Po raz drugi zmienia płeć i zarzuca świdnickiemu sądowi opieszałość

swidnica24.pl 1 dzień temu

To postępowanie i przewlekłość rujnuje mi życie – skarży się pani Magda, która w świetle prawa jest mężczyzną. Zmiany dokonała blisko 20 lat temu, a dziś mówi o tragicznej pomyłce. W Sądzie Okręgowym w Świdnicy trwa proces o ponowne ustalenie płci. – Sprawa jest bardzo trudna i delikatna, konieczne było powołanie biegłych – tłumaczy rzeczniczka SO sędzia Agnieszka Połyniak.


Jestem Magda, ocalona z koszmaru tranzycji. Jestem normalną, biologiczną, zdrową kobietą, która jako jedna z setek tysięcy w okresie nieprzyjemnych i poniżających doświadczeń znienawidziła kobiecość i uległa błędnemu przekonaniu, iż ma jakąś wrodzoną niezgodność z prawdziwą płcią – opisuje, mając w dokumentach męskie dane.

Miałam zdrowe, szczęśliwe dzieciństwo. Prawdą jest, iż już w dzieciństwie preferowałam towarzystwo kolegów i to oni mi imponowali. Nie zawsze odpowiadały mi oczekiwania wobec dziewcząt i to iż czegoś nie wypadało mi robić. Nie negowałam jednak swojej płci tylko panujące stereotypy. Dopiero po wejściu w dorosłość wskutek zmiany, która nastąpiła w moim rodzinnym domu zaczęłam czuć się nieszczęśliwa. Zaczęłam coraz częściej dostrzegać, iż kobiety w moim otoczeniu – łącznie ze mną – cierpią i czułam się z tym źle. Wadziło mi, iż istnieją pewne schematy – tłumaczy. Jako moment, który stał się źródłem dalszych decyzji wskazuje brutalną przemoc seksualną, której doświadczyła jako młoda kobieta.

To był początek lat 2000, nie funkcjonowały jeszcze media społecznościowe, ale w internecie już powstawały fora dyskusyjne. Na jednym z nich, poświęconym osobom transpłciowym, dzisiaj już nieistniejącym, szukała informacji.

– Dopiero po wejściu w świat queer moje negatywne emocje przybrały na sile, a ja uwierzyłam, iż ta przeciągająca się u mnie niechęć do kobiecości wynika z „wrodzonej niezgodności płci”. Gdy weszłam w środowisko trans, z czasem stopniowo zapragnęłam funkcjonować jak chłopak i gdy byłam za niego postrzegana, czułam satysfakcję. Regularnie mi to się podobało, więc zaczęłam wierzyć, iż jestem jedną z „tych rzekomo poszkodowanych przez naturę osób” – twierdzi.

„W Polsce, odmiennie niż w wielu innych krajach, nie tylko europejskich, nie obowiązują regulacje normujące sytuację prawną osób poddawanych procedurom zmiany płci.Należy zauważyć, iż coraz częściej system prawa postrzega płeć osoby fizycznej nie jako zdarzenie faktyczne o charakterze naturalnym, ale jako prawo osobiste. Tym samym można stwierdzić, iż istnieje tzw. prawo do płci, którego ochronę zapewnia art. 23 Kodeksu cywilnego, a także art. 8 Konwencji praw człowieka i podstawowych wolności (Rzym 1950 r.). Przepis art. 23 kc nie zawiera pełnego katalogu dóbr osobistych, gdyż ten nie jest możliwy do określenia. Istotniejsze jest jednak to, iż ustawodawca wprowadził ochronę dóbr osobistych jako takich.” – wskazuje mec. Magdalena Będziejewska-Michalska w „Gazecie Policyjnej”.

Jak wskazuje autorka obszernego opracowania, procedura zmiany płci jest wieloetapowa i obejmuje kwestie medyczne oraz prawne. Jest to proces rozciągnięty w czasie. Będziejewska-Michalska wylicza siedem etapów: wykonanie badań, postawienie diagnozy, rozpoczęcie terapii hormonalnej, pierwsza operacja – mastektomia (dotyczy tylko zmiany płci z kobiecej na męską), postępowanie sądowe o ustalenie zmiany płci, zmiany w treści dokumentów urzędowych (wszystkich), wdrożenie procedury operacyjnej korekty zmiany płci.

Zgodnie ze standardami opieki, udałam się do specjalistów, których diagnozy transpłciowości otwierają ścieżkę do piekła. Co gorsza, wszyscy odpowiedzialni za późniejszą diagnostykę specjaliści to potwierdzali – nie popierali tego moi rodzice, którzy przecież znali mnie najdłużej i najlepiej – w przeciwieństwie do psychologa w gabinecie. Znajomi i dalsi członkowie rodziny również nie kupowali tej diagnozy – tak widzi to po latach pani Magdalena.

Mówi, iż nie chce nikogo oskarżać, jednak wskazuje, iż to lekarze i środowisko osób transpłciowych popchnęło ją do tak poważnej decyzji. – Nikt jednak nie pytał mnie „dlaczego nienawidzę swojej społecznej roli” i „czego faktycznie mi brakowało”. Trzeba sobie więc zadać pytanie, czy to wykształcenie specjalistyczne w kierunku transpłciowości nie jest przypadkiem indoktrynacją promującą okaleczanie. Ci lekarze, którzy chcą uczciwie szukać przyczyn niechęci do płci, są uznawani na grupie wsparcia za zacofanych, przemocowych i nie znających się na rzeczy. W czasie rozmów oczywiście nie musiałam wspominać o gwałcie i najgorszych doświadczeniach z mężczyznami. Są to sprawy intymne i nie mówi się o nich z marszu, a wg środowiska trans również nie było sensu wspominać o sprawach dla nas przykrych na wizycie w sprawie transpłciowości. Dla diagnostów te doświadczenia i tak były poboczne i nie negujące dysforii. Rozmowy w gabinetach polegały na jałowych gadkach w stylu „jak siebie widzisz za parę lat”, „czym się zajmujesz”. Nie pytano o źródła niechęci do swojej prawdziwej roli. Od progu używano zaimków żądanych, lekarze życzyli powodzenia w walce o siebie, gratulowali diagnozy. Nie była to diagnostyka a afirmacja szaleństwa – twierdzi.

Zdaniem Ewy Barteckiej-Piłasiewicz, wojewódzkiego konsultanta w dziedzinie psychiatrii, trudno odnieść się do takich twierdzeń. – To słowa pacjentki – mówi w rozmowie ze Swidnica24.pl i mówi, iż również trudno uwierzyć, by lekarze nie zadali pytania o przyczynę, a jeżeli pacjentka ma zastrzeżenia, zostaje droga sądowa.

W 2007 roku, gdy pani Magdalena przechodziła tranzycję, nie było wytycznych dla lekarzy. Od 2020 roku specjaliści mogą korzystać z zaleceń opracowanych przez Towarzystwo Seksuologiczne. Wytyczne w zakresie diagnozy i terapii przygotowało również Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, koncentrując się jednak na dzieciach i młodzieży. Jak podkreśla konsultantka wojewódzka, nie są to dokumenty mające rangę aktu prawnego jak ustawa czy rozporządzenie.

Pani Magdalena wskazuje na silny wpływ środowiska osób transpłciowych. Twierdzi, iż na forach i w zamkniętych grupach w mediach społecznościowych osoby, które dopiero rozpoczynają drogę do zmiany płci otrzymują informacje o lekarzach, którzy gwałtownie i bez problemu stawiają oczekiwaną diagnozę. Zapytaliśmy o tę kwestię jednego z moderatorów takiej zamkniętej grupy. – Użytkownicy rozmawiają tu również na ten temat, ale obszerne i posortowane tematycznie oraz geograficznie listy specjalistów można znaleźć tutaj – odpisał, wskazując na stronę tranzycja.pl, na której znajduje się kompendium wiedzy na temat transpłciowości i tranzycji (zmiany płci).

Pani Magdalena miała 22 lata, gdy przeszła proces zmiany płci. Jako mężczyzna żyła kilkanaście lat. Dzisiaj swoją decyzję i okoliczności, jakie doprowadziły do jej podjęcia i wdrożenia w życie widzi zupełnie inaczej. – Po latach wycofałam się z koszmaru i wróciłam do życia w zgodzie z naturą. Po latach męczenia się i życia z poczuciem napięcia w tej sztucznej, męskiej roli wycofałam się całkowicie z tego bagna – wskazuje, choć przyznaje, iż „na początku towarzyszyły mi pozytywne emocje. Było to rozpoczęcie nowej czystej karty i pozór satysfakcji z odcięcia się od traum i tego czego nie lubiłam. Sądziłam, iż to jest to.”

Jest jednak zdeterminowana i chce powrotu do – naturalnej, jak mówi – płci. – Dopiero po latach, po drastycznym ograniczeniu czasu w sieci i wyleczeniu psychicznych ran zrozumiałam, iż moja silna niechęć do swojej płci i roli wynikały z powodu nagromadzenia złych doświadczeń ale też z poczucia bezradności i bycia niesłuchaną. Miałam dosyć życia w upokorzeniu i odrzuceniu, w byciu słabą i bezsilną. Nie chciałam być ugrzecznioną, żyjącą na kolanach kobietą, wykorzystywaną przez faceta. Tylko tyle. Ryzykowne zachowania pomagały rozładować emocje. Dziś rozumiem, iż nie ma czegoś takiego jak „wrodzona niezgodność”, uważam, iż każda niechęć do swojej roli społecznej i płci powinna być traktowana tak jak anoreksja (znalezienie przyczyny poczucia presji i odbudowanie trzeźwego obrazu siebie) a nie „leczona” poprzez prawną zmianę danych czy zabiegi – przekonuje.

Nie chodzi jednak o oskarżanie kogokolwiek. Zrezygnowałam z pozwów przeciw lekarzom i nie zamierzam ich ścigać. Chcę tylko spokoju i odzyskania godności, tego co miałam od urodzenia – prawo do odzwierciedlenia mojej prawdziwej, biologicznej płci w systemie i powrotu do mojego starego numeru PESEL – podkreśla. Dodaje, iż była przekonana, iż wycofanie się z decyzji podjętych przed laty będzie prostą formalnością.

– Generalnie z prawnego punktu widzenia uważam, iż moje prawo do odzwierciedlenia płci biologicznej w dokumentach powinno zostać mi natychmiast zwrócone w trybie np. kasacji wyroku (tamtego starego, którego dzisiaj żałuję) niemniej sąd stwierdził, iż muszę złożyć nowy pozew o ponowne ustalenie płci, by odzyskać prawdę – mówi. Sprawa trafiła w 2023 roku do Sądu Okręgowego w Świdnicy. Pani Magda była przekonana, iż sprawy potoczą się szybko.

Nic podobnego, trwa ponad dwa lata i sędzia SO w Świdnicy przeciąga ją w nieskończoność. Jestem tym zmęczona i mam dość roli ofiary systemu. Na co dzień żyję sobie normalnie jak dawniej, ale bałagan w dokumentach (pomimo iż dostałam z powrotem swoje dane z urodzenia, to w e-puap jestem linkowana do „męskiego” peselu zamiast do mojego starego, żeńskiego, który otrzymałam wchodząc w dorosłość. Przecież ta sprawa przybrała już postać kuriozalną. Chciałabym dać sądowi do zrozumienia, iż to postępowanie i przewlekłość rujnuje mi życie. Chciałabym też, by istniała świadomość jak człowiek, który uciekł z koszmaru tranzycji ma ciężko, gdy chce wrócić do de facto prawdy, prawdy, do której ma przecież pełne prawo i którą dostał po urodzeniu – bez biegłych, bez sądów itd. Na moją sprawę poszło już dużo pieniędzy a biegli zgodnie orzekli iż detranzycja, jest wskazana i uzasadniona prawnie. Więc ile można czekać? – pyta.

Nie mogę normalnie funkcjonować, podpisać umowy, wyjechać za granicę, zagłosować. Nie będę posługiwała się dokumentem z męskim oznaczeniem płci. Przysparzałoby mi to cierpienia, upokorzenia i w dodatku narażało każdorazowo na niebezpieczeństwo czy konieczność wyjaśnienia (pomimo, iż moja historia jest publiczna, to nie każdy ją przecież zna). No i ile kobieta może żyć z takim syfem w papierach? – dodaje.

Jest to sprawa, która dotyczy tranzycji dwustronnej, ponieważ pani Magdalena, która w tej chwili wnosi o stwierdzenie związane z płcią już raz występowała o to i jest to powrót do pierwotnego stwierdzenia, jeżeli chodzi o kwestie związane z ustaleniem płci. 27 stycznia tego roku do sądu wpłynęły opinie sądowo-psychiatryczne i sądowo-seksuologiczna, które postanowieniem sędziego prowadzącego sprawę 17 lutego zostały przesłane stronom w celu zapoznania się z treścią i ewentualnego wniesienia uwag. Na to miały 14 dni. Obecnie, już po przeprowadzeniu tych czynności, wyznaczony jest termin rozprawy na 10 czerwca 2025 roku – mówi sędzia Agnieszka Połyniak, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Świdnicy.

Z tego, co ustaliłam, tranzycje jednostronne realizowane są krócej, natomiast w przypadku dwustronnych tranzycji opinie i ustalenia zabierają więcej czasu i dlatego postępowanie trwa dłużej. Pani Magdalena przeszła już jedno postępowanie i to obecne jest konsekwencją tego, iż obecny stan stwarza problemy w jej funkcjonowaniu. W związku z tym wniosła o kolejną tranzycję i stwierdzenie, ze adekwatnym jest jednak powrót do pierwotnego określenia jej płci. To nie mogą być decyzje pochopne i stąd też sąd musi opierać się na wiedzy fachowej, którą dysponują biegli psychiatrzy i seksuologowie, żeby nie było kolejnych problemów i kolejnych postępowań. By nie było kolejnych problemów z tym, iż po jakimś czasie osoba, która występuje o tranzycję dojdzie znowu do wniosku, iż to jednak nie jest to – dodaje sędzia.

Agnieszka Szymkiewicz

Idź do oryginalnego materiału