Październikowa pochwała świata

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 dzień temu
Tradycyjnie już październik okazał się dla mnie sztuką logistyki i planowania pierwszej połowy dni od poniedziałku do piątku. Kilka dłuższych przerw międzyzajęciowych poświęconych na bieganiu za wykładowcami i zbieraniu od nich podpisów pod Indywidualną Organizacją Studiów oraz wieczorów spędzonych z ołówkiem w ręku i kartką z planami wykładów i ćwiczeń poskutkowało tym, iż już mniej więcej wiem, kiedy na co mam iść, aby mniej lub więcej ogarnąć to wszystko. Nie wiem, czy dam radę, czy się po drodze "nie wykoleję", ale próbować zawsze mogę. Przegranym bowiem jest nie ten, który odpadnie w trakcie trwania czegoś, ale ten, kto choćby nie podejmie próby. Dawno temu usłyszałam te słowa od osoby bliskiej mojemu sercu i jakoś tak stały się one moim życiowym mottem.
Od początku staram się w miarę regularnie usystematyzowywać pokłady mojej niezaspokojonej wiedzy. W ostatnich dniach udałam się do Biblioteki Śląskiej nie tylko w celu wypożyczenia kolejnych książek (których czytanie ograniczyłam ze względu na niewielką ilość wolnego czasu), ale też zapoznania się z zadanymi mi zagadnieniami do opracowania w ramach Historii Kościoła.
Co prawda nie mogłam sobie wypożyczyć tej pozycji do domu, ale była możliwość sfotografowania potrzebnych mi artykułów, z czego oczywiście skorzystałam. Potem w domu przerzuciłam fotografie na laptopa i mogłam na spokojnie na tym pracować.
Taka moja mała dygresja - na dłuższym tekście (o reskrypcie mediolańskim) pracowało mi się o wiele lepiej, niż na krótszym (libellum z Arsinoe). Na szczęście mieliśmy tylko omówić najważniejsze kwestie przydzielonych nam tekstów, więc jakiejś wielkiej tragedii nie było.
Przy okazji wizyty w bibliotece miałam ciut czasu w pospacerowaniu po parku okalającym budynek sprawiając, iż miejsce to jest bardzo przyjemne i wręcz zachęcające do pracy.
I od razu przy akompaniamencie tak wspaniałej przyrody przyszedł mi do głowy kolejny wiersz:

Wiatr - czarodziej chwil
Łagodny podmuch wiatru
smaga mą zdziwioną twarz.
Chcąc tym samym subtelnie zaznaczyć
swoją obecność w mym życiu
A ja stoję bez wzruszenia i patrzę,
jak kolorowy liść lekko opada na ziemię,
niesiony tym samym powiewem.
Może coś się skończyło, przeminęło...
Nie ważne,
liczy się to, by dostrzec małe chwile piękna,
które po cichu wkradają się w nasze życie.

Trzymajcie się ciepło. I łapcie najpiękniejsze chwile z każdego dnia.
Idź do oryginalnego materiału