Recenzja Ashton Irwin – Blood on the drums

rampa.net.pl 1 miesiąc temu

Po prawie czteroletniej przerwie, perkusista 5 Seconds of summer, wydał swój drugi solowy album. Dziś zapraszam do przeczytania recenzji jego najnowszej płyty.

O artyście

Ashton Irwin, to współautor muzyki, tekstów i członek zespołu 5 Seconds of summer. Artysta w 2020 roku postanowił spróbować swoich sił wydając solową płytę „Superbloom”, która moim zdaniem, jest świetna. Rockowa, poruszająca życiowe wzloty i upadki artysty.

Blood on the drums

Krążek „Blood on the drums”, czyli druga płyta tego artysty, według mnie, różni się znacząco od pierwszego wydania. Tutaj bardzo mocno przychodzi mi na myśl macierzysta formacja Ashtona. Na pierwszej płycie nie sposób szukać „radiowych” kawałków, tutaj natomiast jest ich sporo.

Głównie słyszymy tutaj pop-rockowe kompozycje, z naciskiem na pop. Czyli dokładnie to, co charakteryzuje 5SOS.

Płyta ,,5SOS” napisana przez Ashtona Irwina

Ciekawostką może być, iż chyba najbardziej znana płyta tego zespołu „Youngblood”, była w całości napisana i skomponowana właśnie przez perkusistę.

Jednak wracając bezpośrednio do krążka „Blood on the drums”. Drugim utworem jest Breakup, które jest bardziej klimatyczne i bardziej przywodzące na myśl, to czego spodziewałabym się po tym artyście, niż pierwszy w kolejce Straight to your heart – utwór typowo jakby wyciągnięty z kolekcji 5SOS.

Dwuczęściowy album

Album składa się z dwóch części. Pierwsza ujrzała światło dzienne 12 czerwca 2024. „Straight to Your Heart”, utwór został opisany jako hymn alt-popu z lat 80. inspirowany nową falą, a został napisany i wyprodukowany przez Irwina we współpracy z Johnem Feldmannem. Irwin opisał tytuł jako „metaforę tego, ile dałem mojej muzyce”.

W pierwszej części płyty, z małymi wyjątkami, widzę bardzo duże nawiązanie do 5SOS. Jest to dla mnie zasmucające, po naprawdę genialnej debiutanckiej płycie opisującej przeżycia artysty i walce z uzależnieniem. Niestety, ze względu na pandemię, promocja pierwszej płyty, nie mogła się odbyć na szeroką skalę, przez co tamten album obył się bez echa.

Dobra, ale nie świetna…

Żeby też nie siać ogniem, nie mam na myśli, iż to wydanie jest złe. Jest bardzo dobre, ale po debiucie spodziewałam się, iż zostanie w klimacie bardziej buntowniczym, rockowym.

Druga część płyty chyba delikatnie odchodzi od rytmów znanego już zespołu. Jest bardziej „romantyczna” i znajdziemy na przykład utwór „Marry you”, który jest dla mnie zaskakujący, ponieważ nie jest to w ogóle rock, a skoczny pop, który zachęca do tańca.

Na koniec, muszę się chyba zrehabilitować i wytłumaczyć z mojego wcześniejszego niezadowolenia. Ta płyta jest bardzo dobra. Przypomina pop-rock z lat 80’. Przypomina też chwilami bardzo mocno zespół 5SOS i to mi nie podpasowało, bo liczyłam na kontynuację tworzenia czegoś całkowicie swojego.

Na pewno ta płyta będzie doskonała dla miłośników new wave lat 80’. Natomiast, chcę zaznaczyć, iż jest to bardzo dobra płyta, ale bardziej dla fanów 5 Seconds of summer, niż miłośników debiutanckiej płyty Ashtona Irwina.

Opracowanie wpisu: Karolina Szylar

Idź do oryginalnego materiału