Wczoraj, niecałą godzinę od napisaniu ostatniego posta, moja pompa insulinowa postanowiła umrzeć. Jej dziewięcioletnia służba dobiegła końca. Całe szczęście mam swoje peny, gdzieś zakurzone, bo nieużywane od dobrych kilku lat. Problemem okazało się to, iż nie miałem insuliny długodziałającej. Jak na złość, była siedemnasta i przychodnia w moim rodzinnym mieście nie mogła pomóc, a w aptece pod moim krakowskim mieszkaniem też załamano ręce, bo nigdy tej konkretnej insuliny u nich nie kupowałem. W moim internetowym koncie medycznym nie było żadnej wzmianki o tym, żebym kiedykolwiek jej używał, co wydawało mi się dziwne, bo nie raz ją brałem na wszelki wypadek, mimo iż prawie nigdy nie była mi potrzebna. Musiałem pośpiesznym krokiem udać się do szpitala, gdzie wydano mi receptę ze stuprocentową odpłatnością za lek, którego potrzebowałem tylko na noc, zanim następnego dnia dostałbym fachową pomoc. Byłem zabiegany, spocony, zmęczony i wkurzony na to jak przebiegł ten dzień. Dzisiaj cały kryzys jest już zażegnany, ale co się najadłem nerwów to moje. Cukry się już unormowały, ale jeszcze do południa skakały jak szalone.