Od początku roku do końca lipca w Polsce na krztusiec zachorowało ponad 8,5 tysiąca osób – rok wcześniej w analogicznym okresie niespełna 500. Zwiększa się także liczba zachorowań na odrę. Problemem jest to, iż nie chcemy się szczepić, brakuje edukacji i konieczne jest także uproszczenie systemu szczepień w Polsce. Mówi o tym prof. Jacek Wysocki, ordynator Oddziału Obserwacyjno-Zakaźnego Wielkopolskiego Centrum Pediatrii, przewodniczący zarządu Polskiego Towarzystwa Wakcynologii i ekspert kampanii „Szczepienie otula”.
prof. Jacek Wysocki
W Polsce wykryto ponad 200 zachorowań na odrę. W czołówce są województwo mazowieckie [ponad 100 przypadków – red.], województwo dolnośląskie [ponad 70 przypadków – red.] oraz Wielkopolska z 13 przypadkami na terenie aglomeracji poznańskiej. Czy jest się czego obawiać?
Jeszcze 15–20 lat temu uważano, iż odra zniknie – wówczas szczepienia okazały się niezwykle skuteczne. Dwie dawki całkowicie zabezpieczają szczepiącego się. WHO wtedy informowało, iż zmierzamy do eradykacji odry. Niestety, potem te szczepienia się załamały. Bardzo negatywną role odegrały publikacje o rzekomym związku preparatu z występującym u dzieci autyzmem. Poświęcono bardzo dużo czasu i pieniędzy, by zdementować te rewelacje, które były fałszerstwami, jednak zostały bardzo mocno nagłośnione i oczywiście trafiły do internetu, przez co fałszywe informacje sprzed 15 lat są przez cały czas dostępne. By je zdementować, przeprowadzono wiele badań naukowych na milionach dzieci, które jednoznacznie wykluczyły związek szczepień przeciwko odrze z występowaniem autyzmu, jako przyczynę wskazując podłoże genetyczne. Jednak tak właśnie powstała grupa ludzi niezaszczepionych.
Przez to pojawiają się obawy o to, czy zdołamy utrzymać pułap zaszczepienia, powyżej którego ta choroba się nie rozprzestrzenia?
Odra to choroba bardzo zakaźna – jedna osoba może zarazić choćby 15 innych. Dlatego tutaj ten pułap wynosi 95 procent – jeżeli schodzimy poniżej tego, to odra się pojawia i mamy dokładnie to, co się teraz w Polsce dzieje. Jeszcze tych zachorowań nie jest dramatycznie dużo. UNICEF jakiś czas temu w artykule poinformował, iż Polska straciła odporność populacyjną przeciwko odrze. Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego to prostuje. Patrząc globalnie na całą populację dzieci – nie zeszliśmy poniżej 95 proc., natomiast są województwa, w których ten pułap wynosi 84 proc. – czyli są tereny bardziej i mniej zagrożone powrotem odry. Mechanizm jest prosty: o ile osoba z odrą spotka się z niezaszczepionymi, to powstają wtórne przypadki i one zarażają kolejnych niezaszczepionych. I taką sytuację w tej chwili mamy.
Warto pamiętać, iż odra jest nie tylko bardzo zakaźna, ale także bardzo niebezpieczna, zwłaszcza dla najmłodszych.
U dzieci możemy się bać zapalenia płuc, zapalenia podgłośniowego krtani, mogą wystąpić neuroinfekcje, zapalenia mózgu. pozostało jedna choroba, która zniknęła, ale może wrócić. To podostre stwardniające zapalenie mózgu. Schorzenie to dotykało osoby, które jako niemowlęta lub bardzo małe dzieci chorowały na odrę i po kilku latach od przebycia choroby zaczynały się gorzej czuć, przestawały chodzić i powikłania były tak duże, iż prowadziły do śmierci. Nasi młodzi lekarze podostrego stwardniającego zapalenia mózgu nie znają, nie widzieli, ja pamiętam i opiekowałem się takimi pacjentami. Teraz, gdy patrzymy na statystyki, bardzo się boimy, iż ta choroba wróci, bo choćby niemowlęta chorują już na odrę. Musimy poprawić stan wyszczepialności. Byliśmy bliscy pozbycia się tej choroby, ale na razie niestety to nie nastąpi.
Odra jest problemem powracającym na skutek słabego poziomu szczepienia. To wina ruchów antyszczepionkowych?
Dzieci antyszczepionkowców od urodzenia nie dostały żadnego szczepienia. Na szczęście w Polsce ludzi z takimi przekonaniami nie jest tak wiele – szacuje się, iż około 2 proc. Są jednak jeszcze także tacy, którzy punktowo się nie szczepią, czyli odmawiają przyjęcia lub podania dziecku preparatu przez siebie wskazanego, i tutaj odra często się pojawia. Warto jeszcze zwrócić uwagę na to, iż te ruchy antyszczepionkowe są głośne, ale one nam zaburzają nie tylko szczepienia. O tym trzeba głośno mówić: to są ruchy, które kontestują zdobycze medycyny i dla mnie jest to coś niepojętego. Proszę sobie wyobrazić, iż jako konsultant wojewódzki mam takie sygnały, iż rodzi się noworodek w jakimś szpitalu, wówczas personel medyczny mówi rodzicom: „Ukłujemy to dziecko w piętę, pobierzemy kroplę krwi i sprawdzimy 35 wrodzonych ciężkich chorób metabolicznych, za kilka dni będzie wynik”. Wykrycie takich chorób u noworodka daje mu szanse na przeżycie albo pozwala mu zagwarantować prawidłowy rozwój. Proszę sobie wyobrazić, iż mamy grupę rodziców w szpitalach, którzy mówią: „Ja na to ukłucie w piętę nie wyrażam zgody”. Nie rozumiem tego. Od onkologów słyszę, iż są ludzie, którzy po wykryciu nowotworu nie podejmują leczenia onkologicznego, mówiąc lekarzom, iż dla przykładu mają znajomą, która leczy ziołami. Jak taka osoba wróci po sześciu miesiącach, to będzie taki rozsiew nowotworowy, iż niestety zostanie już tylko leczenie paliatywne. Dlaczego o tym mówię? Mam takie wrażenie, refleksję – medycyna zrobiła taki skok do przodu, iż ludzie nie mogą za tym nadążyć, nie chcą z tego korzystać. 50 lat temu mężczyźni żyli średnio 58 lat, a dzisiaj żyją 75, kobiety średnio 82 lata i skądś to się wzięło – to jest postęp medycyny, z którego trzeba korzystać i szczepienia są tylko jednym z jego elementów.
Żyjemy dłużej, czy to dlatego zachęcamy teraz do szczepień seniorów?
Okazuje się, iż ludzie, którzy tak długo żyją, tracą odporność. Wiek nadwyręża układ odpornościowy. Spójrzmy na grypę – liczba powikłań i zgonów rośnie po 50. roku życia. To jest faktycznie nowy kierunek wakcynologii: szczepienie osób dorosłych, zwłaszcza starszych. jeżeli senior ma żyć długo i w zdrowiu, trzeba go szczepić.
Takim przykładem są w tej chwili szczepienia seniorów przeciwko pneumokokom, o których tak dużo się mówi.
Patrzyliśmy na statystyki zachorowań i śmierci – była litera U, to jest wysokie wartości u niemowląt i następnie po 50. roku życia krzywa zaczynała rosnąć. Dzieci szczepiliśmy i teraz jest tak, iż wskaźniki zapadalności są wysokie u osób starszych: niemowlęta chronimy, a seniorzy się nie szczepią, wiec chorują.
Problemem jest brak edukacji na temat szczepień? Tak jest dla przykładu z krztuścem – to szczepienie należy powtarzać – nie wszyscy o tym wiedzą.
Szczepionka przeciwko krztuścowi daje odporność na 5, maksymalnie 10 lat. To są takie preparaty – my nie jesteśmy z nich zadowoleni, ale czy kiedykolwiek się uda te szczepionki poprawić? Zawsze daję studentom taki przykład: jeżeli podczas pracy nad szczepionką zastanawiamy się, czy ona da odporność na zawsze, to trzeba sobie zadać pytanie, czy po naturalnym przechorowaniu jest odporność na całe życie. Nie. W krztuścu nie ma. Dlatego trzeba doszczepiać. W kalendarzu szczepień mamy to ustawione do 19. roku życia. Krztusiec jest w tej chwili w Polsce jedną z najszybciej rozprzestrzeniających się chorób zakaźnych w populacji.
W kraju do końca lipca zarejestrowano ponad 8,5 tysiąca chorych na krztusiec. Rok wcześniej w analogicznym czasie 480 zachorowań. Z czego to wynika?
Jest właśnie ta odporność przemijająca. Grupą, o którą się najbardziej boimy, są mali pacjenci – mam takie dziecko na oddziale. 14-dniowy noworodek, którego zaraziła mama. Dziecko się dusi, wpada w bezdechy, potrafi tak kaszleć, iż traci oddech. To jest bardzo niebezpieczne, może prowadzić do śmierci. Te dzieci rodzą się niechronione przed krztuścem. Ktoś powie: „Szczepicie przeciwko krztuścowi”. Wyjaśniam: pierwszą dawkę szczepionki możemy podać po sześciu tygodniach życia, drugą dawkę po kolejnych dwóch miesiącach i trzecią dawkę po kolejnych dwóch. Dziecko odporność osiąga w szóstym miesiącu życia – wcześniej nie jest chronione.
Dlatego tak ważna jest odporność populacyjna, o której tyle zawsze się mówi w kontekście szczepień?
Nie wymyślimy na tę chwilę szczepionki przeciwko krztuścowi szybszej dla noworodków, ale mamy co innego – możemy zaszczepić mamę w ciąży. To się robi, to jest w kalendarzu szczepień od 27. do 36. tygodnia ciąży, wówczas zaczynają się intensywnie produkować przeciwciała, które przechodzą do płodu i dziecko, rodząc się, będzie je miało. Podobnie jest z RSV. To jest jeden z nowych kierunków medycyny – tam, gdzie nie damy rady zabezpieczyć dziecka, możemy zabezpieczyć mamę, która przekaże przeciwciała swojemu dziecku.
Jest tyle możliwości, dlaczego więc ludzie się nie szczepią?
Po pierwsze – słaba edukacja. Trzeba byłoby tę wiedzę budować. Chociażby w szkole wprowadzić zajęcia dotyczące szeroko pojętej profilaktyki – to jest w innych krajach, u nas tego nie ma. To mogą być cykle paru godzin w każdej klasie. To byłoby potrzebne. Bardzo tego brakuje – chociażby w szerzeniu świadomości o programie szczepień przeciwko HPV. Doprowadziliśmy do tego, iż ta szczepionka jest optymalna i bezpłatna, a Wielkopolska ma nieco ponad 20 proc. wyszczepienia, choć powinniśmy mieć 80. To jest szczepionka, która chroni przed nowotworem! Byłem kiedyś ze studentami w jednym z hospicjów. Na naszych oczach żegnała się ze swoją rodziną 37-letnia kobieta z powikłaniami raka szyjki macicy. Przy łóżku siedział mąż z dwójką dzieci, a ona umierała… Ministerstwo Zdrowia w tej chwili zastanawia się, co zrobić, żeby znaleźć rozwiązanie, które pozwoli lepiej promować szczepienia przeciwko HPV, co zrobić, by ten poziom zaszczepienia poprawić.
Wyniki ze świata są jednoznaczne.
Australia wprowadziła system szczepień przeciwko HPV znacznie wcześniej: teraz publikuje artykuły i opracowania naukowe, z których wynika, iż w rocznikach objętych szczepieniami nie mają ani jednego przypadku raka szyjki macicy i nowotworów pokrewnych! Czyli za chwilę u nich ten problem zniknie, a do Polski będą przyjeżdżali koledzy z Europy Zachodniej i świata, żeby zobaczyć, jak wygląda rak szyjki macicy.
Oprócz wspomnianej edukacji coś pozostało do zrobienia, by uświadamiać społeczeństwo o tym, jak ważne są szczepienia?
Muszą być proste systemy organizacyjne: pacjent nie może szukać tego szczepienia. Na przykład to, co w Polsce ciągle funkcjonuje – pacjent musi iść do lekarza, poprosić o receptę, w aptece ją zrealizować i z preparatem wrócić do poradni, żeby go zaszczepili. To powinno wyglądać inaczej – pacjent idzie do lekarza rodzinnego i odbywa się tam szczepienie. Tutaj widzimy pewne pole dla aptek i to one mogą pomóc. Jestem w kontakcie z Naczelną Radą Aptekarską i dyskutujemy na temat szczepienia w aptekach. To może się sprawdzić. Zwłaszcza iż jesienią w przychodniach jest tłum chorych. Grypa, COVID-19, pneumokoki – te szczepienia mogłyby odbywać się w aptekach.
Resumując – trzeba uprościć system szczepienia dla pacjenta, żeby to było proste i możliwe do zrobienia w każdej chwili oraz edukować i docierać do ludzi w każdy możliwy sposób.
Rozmawiała Maria Kaczorowska.