Co należałoby zrobić, aby wyszczepialność była większa – czy dzieci, które nie mają wykonanych szczepień obowiązkowych, powinny móc uczęszczać do publicznych przedszkoli?
87 344 niezaszczepionych dzieci
W 2003 r. zanotowano 3077 odmów przyjęcia obowiązkowej szczepionki, a w 2023 r. już w przypadku 87 344 dzieci rodzice nie wyrazili zgody na iniekcję. To 115 niepełnoletnich na 10 tys. Mniejsza liczba szczepień przeciwko chorobom zakaźnym powoduje, iż coraz więcej jest zachorowań – między innymi na odrę.
Jak rozwiązać kłopot z niezaszczepionymi?
Co zatem należałoby zrobić, aby wyszczepialność była większa?
– Nie ma prostego rozwiązania – stwierdził Łukasz Balwicki, konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego.
– Zmniejsza się zaufanie do autorytetów, także tych medycznych. W związku z tym popularne stają się przekazy niemerytoryczne, często z internetu. Niestety, wiele osób polega na nich bardziej niż na tym, co przekażą położne, lekarze i pielęgniarki – przyznał Balwicki, sugerując, iż jakieś prawne rozwiązania powinny być wprowadzone, by niesprawdzone naukowo treści nie pojawiały się w sieci.
– Potrzebna jest też edukacja, w szczególności tych osób, które mają wątpliwości. To powinny być działania ciągłe, a nie podejmowane tylko wtedy, gdy jakaś sprawa staje się medialna – podkreślił ekspert.
Mówił też o podstawowej opiece zdrowotnej.
– W tej chwili można wyrejestrować dziecko od lekarza rodzinnego i nie ma obowiązku zarejestrowania go u innego. Wtedy nie ma nadzoru szczepieniami – zwrócił uwagę.
Edukować i wspierać, ale...
Balwicki stwierdził, iż jest za tym, by przede wszystkim edukować i wspierać, a jeżeli ktoś nie respektuje zasad zdrowotnych, powinien ponosić konsekwencje.
Jakie?
Czy dzieci, które nie mają wykonanych szczepień obowiązkowych, powinny móc uczęszczać do publicznych żłobków, przedszkoli i szkół?
– Rodzice, którzy świadomie nie decydują się na szczepienia obowiązkowe dziecka, mimo braku przeciwwskazań, powinni ponosić jakieś konsekwencje – ocenił ekspert, wstrzymując się od rozstrzygnięcia, jakie.
Czy takie ograniczenie nie byłoby naruszaniem konstytucyjnego prawa do równego dostępu do nauki i wolności?
– Ta wolność zagraża innym. Co innego jest, gdy sam narażam się na ryzyko zdrowotne i tylko ja ponoszę konsekwencje, a co innego, gdy ryzyko nieszczepienia przenosi się na populację. Niezaszczepione dzieci mogą zakażać inne, które nie mogą być zaszczepione z powodów obiektywnych – podkreślił.
Przyznał też, iż dodatkowo ponosimy jako społeczeństwo koszty leczenia.
– To są twarde, które uprawniają do tego, by wyciągać jakieś konsekwencje. Niestety, brakuje determinacji, by przyjąć konkretne regulacje. Są pomysły, ich autorzy trafiają na opór i wycofują się z nich – zauważył.
Czy Balwicki jako konsultant krajowy będzie nalegał, by to zmienić?
– Nie widzę powodu, by nie doprowadzać do dobrych zmian prawnych, nie wycofywać się przy pierwszych protestach, które są czymś oczywistym. Kiedy są zasadne, trzeba je uwzględniać, ale jeżeli nie i cel, jaki chcemy osiągnąć, przeważa nad niewielkim ryzykiem, to powinniśmy kończyć nasze zamiary działaniami.