W planach miałam iść na najwcześniejszą z możliwych Mszy świętych, czyli tą o 9:00. Plany planami, zostały one jednak zweryfikowane przez rzeczywistość. Nie będę ukrywać, iż po powrocie z pasterki o godzinie 2 w nocy nie dałam rady obudzić się jakieś 5 godzin później, aby dotrzeć na spokojnie dojść na zaplanowaną godzinę. Ale spokojnie, nie jedna Msza święta w ciągu dnia, więc postanowiłam z automatu iść na późniejszą godzinę.
Po dotarciu do kościoła zasiadłam na swoim stałym miejscu i chwilkę pozachwycałam się naszą szopką. Co prawda dzisiaj Ksiądz Niosący Światło przepraszał mnie, iż zostałam pominięta wśród grona twórców, ale przecież nic się nie stało. Nie jestem z ich parafii, zresztą nie mam wrażenia, iż mój wkład był jakoś specjalnie duży - był porównywalny do wkładu innych budowniczych. A może choćby jest mniejszy, wszak nie wszystko byłam w stanie zrobić, przynieść, przybić. Jednak miło, iż ktoś zauważył choćby to.
Mszę koncelebrowali ksiądz Robcio i Paweł. Byłam więc przekonana, iż to któryś z nich będzie miał kazanie. Przy czym bardziej obstawiałam księdza Robcia, bo Paweł miał kazanie podczas Pasterki. Kiedy kościół zapełnił się wiernymi, z mojej perspektywy nie widać co się dzieje na ołtarzu i adekwatnie tylko na podstawie słuchu wnioskowałam, kto aktualnie mówi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wyłapałam, iż Ewangelię odczytuje Ksiądz Niosący Światło. I, iż to do niego będzie należało dzisiejsze kazanie, przynajmniej na tej Mszy świętej.
Wyszedł od tego, iż kiedyś usłyszał, jak rodowici Ślązacy, tacy z dziada pradziada, określają siebie mianem "pnioków", czyli kogoś, kto całkowicie wrósł w dane miejsce, w jego zwyczaje, tradycje, kulturę. Tych, którzy są na terenie Śląska są krócej, od jednego, dwóch pokoleń, nazywają "krzakami". pozostało trzecia kategoria - tych, którzy przybyli na Śląsk tylko na chwilę, na kilka lat, po czym ruszyli w dalszą wędrówkę - to "ptaki". Te trzy kategorie porównał trochę do wiernych w Kościele - ptaki to ci, którzy pojawiają się w Kościele od czasu do czasu, bo czegoś potrzebują, albo bo tak wypada, np. z okazji świąt. Krzewy chodzą do kościoła dosyć regularnie, przystępują choćby do sakramentów świętych, ale ich wiara jest raczej chłodna. Z kolei pniaki to ci, którzy są zakorzenieni w wierze i w Kościele. Którzy spotkali Boga w swoim życiu i chcą się nim dzielić z innymi. Którzy żyją Ewangelią na co dzień, a nie tylko od święta. Jednocześnie kazał nam się zastanowić, czy bliżej nam do bycia ptakiem, krzewem, czy też pniakiem.
Przypominał o tym, iż wczoraj papież Franciszek otworzył w Watykanie Drzwi Święte, inaugurując tym samym Rok Jubileuszowy. Rok, który obchodzony jest pod hasłem "pielgrzymi nadziei". Ale też zaznaczył, iż jest to doskonała okazja ku temu, aby stawać się "jeszcze bardziej". I to nie tylko będąc owym ptakiem i krzakiem, ale też pniakiem. Bardziej poznawać Boga, stawać się Jego uważniejszymi uczniami. Przywołał tutaj małe dzieci, które są ciągle interesujące świata i Pana Boga, które rozrabiają, ale równie często pytają najzwyczajniej w świecie "A co by było gdyby...?". I takiej dziecięcej ciekawości względem Boga życzył każdemu z nas. Tak samo jak nam i sobie samemu z okazji Roku Świętego życzył umiejętności wzajemnego wybaczania sobie na wzór wybaczenia z okazji biblijnych Roków Jubileuszowych oraz właśnie owego stawania się "jeszcze bardziej" dla Boga i innych. Na bycie takim żłóbkiem dla innych, no i dla samego Jezusa. Bo, jak miał powiedzieć papież Franciszek podczas pasterki, Bóg chce wejść w nasze życie, choćby o ile jesteśmy zimnymi, pustymi żłobami. Wszystko po to aby odmienić życie każdego z nas.
Może nie było to najmocniejsze kazanie, a raczej łagodne, ale kolejne zapadające w pamięć i skłaniające do myślenia. Nie wiem czy pamiętacie, jak na początku roku przywołałam Wam kazanie Księdza Niosącego Światło z 1 stycznia. Co prawda nie wygłosił go sam, bo akurat się pochorował, ale i tak udało mu się nim zburzyć mój poukładany wewnętrznie świat. A potem wielokrotnie przytaczałam mu je np. w życzeniach urodzinowych albo z okazji rocznicy święceń kapłańskich. Czy się zorientował? Nie mam pojęcia.
Myślę też, iż każdy wierzący powinien sam siebie zapytać, czy jest takim ptakiem, krzakiem czy też pniakiem oraz co powinien zrobić aby być jeszcze bardziej wierzącym człowiekiem. Swoją drogą, interesujące czy ksiądz wygłaszał to kazanie na każdej Mszy świętej, czy tylko na wybranych? A o ile tylko na wybranych to szczęśliwe uszy, które je słyszały.