Ratowniczka medyczna o edukacji zdrowotnej w Polsce: Skupmy się na prawdziwym problemie [OPINIA]

zdrowie.interia.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Wprowadzenie do szkół nowego przedmiotu, jakim jest edukacja zdrowotna, wywołało olbrzymi bunt nie tylko wśród polityków, ale także rodziców. Domagają się, by edukacja zdrowotna nie trafiła w ramy programowe lub przynajmniej była nieobowiązkowa. Dlaczego? Wszystko przez założenie, iż nowy przedmiot ma celu propagować LGBT czy różnorodność płci. A ja pytam z punktu widzenia zarówno medyka, jak i rodzica: czy my nie mamy innych problemów w społeczeństwie? Zwłaszcza tym dorastającym?


Nie chcemy edukacji zdrowotnej w szkołach, chociaż jej potrzebujemy


I to jest największy problem całej sprawy związanej z wprowadzeniem nowego przedmiotu do szkół. Edukacja zdrowotna ma być przedmiotem wprowadzonym od 4. klasy szkoły podstawowej i obowiązywać w podstawie programowej aż do końca szkoły ponadpodstawowej.
Rodzice - ci, którzy są przeciwni - zajmują wspólne stanowisko: nie chcemy mieszania w głowach naszych dzieci. Nie chcemy uczenia o tym, iż są różne płcie. Nie chcemy uczenia o tym, iż małżeństwo to coś więcej, niż kobieta i mężczyzna.


I niestety niektórzy właśnie na tym się skupiają. Na problemie, jaki ma stanowić edukacja na temat osób homoseksualnych czy transseksualnych. Na problemie, iż jak stosunek seksualny, to tylko w małżeństwie zawartym między kobietą a mężczyzną. Reklama
Tylko dlaczego nikt nie bierze pod uwagę, iż młodzi Polacy mają większe problemy zdrowotne, niż tylko seks i "zagrożenia" płynące z LGBT?
Ponad 30 proc. polskich dzieci choruje na nadwagę lub otyłość i w Europie notujemy największy wzrost, jeżeli chodzi o rosnące BMI młodych ludzi.
Z roku na rok wzrasta liczba pacjentów pediatrycznych z postawioną diagnozą: cukrzyca.
Polskie dzieci wciąż na dobry początek dnia jedzą słodzone płatki śniadaniowe z mlekiem, a na szkolnych korytarzach w trakcie przerwy zajadają batoniki i czipsy.
W 2023 roku liczba prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży wyniosła 2139. Niektóre z nich były skuteczne.


Dzieci nie wiedzą, jak zdrowo żyć. A powinny


Polska młodzież wciąż nie ma dostępu do obowiązkowych i regularnych szkoleń z zakresu udzielania pierwszej pomocy, co oznacza, iż młode pokolenie nie wie, jak uciskać klatkę piersiową u osoby, której serce się zatrzymało. A do takich sytuacji dochodzi średnio 700 tys. razy w roku w Polsce.
Nie wie, jak postępować z osobą, u której doszło do napadu padaczki, złamania ręki czy urazu głowy - a tych mamy ponad 70 tys. rocznie.
Polska młodzież wciąż nie wie, jak ważne jest zdrowe odżywianie, regularna aktywność fizyczna. Wciąż jest zbyt niska świadomość tego, iż konsekwencje zdrowotne nawyków wypracowanych od najmłodszych lat, najpewniej odczują w swoim dorosłym życiu, czyli właśnie wtedy, kiedy będą chcieli czerpać z niego jak najwięcej.
Polskie nastolatki niestety - wciąż nie wiedzą, jak prowadzić samobadanie piersi i dlaczego ważne jest regularne badanie ginekologiczne w kierunku chorób nowotworowych.
Pomysł wprowadzenia edukacji zdrowotnej jest dobry i potrzebny, ale edukacja ta powinna koncentrować się na najważniejszych aspektach zdrowotnych, a nie ideologiach. Tym bardziej spieranie się o zagadnienia związane z edukacją seksualną w kontekście LGBT czy małżeństw jednopłciowych, powinno zejść na dalszy plan. Bo w samej edukacji seksualnej wciąż polska młodzież ma jeszcze wiele lekcji do odrobienia, ale jest to przede wszystkim wiedza związana z antykoncepcją czy profilaktyką chorób przenoszonych drogą płciową.


Realne problemy zdrowotne polskiej młodzieży


Polskie dzieci zmagają się z nadwagą, otyłością, bólami stawów, brakiem akceptacji, samotnością (!). Są bombardowane miliardem informacji i obrazów płynących z mediów społecznościowych, ale wciąż wielu z nich nie wie, jak sobie z tym poradzić. Jak zadbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne.
Nastolatkowie nie wiedzą, gdzie szukać pomocy, kiedy czują się źle. Nie wiedzą ile mogliby zyskać - odkładając telefony i komputery. Nie wiedzą, iż poprawiłby się ich sen, ich relacje z rówieśnikami i ogólne samopoczucie i nie wiedzą tylko dlatego, iż wciąż w polskich szkołach za mało mówi się o prawdziwym zdrowiu i trosce o nie.


Stoją z telefonami i nagrywają wypadek. Nie chcą czy nie potrafią pomóc?


Pracując jako ratowniczka medyczna, widziałam nastolatków, którzy będąc świadkami wypadku, stali z wyciągniętymi telefonami i nagrywali całe zdarzenie ale rzadko widziałam nastolatków, którzy towarzyszyli poszkodowanemu w oczekiwaniu na przyjazd służb ratunkowych.
Czemu? Bo im się nie chciało? Bo panuje znieczulica wśród młodych? A może właśnie dlatego, iż się boją i nie wiedzą, jak udzielić pomocy, bo między zajęciami z matematyki, biologii i historii, nie znalazła się ani jedna godzina lekcyjna na to, by pokazać dorastającemu społeczeństwu, jak uratować czyjeś życie.
Czy nie na tym powinna się skupiać edukacja zdrowotna? Właśnie w szczególności na tym.


Dużo szumu, zero konkretów


Póki co mamy dużo szumu, powolne wycofywanie się ministrów z haseł, iż edukacja zdrowotna ma być obowiązkowa. Wycofują się pod naciskiem rodziców i środowisk prawicowych. O ile ci drudzy mogą mieć w tym swój cel, o tyle ci pierwsi i najważniejsi - rodzice - są przeciwni ze strachu. Bo ktoś powiedział, iż edukacja zdrowotna namiesza w głowach ich dorastających dzieci. Bo przez to staną się lesbijką albo osobą bez płci.
Nikt nie przedstawił szczegółowego programu nauczania, nikt nie powiedział ile godzin obejmie edukacja seksualna w całym przedmiocie. Ale niektórzy i tak są NA NIE.
A póki co program nauczania zakłada, iż w trakcie lekcji dzieci w końcu będą mogły porozmawiać o problemach psychicznych. O tym, iż depresja to choroba, a nie konieczność wzięcia się w garść. Program zakłada, iż dzieci dowiedzą się jakie problemy onkologiczne i kardiologiczne niesie ze sobą nieprawidłowa dieta i brak ruchu. Założono, iż w ramach edukacji zdrowotnej dzieci zwiększą swoją świadomość na temat prawidłowego odżywiania i dowiedzą się, dlaczego picie alkoholu nigdy nie przynosi niczego dobrego dla organizmu.
W ramach projektu założono, iż zostanie wykwalifikowana nowa kadra pedagogiczna. Właśnie po to, by jak najrzetelniej uczyć młode pokolenie o zdrowiu.
Rodzice, którzy nie są świadomi realnych zagrożeń, najgłośniej krzyczą, iż "wszystkiego dzieci nauczymy sami i to w taki sposób, w jaki to my - rodzice - tego chcemy". I jakoś trudno mi uwierzyć w to, iż niektórzy rodzice sami nauczą swoje dzieci zdrowego odżywiania. Bo gdyby tak było, to liczba dzieci z otyłością zmniejszałaby się, a nie wzrastała z roku na rok. Bo byłoby wtedy więcej dzieci na boiskach i placach zabaw, które z roku na rok świecą coraz większymi pustkami. Bo śniadaniówki dzieci zawierałyby więcej warzyw i owoców, a nie "szybkich przekąsek".
Aż w końcu - gdyby tak było, to po przyjeździe na miejsce zdarzenia służb ratunkowych częściej padałoby hasło: "nieźle się spisałeś, dziękuję za pomoc" zamiast "schowaj ten telefon".
Idź do oryginalnego materiału