Polacy uwielbiają te ryby. Nie wiedzą, jak bardzo mogą sobie zaszkodzić. Ekspert ostrzega

zdrowie.wprost.pl 3 miesięcy temu
Zdjęcie: Smażona ryba Źródło: Shutterstock / eredniankina


Ryby uchodzą za jedne z najzdrowszych produktów spożywczych. Nie wszystkie wywierają jednak pozytywny wpływ na organizm. Co więcej, niektóre gatunki bardziej szkodzą niż pomagają. Dietetyk wyjaśnia, jakich ryb lepiej nie jeść.


Ryby są uznawane za istotny element zdrowej, dobrze zbilansowanej diety. Dostarczają organizmowi cennych wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, które poprawiają pracę układu nerwowego. Wzmacniają koncentrację i usprawniając funkcjonowanie poznawcze. Odgrywają istotną rolę w zapobieganiu demencji oraz różnym zaburzeniom neurologicznym. Wpływają też pozytywnie na stan kości oraz układ sercowo-naczyniowy. Poza tym obniżają ciśnienie tętnicze krwi i zwiększają poziom „dobrego cholesterolu”.


Warto jednak podkreślić, iż ryba rybie nierówna. Spora część z produktów dostępnych na współczesnym rynku nie działa zbyt dobrze na organizm. Co więcej, ich spożycie stwarza zagrożenie dla zdrowia, zwłaszcza dla pewnych grup osób. Wspomina o tym w jednym ze swoich wpisów na blogu ekspertka Aleksandra Pichur. Specjalistka jest dietetykiem klinicznym i psychodietetykiem. Na co dzień nie tylko dzieli się wiedzą na temat zdrowego odżywiania, ale też wykorzystuje ją w praktyce. Niesie pomoc pacjentom z problemem nadwagi, otyłości, cukrzycy oraz osobom z chorobami tarczycy i jelit.


Dietetyk wskazuje najgorsze ryby. Omijaj je szerokim łukiem


W trakcie całego cyklu życia ryby kumulują różnego rodzaju zanieczyszczenia pobierane wraz z pokarmem. Te substancje zagrażają zdrowiu człowieka i są zaliczane do czynników, które mogą zwiększać ryzyko rozwoju nowotworów. Chodzi między innymi o metale ciężkie (kadm, ołów itp.), dioksyny oraz polichlorowane bifenyle. Skąd jednak wiadomo, w których rybach jest najwięcej toksycznych związków?


Na obecność zanieczyszczeń w danej rybie ma wpływ przede wszystkim stan wód, w jakich pływa oraz jej wielkość i wiek. Duże ryby drapieżne żyją przez wiele lat, zjadając w tym czasie mniejsze osobniki. Mają przez to więcej czasu i miejsca na skumulowanie konkretnych ilości zanieczyszczeń w swoich organizmach. Do tych gatunków zalicza się miecznik, rekin, tuńczyk, szczupak i węgorz – wskazuje Aleksandra Pichur.


Duże ilości zanieczyszczeń kumulują w sobie również ryby pochodzące z Morza Bałtyckiego. Dzieje się tak, dlatego iż jest ono dość płytkie. Obieg wód przebiega dość wolno i w niewielkim zakresie. W związku z tym zanieczyszczenia docierające do Bałtyku pozostają w nim przez bardzo długi czas, stwarzając zagrożenie dla jego mieszkańców, a pośrednio również ludzi. W Morzu wykryto obecność metali ciężkich oraz różnych niebezpiecznych chemikaliów. Co więcej, ich poziom niepokojąco wzrasta.


Najwyższe ilości niepożądanych substancji obserwuje się w łososiu. Również śledź bałtycki może być źródłem zanieczyszczeń, jednak jest mniejszą rybą, stąd niższe ryzyko ich wystąpienia. Dobra wiadomość jest taka, iż łosoś bałtycki nie jest powszechnie dostępny w sprzedaży, większość stanowią łososie atlantyckie – zauważa ekspertka.


Na „czarnej liście” stworzonej przez dietetyczkę znajdują się również ryby, które w Polsce cieszą się dużą popularnością. Chodzi o pangę i tilapię. Zawierają one sporo przywołanych wcześniej zanieczyszczeń. zwykle pochodzą bowiem z hodowli azjatyckich, gdzie panują niezbyt dobre warunki. Występuje duże zagęszczenie ryb na małej powierzchni. Brakuje też świeżej wody.


Ryby ze sklepu – czy to dobry wybór?


W sklepach i supermarketach można znaleźć głównie ryby mrożone pokryte grubą warstwą lodu i glazury. Oferta obejmuje również produkty wędzone i solone. Nie brakuje też przetworzonych ryb w formie paluszków lub kotlecików. Czy tego typu produkty warto wkładać do zakupowego koszyka? Niekoniecznie. Zawierają one bowiem zwykle dodatek soli i innych niepotrzebnych substancji, których nadmiar wywiera negatywny wpływ na zdrowie. Aleksandra Pichur radzi, by ograniczyć ich spożycie do maksymalnie 100 gramów tygodniowo.


Ryby – jeść czy nie jeść?


Spożycie ryb niesie za sobą pewne zagrożenia, ale niesie też za sobą sporo korzyści. Dlatego nie należy z nich całkowicie rezygnować. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by sięgać po nie raz lub dwa razy w tygodniu. Jak zauważa Aleksandra Pichur zanieczyszczenia obecne w rybach mogą okazać się szczególnie niebezpieczne dla przyszłych mam, kobiet karmiących piersią oraz małych dzieci. Te grupy nie powinny spożywać takich gatunków ryb jak na przykład: miecznik, makrela królewska, tuńczyk, węgorz, płytecznik, wędzony łosoś i śledź bałtycki, szprotki wędzone, szczupak, panga, tilapia i gardłosz atlantycki.


Ryby dopuszczalne w ograniczonych ilościach (1 porcja tygodniowo) to karp, halibut, marlin, okoń, żabnica, makrela hiszpańska i śledź – przypomina ekspertka.


Do bezpiecznych gatunków ryb zalicza się natomiast łososia norweskiego, szprota, sardynki, suma, pstrąga hodowlanego, flądrę, dorsza, morszczuka oraz makrelę atlantycką.
Idź do oryginalnego materiału