o stereotypach, w których przez lata dorastaliśmy. Według nich ojcowie mieli zapewnić rodzinom byt i mało kto się zastanawiał co czuli i przeżywali w sytuacjach dla nich kryzysowych, których nie brakowało. Cierpiały na tym rodzinne relacje. Bardzo się cieszę z tego, iż to się zmienia. Dziś otwarcie mówimy nie tylko o męskiej depresji, ale również o męskich emocjach.

Janek Mela na Przystanku JP2, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP
O trudnych pokoleniowych relacjach mówisz nie tylko na spotkaniach z dziećmi, ale również z ojcami. Pomaga ci to, iż sam nim jesteś?
Owszem, a jeżeli mówię o takich relacjach na męskim oddziale zakładu karnego to jest to dla mnie trudne, bo są wśród słuchaczy ojcowie, którzy z różnych powodów nie mają dobrych relacji z dziećmi. Na spotkaniach z młodzieżą zauważam ich reakcję na poruszony przeze mnie temat. Młodzi ludzie nie pokazują na zewnątrz swoich emocji, ale czasem je dostrzegam. Tych ran jest bardzo dużo. Dobrze, iż mogą posłuchać o moim życiu, moich trudnych sytuacjach i o tym jak sobie z nimi radziłem. Mam nadzieję, iż to im pomoże.
Czy młodzi ludzie mówią tobie o swoich problemach?
Zdarza się, iż podchodzą do mnie po spotkaniach, ale częściej piszą wiadomości. Dzielenie się trudnym momentami z ich życia wymaga sporo odwagi. Myślę, iż młodzież chce rozmawiać i oczekuje zrozumienia.
Jak się to zmieniło na przestrzeni lat?
Kiedy zaczynałem spotykać się z młodymi osobami w 2004 roku, ich świat był zupełnie inny. Przede wszystkim pozbawiony mediów społecznościowych. Nie poruszałem też tematu depresji nastolatków, który dziś niestety jest coraz bardziej widoczny. Dziesięć lat temu dostawałem zaproszenia do szkół na spotkania z ciekawym człowiekiem, który mimo niepełnosprawności, zdobył w jednym roku dwa bieguny. Dziś odbieram telefony od nauczycieli, którzy mówią wprost: „Panie Janku, mieliśmy w szkole próbę samobójczą i chcielibyśmy, aby opowiedział pan o życiu z niepełnosprawnościami i o tym jak sobie radzić w trudnych chwilach”. To pokazuje jak duży jest problem depresji młodych osób. Jesteśmy też społeczeństwem bardziej kruchym, wrażliwym i mniej nauczonym konfrontowania się samemu ze swoimi uczuciami i emocjami. Rozmowę w cztery oczy zastąpiły komunikatory. Tam można coś zmienić, poprawić, a zamiast reakcji na żywo wkleić emotikony. Dla naszego pokolenia rozmowa jest rzeczą normalną, ale dla wielu młodych ludzi już nie. Dla nich jest to po prostu zbyt ryzykowne. Boją się oceny, konfrontacji i odpowiedzialności. Wypowiedzianych słów nie można zmienić lub cofnąć, jak na czacie.

Janek Mela na Przystanku JP2, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP
Twoje spotkania są autentyczne, ale też spontaniczne. Czujesz dużą odpowiedzialność za słowa?
Tak, oczywiście. Mówiąc z dystansem o różnych rzeczach, które ja mam przepracowane, mogę powiedzieć coś co innej osobie sprawi przykrość. Zdaję sobie sprawę z tej odpowiedzialności. Mówiąc o rzeczach kontrowersyjnych, wrażliwych staram się nie wtrącać ironii, cynizmu i nie podejmuję ryzyka bycia niezrozumiałym. Mam do siebie duży dystans i potrafię żartować ze swojej niepełnosprawności co nie oznacza, iż inna osoba z niepełnosprawnością również może z siebie żartować.
Ale młodzi nie odbierają cię jako boomera [osobę starszą nie rozumiejącą problemów młodzieży]? Chyba, iż sam się nim czujesz?
Trochę się czuję (śmiech). Konto na Facebooku mam od dawna, ale na Instagramie dopiero od roku i bardzo się zmuszam, żeby tam coś regularnie publikować. Podziwiam młodych ludzi, którzy bezpardonowo nagrywają przeróżne rzeczy i zamieszczają je potem w internetowej sieci. Ja tego nie robię i pod tym względem czuję się boomerem. Na szczęście mam dwie młodsze siostry, spędzam sporo czasu z młodymi osobami, oglądam seriale młodzieżowe, więc kontakt z ich światem mam i dzięki temu lepiej go rozumiem. Mam też nadzieję, iż dzięki temu wielu z nich pomogłem.
Janek Mela na Przystanku JP2, fot. Mikołaj Kuras dla UMWKP
źródło: UMWKP